Open’er szuka nowej drogi

Open’er szuka nowej drogi

Kto dał czadu, kto zawiódł

Wiele osób jako przykład zadyszki, w którą wpadł Open’er, podaje tegorocznych headlinerów (największe gwiazdy festiwalu umieszczane na plakatach). – To gwiazdy zdecydowanie mniejszego formatu niż goszczące tu w ostatnich latach – mówi Antek, 27-latek z Łodzi, który na Open’era przyjechał z sentymentu. Nie do końca zgadzam się z tą opinią. Oczywiście trudno porównywać tych wykonawców z Björk, Pearl Jam, Blur, Prince’em czy Jayem Z, którzy wystąpili na gdyńskim festiwalu w ostatnich latach, ale przecież cały czas mówimy o ścisłej światowej czołówce. Zwłaszcza że Drake, The Libertines, Mumford and Sons oraz Kasabian dali w tym roku świetne występy, które większości festiwalowiczów z pewnością nie zawiodły. Szczególnie ten ostatni zespół zagrał fenomenalny, pełen energii koncert, który od pierwszych sekund oderwał fanów od ziemi. Sceniczna pewność siebie wokalisty Toma Meighana była wręcz majestatyczna. Szokowało to tym bardziej, że Meighan ze swoją aparycją spokojnie dostałby rolę w filmie o angielskich chuliganach stadionowych. Panowie z Kasabian udowodnili, że Wielka Brytania nadal ma najwięcej do powiedzenia w temacie rocka alternatywnego i indie.

Festiwalowe doświadczenie uczy jednak, że prawdziwe perełki trafiają się tam, gdzie człowiek się tego nie spodziewa. Tak było z Brittany Howard, wokalistką i gitarzystką Alabama Shakes, która wraz z zespołem została prawdziwą królową pierwszego dnia Open’era. Jej muzyka to kwintesencja południowych stanów USA, z mieszanką bluesa, rocka i soulu. Niesamowity, pełen emocji głos Brittany sprawiał, że ciarki przechodziły po plecach.

Motywów z amerykańskiego Południa było więcej. Jesse Hughes, gitarzysta i wokalista Eagles Of Death Metal, z sumiastymi wąsami i tatuażami pokrywającymi niemal całe ciało przypominał typowego rednecka (popularna nazwa mieszkańców tamtych stron). Wrażenie to potęgował fakt, że w rozmowie z publicznością w co drugim zdaniu używał słowa k… EODM zagrali kawał porządnego rock and rolla, który sprawił, że namiot koncertowy aż się trząsł. Żywiołowa reakcja publiczności przypadła do gustu Hughesowi, który mówił: – Nawet nie wiecie, jak bardzo was potrzebowaliśmy! Jesteście świetni, za co z głębi mojego serca wam dziękuję. Mówili nam, że nie możemy zagrać bisów, ale razem z chłopakami stwierdziliśmy, że takim sukinsynom jak wy należy się jeszcze kilka piosenek.

Wcześniej na scenie głównej świetnie wypadł Tom Odell. Grający na fortepianie 25-latek przekonał do siebie nawet sceptyków. – Myślałem, że to zmanierowany chłopczyk, który gra łzawe piosenki dla zakochanych dziewcząt, a okazało się, że to po prostu równy gość i wirtuoz, który potrafi dać publiczności prawdziwego kopa – przyznawał po koncercie Witek, równolatek Odella. I dodawał: – Już nie będę oceniał książki po okładce.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 29/2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy