Operacja w rytmie arii – rozmowa z prof. Wojciechem Pospiechem

Do szczególnie zestresowanych pacjentów najlepiej trafia muzyka baroku Prof. Wojciech Pospiech – kierownik Katedry i Zakładu Muzykoterapii Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wychowanek prof. Stefana Stuligrosza. Rozmawia Małgorzata Szczepańska-Piszcz Jak wpływa na nas muzyka? – Zawsze konkretnie: pozytywnie albo negatywnie. W odbiorze muzyki – z czego na ogół nie zdajemy sobie sprawy – nie ma neutralności. Muzyka działa albo dobrze, albo źle. Stymuluje lub relaksuje bądź rozregulowuje. Pomaga lub przeszkadza. Źle działają mroczne, „złe” gatunki muzyki, np. heavy metal? – Nie ma złych gatunków. Są złe utwory. Nawet heavy metal (ale nie każdy) może podziałać dobrze, stymulująco np. na maksymalnie zestresowanego pacjenta ortopedii, który gustuje w takiej muzyce. Ale są utwory i wykonawcy niemal uniwersalni, którzy trafią prawie do każdego. Jak walijska wokalistka Kathe- rine Jenkins. Mało tego, zauważyliśmy, że do szczególnie zestresowanych pacjentów najlepiej trafia muzyka baroku. Dlaczego? – Bo to muzyka szczególnie delikatna, pisana na instrumenty ze strunami jelitowymi, flety niemetalowe, drewniane, z odleżałego drewna. A takie instrumenty dają z natury miękkie brzmienie. Muzyka barokowa to także miękkie głosy, miękki sposób śpiewania. I muzyka baroku trafia do pacjenta nierozbudzonego muzycznie, który potrafi zaśpiewać jedynie „Polska, biało-czerwoni”? – On wcale nie musi tej muzyki rozumieć ani lubić. Są utwory, które wyciszają emocje, i udowodniono to naukowo. MEZZOSOPRAN I STENTY Jak ważna jest perfekcja wykonania? – Okazało się, że to nie jest najważniejsze. Dużo istotniejsza jest osobowość, wrażliwość wykonawcy, kreatywność, które uwidoczniają się w jego muzyce. Ta aura, którą jedni wykonawcy mają, a drudzy nie. A takich kreatywnych artystów jest niewielu, wśród nich są na pewno Katherine Jenkins, trzech wielkich tenorów, Andrea Bocelli, Kenny G, André Rieu, ale także Karel Gott. Ważne są również warunki, w jakich się słucha. Muzyka nie może być zbyt cicha, bo do człowieka nie docierają głos, linia melodyczna. I zamiast koić, taka muzyka denerwuje. Tak samo gdy dźwięk jest przedęty. Drażni nawet dzieci, bo jest brzydki. I jeszcze jeden ważny warunek: na muzyce trzeba się skupić. Nie można być zajętym czymś zupełnie innym. Jakim pacjentom mogą pomóc muzykoterapeuci? – Wchodzimy na wszystkie oddziały szpitalne: od interny przez kardiologię po ortopedię. Dobieramy narzędzia, odpowiadając sobie na trzy pytania. Dla jakiego rodzaju pacjenta ta muzykoterapia, psychiatrycznego czy kardiologicznego? Zestresowanego czy nie? Czy chcemy relaksować, czy stymulować? I czym to osiągniemy? Bo muzykoterapia nie polega tylko na biernym słuchaniu. To także śpiewoterapia, drama (scenki słowno-muzyczne i pantomimiczne), taniec. Jak wygląda to leczenie muzyką, np. podczas operacji kardiologicznej, w czasie której pacjent nie traci świadomości? – Najpierw na sali, jeszcze przed zabiegiem, rozmawiam z pacjentem. Pytam o gust, przygotowanie muzyczne. Staram się rozpoznać jego stan i potrzeby. I daję mu zestaw muzyczny do posłuchania. Najczęściej podtykam moje ulubione trio: wspomnianą już walijską mezzosopranistkę Katherine Jenkins, amerykańskiego saksofonistę i klarnecistę Kenny’ego G oraz holenderskiego skrzypka André Rieu. Większość akceptuje ten wybór? – Raczej nie. Ona tak pieje – nierzadko słyszę o śpiewie Jenkins od pacjentów nieprzygotowanych muzycznie. I nie bardzo chcą jej słuchać. Ale potrafię ich przekonać. I bardzo często po operacji dowiaduję się, że była to najpiękniejsza muzyka, jaką w życiu słyszeli. Nie dziwię się takiej zmianie postrzegania. Po prostu pod wpływem ogromnego stresu operacyjnego poddają się obiektywnemu pięknu, które wymierzone zostało precyzyjnie m.in. przez chicagowski Instytut Akustyki. Ta zmiana gustów muzycznych jest trwała? – Czasami. Tak było m.in. z panem Józefem, otyłym mężczyzną z podwyższonym cholesterolem, cukrzycą i niedokrwienną chorobą serca. Był przygotowywany do zabiegu wprowadzenia stentów – niewielkich metalowych sprężynek – do naczyń krwionośnych. Zabieg odbywa się w znieczuleniu, ale przy pełnej świadomości pacjenta. Wcześniej pan Józef krzywił się na Jenkins. Bezpośrednio po zakończeniu udanej operacji, płacząc, oświadczył mi: „Gdybym ja wcześniej słuchał takich utworów, to nie piłbym wódki, nie palił papierosów i nie biłbym żony”. Potem jeszcze miałem z nim śpiewoterapię, żeby udrożnić układ krążenia i żeby poczuł radość mówienia. A na końcu okazało się, że muzyka nie tylko przeprowadziła go, być może, przez najtrudniejszy moment w życiu. Kilka miesięcy później

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 27/2012

Kategorie: Zdrowie