Polski Prawy Sektor

Polski Prawy Sektor

Najmniej boję się tych, co praktykują kult Hitlera i układają swastykę z czekoladek. Mam pewność, że nie zostaną wybrani do Sejmu, a nawet nie będą się o to ubiegać. Władza takich komediantów nam nie grozi. Trzeba jednakże brać pod uwagę i taką możliwość, że w komediantach może się obudzić wola mocy i że mogą mieć tę dozę przebiegłości, która podpowie im, że w demokracji do władzy dochodzi się w przebraniu anielskim, a na okazanie diabelstwa przyjdzie czas, gdy już się tę władzę będzie miało. Prokuratorzy mają kłopot: komedianctwo zabronione nie jest, a na czyny, które w przyszłości popełnione mogą być, ale mogą też nie być, paragrafu nie ma. Dobrze jest czasem nie być prokuratorem. Nawiasem warto dodać, że obecnie – nie zauważyłem od jakiego czasu – Hitler w polskich księgarniach jest licznie obecny. Niekoniecznie jako czarny charakter i zbrodniarz niebywały. W jednej księgarni Empiku doliczyłem się na jednej półce 10 książek o Hitlerze, a nie była to wielka księgarnia. W ostatnich latach przetłumaczono na polski kilkadziesiąt dzieł o Hitlerze – wspomnienia lekarza, wspomnienia adiutanta, wspomnienia sekretarki jednej, a potem drugiej, trzy różne wydania „Mein Kampf”, sławna niesławna „Wojna Hitlera” Davida Irvinga, dziwne tytuły: „Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem”, „Mój przyjaciel Hitler” i wiele innych. Niby wszystkie mają być krytyczne, ale taka ilość świadczy o zafascynowaniu tą postacią. Książka polskiego autora opłakującego utraconą możliwość sojuszu z Hitlerem i wspólnej wyprawy na Moskwę zdobyła uznanie w kręgach zwanych niesłusznie prawicowymi, raczej nihilistycznych. Ugrupowania czy ruchy z ducha faszystowskie, przeważnie młodzieżowe, ale z dodatkiem senioralnym, że tak powiem, społecznie marginalne, mają znaczenie jako rezerwa bojówkarska partii rządzącej, ale wiadomo, że element bojówkarski może odegrać decydującą rolę. Bez Prawego Sektora kijowski Majdan inaczej by się zakończył, Janukowycz mógłby rządzić do dziś, a Krym pozostałby ukraiński. Polskie partie głównego nurtu, nie tylko PiS, potępiają faszyzm (czy nazizm) połowicznie, można powiedzieć, że zaledwie w 50%. To potępienie występuje z reguły z potępieniem komunizmu, który jest traktowany jako takie samo zło. W takim sensie wypowiada się prezydent Duda, a ostatnio w jego ślady poszedł premier Morawiecki, którego mieliśmy za inteligentnego. Rząd pisowski uważał, że ma tak znakomite stosunki z Izraelem, że Żydzi przymkną oko na drugie dno polskiego antykomunizmu i rzeczywiście długo przymykali. Gdy jednak Polska ustawowo ogranicza swobodę wypowiedzi o tym, co zachodziło między Polakami i Żydami w czasie wojny i po wojnie, niektórzy w Izraelu wybuchli słusznym oburzeniem: Jak to? To wy, polscy obłudnicy, stawiacie na równi nazizm, który nas eksterminował, z komunizmem, w którym uczestniczyliśmy i odgrywaliśmy niekiedy znaczącą rolę (jako tzw. żydokomuna)? Czy mamy być ślepi na prawdopodobieństwo, że od swego obłąkanego antykomunizmu bez komunistów przejdziecie do oskarżania Żydów? Popatrzmy na to, co już się stało i nadal dzieje: nie wiemy, czy były takie bandy waszych „żołnierzy wyklętych”, które nie miały na sumieniu morderstw na Żydach, ale dobrze wiemy, że „żołnierze wyklęci” zabijali Żydów, którzy dostali się w ich ręce, a wy tym zbrodniarzom stawiacie pomniki. I to jest wasz antykomunizm, i tyle jest warte wasze odcinanie się od faszyzmu. Od ludzi dłużej mieszkających w USA słyszałem, że młodsze pokolenie Żydów amerykańskich stopniowo przesuwa część odpowiedzialności za Holokaust w stronę Polaków. Polityka historyczna polskiej prawicy – liberalnej i konserwatywnej – oddana w ręce prymitywów umysłowych ten proces ułatwia. Polacy w sprawach publicznych bardziej zwracają uwagę na słowa niż na rzeczy. Uznali, że idiomatyczne wyrażenie „polskie obozy śmierci” ma sens dosłowny i jest oskarżeniem. Postanowili z tym zrobić porządek ustawowy. I w ten sposób odnowili istniejący w niektórych krajach (Niemcy, Francja, Ameryka) wizerunek Polski jako kraju antysemickiego. I politycy w Warszawie, i Donald Tusk w Brukseli mają wzrok wbity w te „polskie obozy”, nie widząc tego, co jest winą nieudolnych, prostackich i bezczelnych manipulatorów „pamięci historycznej”. Do których niestety Tusk także należy. Bronisław Komorowski, który jak mało kto przyczynił się do rehabilitacji „żołnierzy wyklętych”, krytykuje ostatni Marsz Niepodległości, a te poprzednie pochody, na czele których sam kroczył, uznaje za szlachetnie patriotyczne. Nie wszyscy dostrzegają różnicę. Tak to już jest, że ich patriotyzm jest nacjonalizmem, a nasz nacjonalizm jest patriotyzmem. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2018, 2018

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony