Oswajanie lęków

Oswajanie lęków

W niemieckim Guben jest 700 uchodźców. W polskim Gubinie – jedna rodzina

Na ulicach Guben nie widać uchodźców. Czasem przemknie na rowerze mężczyzna o smagłej twarzy i wschodnich rysach albo na głównej ulicy pojawi się kobieta w długiej szacie, z małym dzieckiem u boku. To jedyny znak, że imigranci dotarli na pogranicze.
W większej grupie pojawiają się raz w miesiącu na tzw. integracyjnym spotkaniu przy kawie, które organizują emeryci w Starej Farbiarni, dawnych, zabytkowych obiektach fabryki kapeluszy, przy ratuszu. Najstarsze pokolenie Niemców usiłuje pomóc przybyszom w asymilacji.
Guben graniczy z Gubinem, przed wojną było to jedno miasto, po wojnie podzielone zostało na dwa – większy obszar przypadł Polsce, mniejszy Niemcom. Rozdzielała je Nysa Łużycka. Dziś widać, że za sprawą ludzi obie części się zrastają. Granica państwowa nadal istnieje, ale na moście, gdzie tak niedawno stały placówki polskiej Straży Granicznej i niemieckiego Grenzschutzu, jest po prostu droga wiodąca na drugi brzeg, do głównych ulic obu miast.
Uchodźcy, których w Guben jest ok. 700 (ta liczba się zmienia, imigranci wyjeżdżają stąd do rodzin, do znajomych w większych miastach), przechodzą do polskiego Gubina na zakupy, bo po polskiej stronie taniej.
W Gubinie teoretycznie nie ma uchodźców. Bo czy można mówić o zjawisku imigrantów, gdy mieszka tu zaledwie jedna trzyosobowa rodzina syryjska, która przybyła z Aleppo na zaproszenie ks. Artura Godnarskiego?

Nie gorsi, lecz inni

Ks. Godnarski, założyciel i szef Wspólnoty św. Tymoteusza z zarządem głównym w Gubinie, jeździ po świecie w celach misyjnych, zdołał więc poznać różnice w stylu życia Europejczyków i mieszkańców krajów Bliskiego Wschodu, Afryki, skąd przybywają uchodźcy.
Gdy przyjeżdżam do Gubina o godz. 9 i proszę o spotkanie z Syryjczykami, ksiądz uprzedza: – Pewnie jeszcze śpią. Oni nie wstają rano do pracy, tak jak Europejczycy, jak pani czy ja. To są ludzie z innego kręgu kulturowego. Czy oni są źli? Nie, są inni. Pojawia się jednak pytanie, na ile wartości europejskie są w stanie ich zmienić. Przede wszystkim nie mają takiego etosu pracy jak my, dla nas praca jest podstawą życia, dla nich zaledwie dodatkiem. W Europie, w świecie mamy dwa porządki: porządek sumienia – to my w Kościele myślimy: trzeba pomagać – i porządek polityczny. Politycy powinni dbać o dobro, które nazywa się naród, ludzie. Każdy niech robi swoje. Dziś, niestety, gra się na emocjach.
Rok był w Izraelu, tam dowiedział się o Giorgiu z Aleppo, który jest w seminarium w Jerozolimie. Giorgio prosił o pomoc rodzinie, więc po powrocie do Polski ksiądz przystąpił do załatwiania formalności, których było mnóstwo. Urzędnicy, na szczęście bardzo życzliwi i uczynni, pomogli w pokonywaniu barier formalnych. Po dwóch miesiącach Syryjczycy przylecieli do Polski.
Stowarzyszenie mieści się w przepięknie odremontowanych budynkach dawnych koszar. Są tu pomieszczenia gościnne, kuchnia, więc mogliby tu zamieszkać. Ale ks. Godnarski uważa, że sami powinni o siebie zadbać. Wspólnota wynajęła im trzypokojowe mieszkanie, dała pieniądze na życie, niech sobie radzą tak jak Polacy, niech sprzątają mieszkanie, wychodzą po zakupy, gotują, niech coś robią.
Na początku pieniądze pochodziły m.in. ze składek parafian, bo ksiądz powiedział w kościele, że z Syrii, z bombardowanego Aleppo przybyła trójka chrześcijan. Od kwietnia Syryjczycy otrzymują pieniądze z Urzędu ds. Cudzoziemców, 800 zł na osobę, ponieważ mają status uchodźców. Uzyskali też kartę pobytu na trzy lata.
Ci uchodźcy należą do najwyższej warstwy klasy średniej w Syrii, przed wojną wiodło im się dobrze. Jeden z nich miał swoją firmę projektową. Byli więc zdumieni, że Polacy muszą się utrzymać za kwoty, które oni dostają.
Ks. Godnarski mówi: – Biskupi syryjscy mają pretensje do nas, że przyjmujemy Syryjczyków, ich kraj się wyludnia, chrześcijan coraz mniej. Abp Gądecki zaapelował, byśmy zbierali pieniądze i wysyłali tam, gdzie są obozy dla uchodźców, np. do Jordanii. To jest jakieś rozwiązanie.

