Polskie sierpnie z Rosją w tle

Polskie sierpnie z Rosją w tle

Moskwa szanuje tylko silnych, a nie niebezpiecznych fantastów Poeta mówił, że niebezpieczną porą dla Polaków jest listopad. Tymczasem okazuje się, że równie niebezpieczny może być sierpień. Na początku sierpnia 1914 r. miała miejsce nieudana próba wywołania powstania w Królestwie Polskim, w połowie sierpnia 1920 r. doszło, co prawda, do zwycięskiej bitwy warszawskiej, ale geopolitycznej przebudowy Wschodu nie udało się osiągnąć, 1 sierpnia 1944 r. rozpoczęło się powstanie w Warszawie zakończone klęską, a w sierpniu 1980 r. wybuchły strajki, które wreszcie dały nam poczucie sukcesu. W tle tych wszystkich wydarzeń znajdowała się walka z Moskwą – carską lub komunistyczną – ale jej rezultaty zazwyczaj odbiegały od zamierzonych. Józef Piłsudski idzie na wojnę z Rosją Po klęsce powstania styczniowego było oczywiste, że szansą na ponowne umiędzynarodowienie sprawy polskiej był jedynie konflikt między państwami zaborczymi. Na początku XX w. naprzeciwko mocarstw centralnych (Prus/Niemiec i Austro-Węgier) stanął sojusz brytyjsko-francusko-rosyjski. Naszym zadaniem było nie czynić niczego, co mogłoby ponownie przywrócić solidarność między zaborcami. A tradycyjnym lepiszczem tej solidarności była współpraca przy tłumieniu zrywów powstańczych organizowanych przez Polaków. 3 sierpnia 1914 r. Józef Piłsudski sformował w Krakowie pierwszą kadrową kompanię spośród członków Strzelca i Drużyn Strzeleckich i zapowiedział bliski wymarsz w celu oswobodzenia ojczyzny spod panowania rosyjskiego. 6 sierpnia, po ogłoszeniu przez Austro-Węgry stanu wojny z Rosją, ta garstka ludzi rzeczywiście przekroczyła granicę Królestwa Polskiego. Jednocześnie z tą akcją samoloty niemieckie zrzucały nad Królestwem ulotki wzywające Polaków do organizowania powstania antyrosyjskiego. Szybko jednak okazało się, że żadne powstanie nie wybuchnie, a Piłsudski właściwie samotnie rozpoczął wojnę z Rosją, nie otrzymując żadnego wsparcia ze strony mieszkańców Królestwa Polskiego. Rok 1863 się nie powtórzył. Fakt, że powstanie wówczas nie wybuchło, okazał się z wielką korzyścią dla nas, gdyż udało się w ten sposób utrzymać stan konfliktu między państwami zaborczymi, co automatycznie musiało doprowadzić w późniejszym okresie do licytacji w górę sprawę polską. A istniała przecież groźba, że Rosja zajęta tłumieniem powstania nie będzie w stanie przyjść z pomocą osamotnionej Francji, która ponosi klęskę, a następnie nie będąc w stanie walczyć ze zwycięskimi na Zachodzie Niemcami, zgodzi się na pokój i podział Królestwa. Mogło być jeszcze gorzej: Rosja mogła zawrzeć pokój jeszcze przed upadkiem Francji. W najgorszym zaś przypadku mogło dojść do recydywy roku 1863: w oburzonej polskim powstaniem Rosji zwycięża kierunek proniemiecki i nieprzyjazny Francji (a taki przecież tam istniał), następuje zmiana frontu i Rosja przy boku Niemiec, tworząc wielki blok kontynentalny, wspólnie walczą przeciwko hegemonii Wielkiej Brytanii. A wtedy naprawdę finis Poloniae! Józef Piłsudski idzie ponownie na wojnę z Rosją Sam Piłsudski napisał w „Roku 1920”, że wojnę z Rosją postawił sobie za cel jeszcze w 1918 r. i nie ma powodu, aby temu oświadczeniu nie wierzyć. 31 lipca 1919 r. mówił zaś w Belwederze do hr. Michała Kossakowskiego: „Mamy takie nieocenione chwile, taką wspaniałą okazję dokonania na wschodzie wielkich rzeczy, zajęcia miejsca Rosji, tylko z odmiennymi hasłami, i wahamy się? (…) Gdybym teraz chciał, szedłbym teraz choćby do Moskwy, i nikt by nie zdołał przeciwstawić się mej sile”. I rzeczywiście w kwietniu-maju 1920 r. rozpoczęła się ofensywa na Kijów, będąca istotnym elementem tych zamierzeń. W przeciwieństwie do 1914 r. Piłsudskiemu udało się tym razem wciągnąć w wojnę z Rosją nie tylko garstkę młodzieży, ale całą świeżo co wskrzeszoną Polskę. Częstokroć polscy historycy przedstawiają wojnę polsko-bolszewicką 1920 r. jako prewencyjny atak Piłsudskiego. Tak ostatnio uczynił prof. Andrzej Nowak („Polska i trzy Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego”, Kraków 2001). Ale nic bardziej błędnego. Gdyby rzeczywiście chodziło o militarną prewencję, inny musiałby być kierunek uderzenia: nie na południe, ale na północ, w tzw. bramie smoleńskiej, gdzie rzeczywiście grupowała się Armia Czerwona. Gdyż cios zadany koncentrującym się wojskom potencjalnego przeciwnika znacznie lepiej spełnia warunki wojny prewencyjnej niż faktycznie realizowany w 1920 r. plan. Uderzenie na południe oznaczało prymat czynnika geopolitycznego nad czysto militarnym. Chodziło bowiem o powołanie do życia niepodległej Ukrainy, aby w ten sposób zdegradować Rosję w roli wschodnioeuropejskiego mocarstwa. Ale ten

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 48/2004

Kategorie: Opinie