Ludzie potrzebują zmiany i ta zmiana nadejdzie. To kwestia paru miesięcy Robert Biedroń Zacznijmy świątecznie – na stole leży propozycja Polskiego Stronnictwa Ludowego, by Wigilia była dniem wolnym od pracy. I co na to Robert Biedroń? – Przede wszystkim my, jako politycy, mamy coraz większy problem z rozdzieleniem tego, co państwowe, i tego, co kościelne. Widać to po tym projekcie. Politycy nie widzą, że chcą zrobić święto kościelne, a nie państwowe. To prezent dla Kościoła, nie dla państwa. Spotkania opłatkowe są organizowane w różnych firmach, instytucjach, chodzą na nie ludzie, co do których nie ma wątpliwości, że są agnostykami. – Dlatego, że państwo oddało Kościołowi sferę budowania wspólnoty, tożsamości i czy chcemy, czy nie chcemy, nawet ludzie, którzy są sceptyczni wobec Kościoła, celebrują takie święta wokół niego. Nie stworzyliśmy alternatywy, czegoś dla wszystkich. Ja wiem, jak wyglądają spotkania opłatkowe. Nie dlatego, że organizowałem je w ratuszu w Słupsku, bo nie organizowałem. Ale wiem, choćby z wcześniejszego doświadczenia z Sejmu, jak niekomfortowy jest opłatek z ludźmi, których się nie zna, a trzeba im składać dość intymne życzenia. I tak naprawdę jest to często rytuał, przy którym ludzie się męczą i chcą, żeby jak najszybciej to zakończyć. Ruch społeczny Roberta Biedronia jest pluralistyczny, bo Krzysztof Gawkowski wielokrotnie podkreślał dobre relacje z Kościołem. – Ludzie wierzący mają prawo celebrować swoje święta, ale państwo powinno stać na straży, żeby te dwa porządki się nie mieszały. Gdy otwierałem jako prezydent Słupska obwodnicę miasta, mogliśmy zrobić tradycyjne przecięcie wstęgi: biskup, kropienie itd. Tego nie było! Pilnowałem rozdziału państwa od Kościoła i zrobiłem bieg na 5 km, każdy mógł biec, kto pierwszy dobiegł do mety, ten przecinał wstęgę! To ludziom bardzo się podobało. Mówili: nareszcie ksiądz nie kropi kolejnego McDonalda, kolejnego szaletu publicznego, nareszcie jest, jak powinno być. Ludzie są zmęczeni przenikaniem się państwa i Kościoła. Powinniśmy, szanując autonomię obu tych instytucji, po prostu raz na zawsze je rozdzielić. Bardziej bali się proboszcza niż własnej żony A jakie są na to szanse? Polacy dojrzewają do wyraźnego powiedzenia: kończymy z tym? – Polacy już do tego dojrzeli. Tylko klasa polityczna nie dojrzała. Znam to z doświadczenia, bo byłem posłem. Widziałem, jak moi koledzy i koleżanki czasem bali się wracać do siebie, do swojego okręgu wyborczego, do swojego miasteczka, z obawy przed reakcją proboszcza. Oni bardziej się bali proboszcza niż własnej żony! Trzęśli portkami, kiedy trzeba było zagłosować za związkami partnerskimi, za przyjęciem konwencji przeciwko przemocy wobec kobiet, za wieloma takimi, cytując klasyka, oczywistymi oczywistościami. Najlepszy przykład – Ratujmy Kobiety. Ten projekt został odrzucony – uwaga! – głosami Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej. Lęk był tak silny, że nie zagłosowali na tak lub nie, tylko wyciągnęli karty do głosowania i udawali, że ich nie ma. Tak się nie da sprawować dzisiaj władzy. Szczególnie że mam kompletnie inne doświadczenie. Gdziekolwiek jadę, ludzie mówią mi, że jednym z najważniejszych wyzwań jest realne oddzielenie państwa od Kościoła. I mówią to nie tylko w Warszawie, we Wrocławiu czy w Słupsku, które są miastami dość zeświecczonymi, ale również w Krośnie, w Zamościu, w Rzeszowie. Polacy są w dużej mierze antyklerykalni i czują, że Kościół jest dziś zbyt pazerny na wpływy. Skąd ten strach polityków? Zwłaszcza z Nowoczesnej i PO? Przecież to nie są partie, które idą pod sztandarami państwa wyznaniowego. – Strach ten wynika przede wszystkim ze splątania polityki i Kościoła, nie tylko na scenie ogólnopolskiej, ale też lokalnie. Wielu z nich – uważam, że fałszywie – jest przekonanych, że próbując rozdzielać państwo i Kościół, czyli, jak oni to nazywają, „wojując z Kościołem”, stracą wyborców. Jako prezydent Słupska wielokrotnie musiałem toczyć ciężkie boje z radnymi Platformy, bo oni uważali, że „trzeba dać kościółkowi pieniążki”. Tak mówili – „kościółkowi pieniążki”! Jakby to miało być takim średniowiecznym trybutem. Uważam, że w dzisiejszych czasach, w 2018 r., ludzi ten rytuał uwiera. Czy rosnąca niechęć do wszechwładzy Kościoła jest pokoleniowa? Im młodszy Polak, tym bardziej byłby za rozdziałem? – I tak, i nie. Bo np. młodzi dzisiaj głosują bardzo konserwatywnie. Ale myślę, że w polskim społeczeństwie wychodzi pewne DNA, że z jednej strony mamy przywiązanie do tradycji religijnych, a z drugiej – przywiązanie do antyklerykalizmu. Nieprzypadkowo media, które są antyklerykalne, całkiem nieźle w Polsce się