Fadi będzie Europejczykiem

Mateusz Warda, członek stowarzyszenia, również jeździ po świecie, teraz jest tłumaczem Syryjczyków, biegle włada angielskim. Ale gdy Fahed Jamal, inżynier, i Elias Zrez, prawnik, przychodzą na spotkanie, podstawowych słów nie trzeba tłumaczyć. Obaj panowie bezbłędnie przedstawiają się po polsku. Języka uczy ich polonistka z gubińskiego liceum.
O wrażeniach z pobytu w Polsce opowiadają jednak już po angielsku. Gdy przylecieli jesienią, było zimno. O zimie wolą nie wspominać. Latem w Gubinie i okolicy zielono, przed domami zadbane ogródki, kwiaty, wszędzie zieleń, tego nie ma w Syrii. Byli w Warszawie, w Krakowie, Polska bardzo im się podoba. Kontakt z Aleppo mają prawie codziennie, łączą się przez internet lub dzwonią, martwią się o rodziny. Elias zostawił w Aleppo rodziców, dwie siostry, ciotki, wielu wujków, wszyscy chcieliby wyjechać.
Fahed Jamal jest teściem Eliasa Zreza, ojcem jego żony Rity, która nie mogła przyjść na spotkanie. Walczy z mdłościami, jest w czwartym miesiącu ciąży. Rodzina wie, że urodzi się chłopczyk, na imię będzie mieć Fadi.
Syryjczycy opuszczą Gubin, pojadą do Katowic, dokąd zaprasza ich zaprzyjaźniony franciszkanin, Giorgio jest także franciszkaninem. W Katowicach Elias chce studiować prawo międzynarodowe – już jest prawnikiem, ale prawo syryjskie bardzo się różni od europejskiego. Elias zamierza nauczyć się biegle naszego języka, wybudować dom na obrzeżach miasta. Zostanie w Polsce, znajdzie pracę w korporacji, utrzyma rodzinę. – Chciałbym, by mój syn był Europejczykiem.

