Odpowiedzialność zamyka mi usta

Odpowiedzialność zamyka mi usta

Postąpiłem wbrew własnym regułom. Kieruję tym samym teatrem już 14 lat, a zawsze twierdziłem, że cykl sukcesów dyrektora opery to pięć lat Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu – Jaka jest kondycja polskiej opery? Nie jest dobra, ale chyba nie pora na stawianie teraz diagnozy, kiedy kroi się decyzja w mojej sprawie. – Właśnie. Od blisko 40 lat jest pan związany z teatrem operowym. Jest pan jednym z najstarszych stażem dyrektorów i animatorów instytucji tego typu, a do tego założycielem Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów. Zdarzało się, że swym kolegom wystawiał pan cenzurki. I co? Jak w powiedzeniu „nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”? Zespół Teatru Wielkiego w Poznaniu domaga się pańskiego odwołania. – Powiedzenie o wilku nie ma związku z moim przypadkiem, przyznaję jednak że w swojej długiej karierze, w której zdarzały się także sytuacje trudne, miałem zawsze załogę za sobą. A teraz zdarzyło się coś, czego się nie spodziewałem i nie zdążyłem uprzedzić sytuacji. Być może za bardzo zawierzyłem, że poparcie załogi jest bezwarunkowe. – I kto to mówi? – Ja mówię. Wprawdzie człowiek z moim stażem i doświadczeniem nie powinien opowiadać, że padł ofiarą manipulacji grupki cwaniaków operowych, bo to ja powinienem być największym cwaniakiem w tym środowisku. Ale w końcu sam postąpiłem wbrew własnym regułom zawodowym. Kieruję tym samym teatrem już 14 lat, a sam zawsze twierdziłem, że normalny cykl sukcesów dyrektora opery zamyka się w okresie pięciu lat. W tym czasie można zrealizować wszystko to, co się założyło na wstępie i co zwykle zrobić trzeba dla dobrego funkcjonowania sceny. Jeśli dyrektor zostaje za przyzwoleniem władzy, decydentów i współpracowników w zespole, a także publiczności na drugie pięć lat, to może być usatysfakcjonowany, że nadal jest akceptacja dla jego poczynań. I to mnie też spotkało. Jeśli jednak jest się przez 14 lat dyrektorem teatru i wciąż ma się poczucie, że wszystko idzie jak najlepiej, to chyba zabrakło trochę spojrzenia krytycznego na siebie i zadania sobie pytania, dlaczego nie powiedziałem stop. – Jest pan zawodowym dyrektorem opery, a pańska droga do tego trudnego, ale i zaszczytnego stanowiska mogłaby uchodzić za wzorzec. – Zostałem dyrektorem Teatru Wielkiego w Poznaniu, bo tu się w zasadzie wychowywałem na świeżej jeszcze legendzie Waleriana Bierdiajewa, a potem Zdzisława Górzyńskiego i Roberta Satanowskiego. Pracę tych mistrzów dogłębnie studiowałem i obserwowałem jeszcze jako student prawa Uniwersytetu Adama Mickiewicza i założyciel Towarzystwa Przyjaciół Opery, a potem asystent dyrektora Opery Śląskiej. I kiedy wreszcie po sukcesach i porażkach znów znalazłem się w Poznaniu, powierzono mi Teatr Wielki z uwagi na moje doświadczenie zawodowe w kierowaniu operami Wrocławia, Łodzi, Warszawy. Ten dorobek prawdopodobnie uśpił moją czujność, bo myślałem o zbliżającej się rocznicy 100-lecia Gmachu pod Pegazem, a nie o tym, że za długo jestem tutaj szefem. – Skąd miało przyjść ostrzeżenie, skoro wszystko się udawało i mógł pan chyba odczuć, że podoba się publiczności? – Dyrektor nie jest od podobania się ani nawet od prężnego działania, ale od skuteczności. Trochę się tylko obawiam, że po moim hipotetycznym odejściu będzie tak, jak bywało w operach, które kiedyś opuszczałem – nastąpi regres, z którego trudno będzie się wydobyć. – Przyjemnie jest uważać się za człowieka niezastąpionego? – W takiej sytuacji na pewno nie. A dodatkowo wśród tych refleksji nasuwa się wniosek, że ludzie podpisujący protest płacowy zostali zmanipulowani. – A nie przyszło panu do głowy, że rzeczywiście za mało zarabiają? – Tak. Mało tego. Czuję się odpowiedzialny za to, że zespół zarabia zdecydowanie za mało. W sezonie gramy od wtorku do niedzieli, od września do czerwca, jak mało która opera w Polsce i w Europie. Mamy w repertuarze blisko 40 spektakli operowych i 15 baletowych, dajemy w roku pięć premier. To wszystko jest okupione dużym wysiłkiem. Ludzie harują od rana do wieczora, bo trzeba też zaistnieć na festiwalach w Polsce i za granicą, opera wyjeżdża również do różnych miast regionu, Kalisza, Piły, Konina, a przy tym nie przyjmujemy prawie wcale propozycji komercyjnych. Starałem się rekompensować niskie zarobki wyjazdami zagranicznymi, zabiegałem u władz o większe dotacje. Ale nie będę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 39/2008

Kategorie: Kultura