Polska mania wielkości

Polska mania wielkości

Masowe wycieczki polityków na Majdan i reakcja mediów na wydarzenia na Ukrainie przypominają zawracanie kijem Dniepru Teksty wybitnych dziennikarzy żyją dłużej niż ich autorzy. W 2004 r. Krzysztof Teodor Toeplitz pisał na łamach „Przeglądu”: „Polska pokryła się kolorem pomarańczowym. Pomarańczowe szaliki założyli solidarnie poseł Kaczyński – trudno powiedzieć który – i poseł Miller. (…) Pomarańczowa rewolucja na Ukrainie jest wielką, nostalgiczną szansą dla Polaków. Nastrój Kijowa porównuje się do nastroju w Polsce w latach 1980 i 1989. Wałęsa znów ma tłumy, które go słuchają, (…) dawni dysydenci oddychają powietrzem swojej młodości, ci zaś, którzy nie byli dysydentami, mają szansę przy okazji Ukrainy naprawić swoje błędy i tym chętniej ubierają się na pomarańczowo”. Minęło dziewięć lat, a przywołany klimat przypomina obecną sytuację. Pomarańczowe gadżety zostały zastąpione kolorami ukraińskiej flagi: żółtym i niebieskim. Hanna Gronkiewicz-Waltz nakazała oświetlić w taki sposób Pałac Kultury – w 2004 r. jej poprzednik Lech Kaczyński przyozdobił prezent Józefa Stalina na pomarańczowo. Panowie na Majdanie Na razie na Majdanie nie pojawił się Lech Wałęsa, ograniczając się do pozowania w Parlamencie Europejskim przy plakacie z napisami „Solidarność” i „Solidarni z Ukrainą”. Nieobecność w Kijowie „Człowieka z nadziei” rekompensowało dwóch byłych premierów: Jerzy Buzek i Jarosław Kaczyński. Polscy parlamentarzyści ochoczo przemawiali w Kijowie, bo na takie tłumy i oklaski w Warszawie liczyć nie mogą. Znużonym pyskówkami w Sejmie i mediach krajowym politykom ckni się do akcji bezpośredniej, urzeka ich słowo rewolucja, a najbardziej rajcuje fakt, że mogą zagrać na nosie Kremlowi. „Chociaż nie mówi się tego na głos, główną pomarańczową frajdą jest u nas to, że to, co się dzieje na Ukrainie, jest na złość Rosji i Putinowi”, pisał w 2004 r. KTT. „Wyrwać Ukrainę”, wzywała 26 listopada br. w tytule czołówki „Gazeta Wyborcza”. Zgodny z tym apelem był sens wyprawy kijowskiej polskiego desantu. Jarosław Kaczyński wspierał europejskie aspiracje Ukraińców nie z miłości do Unii, lecz z nienawiści do Rosji. Bruksela jest dla niego mniejszym złem niż Moskwa. Dokładnie tak samo myślą politycy partii Swoboda (rządzi we Lwowie, Tarnopolu i Iwano-Frankowsku, w Radzie Najwyższej ma prawie 40 szabel), która odwołuje się do tradycji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, żąda lustracji, dekomunizacji i derusyfikacji. Przywódca Swobody Ołeh Tiahnybok, który jeszcze parę lat temu zachęcał do walki z „moskalami i żydłakami”, należy do czołówki ukraińskiej opozycji. „Ciekawi mnie również, jak pomimo pięknej pomarańczowej aury głosują na zachodniej Ukrainie dawni banderowcy i zwolennicy UPA. Czy przypadkiem któregoś dnia nie wyjdą zza pleców prozachodniego kandydata?”, pisał w 2004 r. KTT. Jarosław, Ukrainę zbaw! Podobne wątpliwości wielu naszym politykom i dziennikarzom nie zaprzątają głowy. Oni wiedzą, jak zawrócić Wschód na Zachód (mamy w tym zawracaniu wielosetletnią tradycję). Przed głosowaniem nad wotum nieufności dla rządu Mykoły Azarowa Mirosław Czech napisał w „Gazecie Wyborczej”: „Dla społeczeństwa ukraińskiego byłoby jednak lepiej, żeby rząd odszedł”. Publicysta wyraził swoje niezadowolenie, że Unia wciąż chce rozmawiać z Janukowyczem, bo to „wzmacnia obecny układ władzy”. Polskie wysiłki, by go osłabić, na niewiele się zdały. Mimo presji wielotysięcznego tłumu do odwołania rządu opozycji zabrakło w parlamencie 40 głosów. Widok polskich polityków na Majdanie nikogo w naszym kraju nie dziwi, co jest faktem zdumiewającym, jeśli przypomnimy sobie, jak reagowali oni na obecność w Warszawie 11 listopada 2011 r. niemieckich anarchistów z Antify. Jarosław Kaczyński mówił wtedy: „W dniu Święta Niepodległości Niemcy bili Polaków przy w gruncie rzeczy bierności policji za to, że noszą jakieś oznaki. To jest sytuacja, można powiedzieć, symboliczna”. Na Majdanie prezes PiS, krytykując obóz władzy („siły, które mają inne poglądy”), powołał się na Tarasa Szewczenkę: „On pisał, że ci, którzy szkodzą Ukrainie, którzy nie chcą wolnej Ukrainy, nigdy nie zostaną zbawieni. Niech ci, którzy dzisiaj chcą ciągnąć Ukrainę w tę drugą stronę, pamiętają o tym wielkim przesłaniu wielkiego Ukraińca”. Co by się działo, gdyby zagraniczni politycy na opozycyjnej manifestacji w Polsce w ten sposób pouczali rządzących? Obecność polskich polityków na Majdanie w 2004 r. była znacznie bardziej uzasadniona niż

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 50/2013

Kategorie: Publicystyka