Miejsca jest dość

Fred Mahro, zastępca burmistrza w Guben, nie ma nic przeciwko uchodźcom, tylko te obciążenia dla miasta… Co prawda, pieniądze na zasiłki płyną z budżetu centralnego, ale miasto musi zapewnić lokum i opiekę lekarską, zorganizować kurs języka niemieckiego (trwa pół roku), dla dzieci znaleźć miejsce w żłobku, przedszkolu lub w szkole.
Uchodźcy składają wniosek o azyl i czekają. Nie ma gwarancji, że wszystkim zostanie przyznana zgoda na pobyt. Od ręki dostają ją tylko Syryjczycy. Pozostali są sprawdzani. – W Syrii toczy się wojna domowa, sytuacja jest więc szczególna – tłumaczy Mahro.
Z ulokowaniem imigrantów nie ma żadnych kłopotów. Przed upadkiem muru i zjednoczeniem Niemiec w Guben mieszkało 45 tys. osób, teraz 18 tys. Upadły największe Zakłady Włókien Syntetycznych, mające ok. 7 tys. pracowników. Część załogi stanowiły Polki, dowożone codziennie autobusami z polskich miasteczek. Ale to przeszłość, na gruzach upadłych zakładów powstała nowa firma, zatrudnia 600 osób.
Po tamtym okresie pozostały nie tylko wspomnienia, lecz również puste bloki, puste budynki szkolne. – Tysiąc mieszkań w blokach wyburzyliśmy, tysiąc kolejnych stoi pustych. Są również puste budynki, są wolne działki… Nie ma tygodnia, by w sprawie wynajęcia lub kupna mieszkania, domu czy działki nie zgłaszali się Polacy. Do tej pory na różne cele sprzedaliśmy Polakom 15 działek – wylicza Fred Mahro.
Kupują, inwestują i przenoszą się do Guben. Tak zrobił Artur Cichocki z Zielonej Góry, właściciel firmy transportowej. Kupił mającą 5 tys. m kw. działkę z 500-metrową willą do remontu i biurowcem o powierzchni 700 m kw. Przed zjednoczeniem była tu siedziba Stasi. Cichocki willę wyremontował, podzielił na cztery mieszkania, już je wynajmuje. Biurowiec też odnowił, powinno tu być 30 biur, osiem już się ulokowało, głównie Polacy.
Cena całej nieruchomości porównywalna była z ceną mieszkania w Polsce. Cichocki wie, że zrobił interes życia, a wiceburmistrz Mahro cieszy się, że miastu ubyło pustostanów.
Pierwsi uchodźcy przyjechali do Guben półtora roku temu. Gospodarze miasta umieścili ich w dwóch odremontowanych, pustych budynkach szkoły zawodowej. Do dyspozycji były też mieszkania w blokach. Przydziela się je tym uchodźcom, którzy otrzymali azyl. I jest zasada: na sześć mieszkań na klatce tylko jedno może być przydzielone imigrantowi. Do tej pory rozdzielono już 70 mieszkań.
Za każdym razem przed wprowadzeniem cudzoziemca do bloku gospodarze miasta organizują spotkanie z mieszkańcami. Mówią: – Tu zamieszka rodzina syryjska. Jeśli będą kłopoty, zawiadomcie.
Dotąd nie było wielu skarg. Raz ktoś narzeka, że jest za głośno, a komuś innemu nie podobają się zapachy kuchenne. Do drastycznych konfliktów nie dochodzi. W Guben przebywają uchodźcy 60 narodowości. Niegroźne spięcia zdarzają się w ośrodku, na tle religijnym, bo każdy modli się do swojego Boga, i na basenie. Muzułmanki nie zdejmowały ubrań przed wejściem do wody, więc wywieszono tablice informacyjne, m.in. po angielsku, z napisem: „Wejście do basenu w ubraniu zabronione”. Jeśli kobiety nie respektują tej zasady, muszą opuścić basen.

Pomoc zamiast gościny

Budynek szkolny w Guben, gdzie znajduje się ośrodek dla uchodźców, ciągle w remoncie. Parter odnawiają dwaj robotnicy – jeden z Gubina, drugi spod Guben. Malują ściany pomieszczenia na parterze. Zanim przybyli imigranci, remontowali piętra. Teraz, gdy oni pracują, z budynku pojedynczo wychodzą mieszkańcy. Młody imigrant łamaną angielszczyzną mówi, że tu mieszka i jest OK. Wsiada na rower i śmiga do miasta. Za chwilę wychodzi kobieta z małą dziewczynką. Uśmiecha się, kiwa głową, nie zna niemieckiego, nie pozwala się fotografować.
Robotnicy na chwilę przerywają pracę. – Widzi pani, jak oni tu żyją? Nie pracują, dostają pieniądze – wytyka gubinianin.
W budynku mieści się też firma cateringowa. Kucharz na chwilę wyszedł na podwórko, chce odetchnąć świeżym powietrzem. Gdy słyszy pytanie o cudzoziemców, nie kryje irytacji. Peter mieszka w Guben od urodzenia, jego matka uciekała pod koniec wojny z Zielonej Góry, była naprawdę biedna, a czy ktoś jej wtedy pomógł? Tym uchodźcom potrzebna jest pomoc, ale nie azyl. Trzeba wysyłać do krajów, skąd pochodzą, nie pieniądze, bo przejedzą, przepuszczą, lecz leki, artykuły spożywcze, odzież i materiały budowlane. Niech odbudują to, co zniszczone, niech pracują. – Widziała pani, jak są ubrani? Elegancko, widać, że zamożni. Niektórzy Niemcy żyją poniżej minimum socjalnego i nie dostają takiej pomocy – mówi.
Jednak nie jest tak, jak się wydaje. Fred Mahro zapytał młodą Syryjkę o jej marzenia, i to w chwili, gdy dostała klucze do mieszkania. Kobieta dopiero co urodziła drugie dziecko, starsze ma cztery lata. – Marzę, by wojna się skończyła i bym mogła wrócić do kraju – odpowiedziała.

