Okno wybite w murze

Okno wybite w murze

Dlaczego na Sokólszczyźnie, gdzie ludzie we wsiach katolickich, prawosławnych i mieszanych żyli dotąd zgodnie, po wojnie stanęli po dwóch stronach muru? Stał mur. Po obu jego stronach ludzie rozmawiali o swojej bolesnej historii, ale tylko między sobą. I tworzyli swoje mity. Tak było przez 80 lat. I przyszła młoda jeszcze, krucha kobieta o dwojgu nazwisk – jedno z jednej strony muru, drugie z drugiej – i wybiła okno w tym murze. Aneta Prymaka-Oniszk napisała opowieść „Kamienie musiały polecieć”, którą opublikowało Wydawnictwo Czarne. Rozpoczęła nią wielką dyskusję obu stron. I choć rzecz dzieje się na Sokólszczyźnie na Podlasiu, to rozmawiać chcą ludzie w Białymstoku, Hajnówce, Narewce, Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Bytomiu, nawet małym Radrużu na Podkarpaciu, tuż przy granicy z Ukrainą. Do pisarki „przyszedł” jej dziadek Aleksander, ojciec mamy. W zasadzie od dziecka nie dawał jej spokoju. – Co się stało z dziadkiem? – pytała. – Zabili go w maju 1945 r. – Kto zabił? – Bandy. – Za co? – Bo był prawosławny. Koniec rozmowy, niczego więcej rodzice nie wyjaśniali. A ona wiedziała, że o tym z koleżankami z katolickich domów nie można rozmawiać. Po dziecięcemu czuła mur. I wiedziała: tylko mojego dziadka zabili. Na oczach babci Oli, która do Łosośny pod Kuźnicą przyszła z Surażkowa koło Supraśla, cioci Ludy i mamy, która wtedy nawet nie wiedziała, co się dzieje. Miała dziewięć miesięcy. Gdy Aneta dorastała, dowiadywała się, że i tu kogoś zabili, i tam, a gdzieś cała rodzina zginęła w czasach, można powiedzieć, pokoju, bo wojna na Białostocczyźnie skończyła się w lipcu 1944 r. A jednak ludzie ginęli, jak jej dziadek, na wiosnę 1945 r. Bo przychodzili jacyś z bronią i podawali się albo za Wojsko Polskie, albo za Armię Krajową, albo nic nie mówili, ale rabowali i zabijali. Potem była chwila oddechu i zimą następnego roku oddział „Burego”, Romualda Rajsa, zamordował 30 prawosławnych wozaków, goniąc ich najpierw na drugą, katolicką stronę muru, do Puchał Starych. Tam zabitych rzucili na stos i przykryli gałęziami, aż kruki i wrony zaczęły ciała rozdziobywać. Wtedy miejscowi wykopali dół. A rodziny prawie przez pół wieku nie wiedziały, gdzie są ciała ich bliskich. Oddział Rajsa pacyfikował w tym czasie prawosławne wsie między Bielskiem a Hajnówką. W Zaleszanach w ogniu, zamkniętych w domu, zginęło 16 osób. Wśród nich 16-letni Piotr Demianiuk, który na kolanach błagał o życie, tylko co rozkwitające. Został rozstrzelany. W tym piecu ognistym była też siedmiodniowa córeczka, jeszcze bez imienia, Bazylego i Tatiany Leończuków. I rodzina Niczyporuków – Jan, Natalia, pięcioletnia Anna, Maria, Piotr, Michał, Aleksy i Józef. Ośmioro. Został ojciec rodziny Nikita, niczym biblijny Hiob. Nikita jest dziadkiem ihumenii Katarzyny, która została pierwszą przełożoną monasteru w Zaleszanach, założonego w 2007 r. W tym właśnie monasterze prawosławny metropolita warszawski i całej Polski Sawa 25 lipca 2020 r. kanonizował 79 męczenników ziemi podlaskiej – 16 z Zaleszan, 24 z niedalekich Zań, siedmiu z wioski Szpaki, dwóch z Wólki Wygonowskiej, a także 30 wozaków zamordowanych w Puchałach Starych. Metropolita zwrócił się wtedy do nowych świętych: – Otoczcie swoją modlitwą tych, którzy pozbawili was życia. A do mniszek: – Niech wasza modlitwa zasypie wszelkie urazy z przeszłości, a miłość niech wyprze niezgodę. Ofiarom z Zaleszan oddał hołd 7 czerwca 2021 r. prezydent Andrzej Duda. Aneta Prymaka-Oniszk już wcześniej napisała książkę „Bieżeństwo”. Historię rodzinną, z pytaniem, „dlaczego babcia jechała u Rasieju”, rzuciła w niej na tło historii powszechnej – wielkiego exodusu ludności w głąb Imperium Rosyjskiego w 1915 r. Z Podlasia, Polesia, Lubelszczyzny, Chełmszczyzny i Galicji wysiedlono wtedy ok. 3 mln osób. Ale dziadek Aleksander wciąż do niej „przychodził”. Nie, nie szukała jego zabójcy. A gdyby i znalazła, nie wiedziałaby, co z tą wiadomością zrobić. Byłaby jej nieprzydatna. Już wiedziała o furmanach, Zaleszanach, Szpakach, Topilcu, Choroszczy, Grodzisku i wielu innych miejscowościach, w których po wojnie ludzie ginęli, padali ofiarą rabunku lub byli wypędzani „do raju”, czyli za wschodnią granicę. Rogal Tym razem Prymaka-Oniszk szukała przede wszystkim rozmów po obu stronach muru. Ona, prawosławna Białorusinka, dziennikarka i pisarka, chciała zrozumieć jednych i drugich. Odczytać ich mity.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2024, 2024

Kategorie: Kraj