Paweł Siergiejczyk w artykule „Historyczna rola PZPR” (PRZEGLĄD nr 18) zauważa, że w PRL w niemal każdej rodzinie był ktoś partyjny. Akurat jednak w mojej rodzinie tak nie było. Świat PZPR był mi z gruntu obcy i właściwie dopiero podczas studiów na polonistyce UJ, na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku, zacząłem jakoś z nim się stykać. A przy tym przeżywać różne zaskoczenia.
Oto bowiem na pierwszych ćwiczeniach partyjny docent, Tadeusz Bujnicki, daje nam do analizy tekst pisarza emigracyjnego, Witolda Gombrowicza. Oto partyjny rektor, Mieczysław Karaś (zastępca członka Komitetu Centralnego PZPR), broni mnie przed oskarżeniami, że czytam paryską „Kulturę” („No i co z tego, że czytacie? Ja też czytam. Przysyłają mi”). Najsilniejszej kontestacji ustroju doświadczałem akurat na zajęciach prowadzonych przez partyjnych: dr. Jacka Kajtocha i doc. Zbigniewa Siatkowskiego (lektora komitetu wojewódzkiego PZPR). „Dużo pan wie”, powiedział z uznaniem Siatkowski, gdy przy jakiejś okazji nadmieniłem o bohaterze cudu nad Wisłą, ks. Ignacym Skorupce.