Rozdział według klucza

Uchodźca, który znajdzie się na terenie Niemiec, trafia do Berlina do rejestracji w Urzędzie Zdrowia i Spraw Socjalnych lub do jego siedmiu zamiejscowych oddziałów. Tu rozdziela się przybyszów między kraje związkowe (landy) według przyjętego klucza (Königsteiner Schlüssel). Pod uwagę brana jest zamożność landu (dochód) oraz liczba ludności. Na przykład Berlin musi przyjąć ponad 5% imigrantów, a Brandenburgia ponad 3%. W ubiegłym roku było to 28 tys. imigrantów, w tym roku 8 tys. Połowa ma poniżej 35 lat.
W Brandenburgii imigrant trafia najpierw do Eisenhüttenstadt i stąd płyną informacje do powiatów, ilu uchodźców muszą przyjąć. Guben leży w granicach powiatu Szprewa-Nysa z siedzibą w Forst i to Forst kieruje imigrantów do miasta. Powiat musi przyjąć 5% przybyłych do Brandenburgii. W ubiegłym roku przyjechało 1329 cudzoziemców, w tym roku do czerwca – 480.
Najwcześniej, bo po trzech miesiącach pobytu, uchodźca dostaje zgodę na pracę. Na dorosłego przypada 216 euro na utrzymanie i 143 euro kieszonkowego. Jeśli nie mieszka w ośrodku, tylko w mieszkaniu, większą część pieniędzy dostaje w gotówce, natomiast miasto opłaca czynsz, ogrzewanie i opiekę lekarską. Uchodźcy w ośrodkach zamiast gotówki otrzymują odzież, wyżywienie oraz 96,93 euro kieszonkowego miesięcznie.

Straż przy moście

Gdy mieszkańcy Guben dowiedzieli się o przyjeździe uchodźców, nie kryli lęku. Po godz. 18 ulice pustoszały. Dziś oswoili się z widokiem obcych. Po polskiej stronie strach nie mija.
Marzena, krojczyni z zawodu, jest niechętna uchodźcom. Jej zdaniem obecność imigrantów zburzyłaby poczucie bezpieczeństwa. A teraz Gubin jest bezpieczny. W czasie szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży na ulicach pojawiały się także niemiecka policja oraz niemiecka straż graniczna. Dla bezpieczeństwa, na prośbę radnych, straż miejska ustawia samochód przy wejściu na most.
Izabella Pantkowska często uprawia biegi po stronie niemieckiej, bo trasy lepsze. Ostatnio zaskoczyła ją cudzoziemka o ciemnej karnacji. – Hallo! – uśmiechnięta zawołała na jej widok. – Pomyślałam sobie – mówi Iza – że ci obcy chyba się asymilują.

Wydanie: 2016, 38/2016

Kategorie: Reportaż

Komentarze

  1. dlaczego nam to robicie
    dlaczego nam to robicie 13 lutego, 2017, 13:32

    Powoli, powolutku zamieniamy sie w niemcy, francje itp. To tylko kwestia czasu. Jest juz ich coraz wiecej dzieki antypolskim lewakom. Ja bym im dal 3 miesiace od czasu przybycia na znalezienie pracy i wynajecie jakiegos kata do spania. Niech udowodnia, ze potrafia egzystowac samodzielnie, ze sa zaradni, a nie tylko ciagnac czyjas krwawice. Juz tu widze pierwszy zgrzyt. Oni nie wstaja rano do pracy, to niech wstaja! Zalatwcie im prace i niech pracuja minimum 5 lat zeby dostac zasilek na 6 miesiecy po rzuceniu pracy. Jezeli nie znajda pracy w ciagu 6 miesiecy to odeslac do niemiec, na zasilki. Jak tak mozna? Nasi tyraja po 10-12 godzin zeby utrzymac 3 osobowa rodzine za grosze, a tu zobaczcie 2400 na dzien dobry! Jezeli to sa faktycznie chrzescijanie to niech sie dostosuja do naszego kraju i pracuja. Powinno sie im nalezec tyle, na ile sobie zapracuja. Ta chusta mi nie pasuje. Jak wiadomo koran kaze klamac zeby przetrwac… i ieszcze 500+ to idealna zacheta na nierobstwo, rozmnazanie sie i antypolska „demografie”.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy