Państwo opiekuńcze, ale jakie

Państwo opiekuńcze, ale jakie

Mamy rekordowo niskie bezrobocie, mimo to wiele osób nadal żyje w biedzie, niekiedy skrajnej Czy każdy jest kowalem swojego losu i gdy dotknie go ubóstwo, powinien radzić sobie sam? A może to państwo i jego instytucje powinny wyciągnąć rękę do osób w niedostatku? Czy nierówności w kraju są zbyt wysokie i czy jest rolą państwa niwelowanie ich? O te m.in. kwestie pytano Polaków w badaniu Głównego Urzędu Statystycznego, z którego raport („Postrzeganie ubóstwa i nierówności dochodowych w Polsce. Wyniki badania spójności społecznej 2018”) ukazał się, chyba nieco przeoczony, pod koniec zeszłego roku. Wyłania się z niego ciekawy obraz – egalitarne państwo socjalne to nie tylko marzenie lewicowców, ale również coś, co oddaje przekonania dużej części społeczeństwa. Na pewno jednak nie można poprzestać na tej krzepiącej konkluzji. Należy zadać (także sobie) pytanie, jak dokładniej miałoby to państwo socjalne wyglądać i czy będziemy gotowi za to zapłacić. Zbyt duże nierówności Polacy pytani o skalę nierówności stwierdzają, że są one nadmierne. 86% badanych przez GUS zgodziło się z tą opinią, w tym połowa w stopniu zdecydowanym. To miażdżąca większość. Pokazuje ona, że Polacy nie akceptują takiego rozwarstwienia społecznego. Tylko czy niwelowanie różnic powinno być zadaniem państwa? Zdaniem zdecydowanej większości pytanych – 77,7% – tak. Z danych tych nie wynika wprost ocena polityki państwa, ale jeśli weźmie się pod uwagę to, że rozwarstwienie jest uznawane za zbyt duże, widać, że większość Polaków uważa dotychczasową politykę państwa w niwelowaniu różnic za mało skuteczną. Do takiej opinii może skłaniać wiele realnych działań i zaniechań. Choćby brak konsekwentnej polityki fiskalnej idącej w kierunku większej progresywności. Piotr Wójcik w tekście „Jak nie nadepnąć na odcisk hegemona. Polityka podatkowa PiS” opublikowanym w „Krytyce Politycznej” pokazuje to na przykładach. Podobne zarzuty można było wyczytać w ocenach Rafała Wosia. Dodajmy, że obydwaj publicyści są zasadniczo przychylni społeczno-ekonomicznemu obliczu obecnych rządów. Warto więc wsłuchać się w ten głos krytyczny wobec bieżącej polityki fiskalnej, od której zależą także możliwości finansowania polityki społecznej. Z drugiej strony warto badać, na co społeczeństwo jest gotowe przystać. Skoro powszechnie opowiadamy się za zmniejszaniem różnic dochodowych, które kłują nas w oczy, to czy np. jesteśmy gotowi na zwiększenie progresji podatkowej lub szerszą przebudowę systemu podatkowego, choćby uruchamiając nowe źródło zasilania – podatki majątkowe z prawdziwego zdarzenia, które już parę lat temu postulował jeden z najgłośniejszych badaczy nierówności Thomas Piketty? A może wierzymy, że nierówności można zmniejszyć bez podnoszenia podatków czy przekształcenia systemu fiskalnego? Może już teraz w budżecie są rezerwy, ale przeznaczane na inne cele? Jeśli tak, to skąd je przesunąć, by rozwijać te segmenty państwa, które rzutują na poziom nierówności? Może należałoby szukać i tu, i tu – trochę w modyfikacji poziomu i struktury przychodów budżetowych, a trochę po stronie ich alokacji? Bieda zauważana Polacy nie tylko nie akceptują obecnego poziomu nierówności, ale też widzą szeroką strefę ubóstwa i uważają, że to w gestii państwa leży wsparcie osób nim dotkniętych. Najwięcej badanych, 14,6%, stwierdziło, że 26-30% mieszkańców nie wystarcza pieniędzy na zakup jedzenia, odzieży czy opłacenie mieszkania. Prawie co dziesiąty pytany wskazał, że taki problem ma od 31 do 40% mieszkańców, 7,3% badanych wskazało, że biedę cierpi od 41 do 50% mieszkańców, 8,7% – że nawet więcej niż połowa. Jeśli skonfrontujemy te opinie ze zbieranymi przez GUS danymi na temat biedy obliczanej według takich miar jak ubóstwo skrajne czy względne, okaże się, że w oczach społeczeństwa skala problemu może być nawet wyższa, niż jest w istocie. Przykładowo w 2017 r. skrajnego ubóstwa doświadczyło 4,3% społeczeństwa, a ubóstwa względnego – ponad 13%. Oczywiście i za tymi wskaźnikami stoją ogromne liczby bezwzględne. Zbyt ogromne. 4,3% to ponad 1,5 mln osób deklarujących wydatki na poziomie poniżej granicy skrajnej biedy, gdzie zagrożone jest biologiczne przetrwanie człowieka. To, że w odbiorze społecznym bieda ma tak szeroki zakres, jest w sumie informacją pocieszającą. Gorzej by było, gdyby bieda była postrzegana jako zjawisko marginalne. A takie ryzyko występuje. Wszak dużo się mówi o pozytywnym wpływie na zmniejszenie skali ubóstwa niektórych programów rządowych, z 500+ na czele, lub dość korzystnych wskaźników gospodarczych,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2019, 2019

Kategorie: Opinie