Pamiętniki Ronikiera

Pamiętniki Ronikiera

Bez uprzedzeń Wydane po raz pierwszy „Pamiętniki” Adama Ronikiera dają okazję do zastanowienia się nad strategią obronną społeczeństwa obywatelskiego w warunkach zniewolenia dokonywanego najokrutniejszymi środkami. Warto też skupić uwagę na osobie autora „Pamiętników”. Gdyby trzeba było wskazać osobę, która podczas wojny zrobiła dla Polaków najwięcej dobrego, moim nominatem byłby Adam Ronikier. Pewną rolę odegrał już podczas pierwszej wojny światowej. Należał do stronnictwa tak zwanych aktywistów, zwolenników orientacji proniemieckiej. Z ramienia Rady Regencyjnej, która była rządem polskim, chociaż zależnym od Niemców, sprawował przez kilka miesięcy urząd posła w Berlinie. Bardziej owocna okazała się jego działalność w organizacji charytatywnej, której był współzałożycielem i przewodniczącym, noszącej nazwę Rady Głównej Opiekuńczej. Po dwudziestu latach został, jak określił to jeden z jego współpracowników, „swoim własnym spadkobiercą”: znowu stanął na czele drugiej już Rady Głównej Opiekuńczej, zawiązanej za zgodą niemieckich władz okupacyjnych. Była to jedyna zalegalizowana polska organizacja społeczna w Generalnej Guberni. Celem RGO było niesienie pomocy materialnej ludziom najbardziej przez wojnę poszkodowanym; dostarczano żywności ludziom, którym groziła śmierć z głodu, w tym także więźniom, opiekowano się dziećmi osieroconymi i uwięzionymi w obozach. Odmian pomocy niesionej przez RGO nie sposób tu wyliczyć. Gdzie to było możliwe, RGO starała się łagodzić dzikość represji stosowanych przez okupantów. Sam Ronikier dzięki swojej pozycji osobistej przyczynił się do uwolnienia z więzień wielu osób, niektóre uratował od śmierci. Rada Główna Opiekuńcza działała na obszarze całego Generalnego Gubernatorstwa, miała swoje oddziały wojewódzkie, powiatowe i wiele gminnych. Zatrudniała około 10 tysięcy personelu i oczywiście skupiała wokół siebie dziesiątki tysięcy wolontariuszy. Swoją opieką w niektórych latach obejmowała 2 miliony ludzi. Jak widać, Adam Ronikier nie tylko kierował organizacją charytatywną, ale faktycznie przewodził imponująco (jak na warunki okupacyjne) licznemu ruchowi społecznemu. Starał się utrzymać Radę w granicach wyznaczonych przez władze okupacyjne, co nie było łatwe, choćby z powodu powszechnej skłonności do działań konspiracyjnych. Nie wyobrażajmy sobie, że pracownicy i wolontariusze RGO posiadali gwarancje bezpieczeństwa w swojej legalnej działalności charytatywnej. Gdy Jan Zamoyski (wiadomość z innego źródła) udawał się do generała SS Globocnika, aby interweniować w sprawie więzionych dzieci z Zamojszczyzny, nie było pewności, że nie zostanie z miejsca odesłany do Oświęcimia czy rozstrzelany. Sam Ronikier znalazł się w końcu na jakiś czas w więzieniu gestapo. „Pamiętniki” pozwalają bliżej poznać Adama Ronikiera. Bliżej, ale niezbyt blisko. Książka jest w znacznej części suchym sprawozdaniem z działalności organizacyjnej, swoją osobą autor zajmuje się mało, daje się poznać jedynie pośrednio, poprzez obiektywnie i sucho opisane czyny. Był to człowiek szlachetny, arystokrata nie tylko w socjologicznym, ale także etymologicznym sensie tego słowa, w każdej sytuacji odpowiedzialny, prawy, niezdolny do dużych czy małych makiawelizmów. Jak człowiek o takich cechach mógł działać i niemało osiągać w przymusowych kontaktach z hitlerowcami z różnych szczebli władzy, aż do gubernatora Franka – to temat dla autora powieści psychologicznej albo moralitetu. Nie nadawał się z pewnością na konspiratora. Jak sam wyznał, działalność niejawna była niezgodna z jego naturą. Nie był też człowiekiem władzy, z czego już może sprawy sobie nie zdawał. Jego pomysły polityczne, wynikające m.in. z nieprzejednanej wrogości do bolszewizmu, na szczęście – jak wiele innych śmiałych koncepcji – okazały się krótkotrwałymi złudzeniami bez następstw. Stosunki Ronikiera z Delegaturą rządu londyńskiego i z całą niemal polityczną Warszawą były złe. Znajdował się on cały czas pod podejrzeniem, że może chcieć tworzyć rząd kolaboracyjny. Więcej zaufania znajdował u Bora-Komorowskiego niż u polityków z Delegatury. Podejrzenia były nieuzasadnione, ale rozbieżności poglądów i postaw trzeba uznać za absolutnie fundamentalne. RGO miało za swoje zadanie chronienie ludności polskiej przed najgorszymi skutkami wojny i okupacji (w żargonie ideologicznym nazywało się to chronieniem biologicznej substancji narodu). Tymczasem polskie „państwo podziemne” prowadziło walkę z wrogiem i przygotowywało się do przejęcia władzy po wojnie. Wzięta w swojej konkretnej realności ta walka z wrogiem polegała głównie na małym sabotażu oraz zabijaniu osób posądzanych o donosicielstwo lub inną formę kolaboracji. Armia Krajowa według wszelkiego prawdopodobieństwa zabiła więcej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2002, 2002

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony