Powrót analfabetyzmu

Powrót analfabetyzmu

31.03.2021 Tarnow Uczen szkoly ponadpodstawowej podczas lekcji zdalnej classroom. fot. Tadeusz Koniarz/REPORTER

Kto nauczy pisać i czytać Zuzie i Antosiów? Zdalna nauka w obecnej formie oznacza cofnięcie się w edukacji Zuzia i Antoś rano logują się na lekcje. Ich inicjały świecą na ekranie komputera. Nauczyciel wmawia sobie, że jest OK. Samotny pijący ojciec czy matka zdążyli przez rok się nauczyć, że jak dzieci się nie zalogują, znowu zainteresuje się nimi opieka społeczna i trafią do rodziny zastępczej lub do domu dziecka. Nie będzie 500+. Już tak się zdarzało w przeszłości, ale dostali od systemu kolejną szansę. Do takiej tragedii dopuścić nie można, żeby przelewu zabrakło. Tak więc Zuzia i Antoś są głodni, robią, co chcą. Ale… świecą się. A to, że nigdy nie zgłaszają się do odpowiedzi, to nic, w szkole też się nie zgłaszali. Nauczyciel widzi inicjały i zagłusza ewentualne wyrzuty sumienia. Tłumaczy sobie: nic więcej przecież zrobić nie mogę. Niewielkie miasto w województwie pomorskim okolone wsiami. Szkoła podstawowa ma 700 uczniów, z czego ok. 10% zniknęłoby z systemu, gdyby nie starania kadry pedagogicznej. To ogrom dzieci. Dyrekcja korzysta z możliwości, jakie daje rozporządzenie o nauce zdalnej (z powodu braku warunków do nauki w domu należy zorganizować miejsce w szkole). Jak w niektórych szkołach prywatnych prowadzonych przez organizacje nadużywające tej furtki 100% dzieci uczy się stacjonarnie, tak w tym sennym miasteczku 50-60 dzieci uczy się na terenie szkoły. Bo? Nie mają w domu choćby minimum bezpieczeństwa. Nie mogą nawet wysłuchać zdalnej lekcji. 15-20% tych chodzących do szkoły mieszka w okolicznych wsiach. Miejskie dzieci w większości zaś wywodzą się z rodzin żyjących ze świadczenia 500+, które bynajmniej nie jest przeznaczane na edukację. Inna grupa pochodzi z rodzin wielodzietnych. Pięcioro, sześcioro, dwa pokoje – nie ma szans na naukę online, choć rodzice bardzo się starają. Do tego dzieci z rodzin wędrujących: jak szkoła zaczyna za bardzo się interesować ich sytuacją, cyk, zmiana placówki. I tak to się toczy. Tymczasem z danych UNESCO wynika, że młodzi Polacy uczą się zdalnie już ponad 35 tygodni. Jesteśmy w europejskiej czołówce. Dłużej poza szkołą przebywali tylko uczniowie z Macedonii (43 tygodnie), Bośni i Hercegowiny (38 tygodni), Słowacji (37 tygodni) i Łotwy (36 tygodni). Zepsute jak szkolne laptopy Z początku dyrektor myślał, że jak rozda komputery szkolne, problem z logowaniem się na zajęcia zniknie. Był w błędzie. Sprzęt służył do gier, polegiwał w kącie, a wracał uszkodzony. Teraz więc dyrektor ściąga Zuzie i Antosiów do szkoły. To duży budynek, dzieci mogą być bezpiecznie rozlokowane. Przynajmniej zjadają obiad. A i matce to dobrze robi, bo musi jakoś z rana ogarnąć dzieciaki, ubrać je, dać coś zjeść. W twardym lockdownie niestety obiadu nie zjedzą. Wrócą do beznadziejnej codzienności. – Dotarliśmy do tych uczniów przez pedagogów, którzy albo sami są kuratorami, albo ściśle z kuratorami współpracują. Tylko że rodziny nie boją się ani psychologa, ani pedagoga. Dopiero jak uruchomimy opiekę społeczną lub ruszymy sprawę przez sąd rodzinny, coś drgnie – opowiada dyrektor. W pandemii szkoły do takich środków uciekają się rzadziej. Tyle że jeśli same z siebie nie zaczną szukać dróg do tych uczniów, oni znikną kompletnie. Na lekcji online panuje spokój, depresji przez internet nie widać. Głodu też nie. Zuzia i Antoś już zapomnieli, jak się czyta i pisze, nawet jeśli w trzeciej klasie umieli jako tako dukać. W ich wieku najważniejsze jest ćwiczenie danej umiejętności. Nie ćwiczą, więc zapomnieli także, jak się liczy do 20. Rodzic im nie pomoże, bo sam ledwo co czytać, pisać i liczyć potrafi. Chyba że chodzi o wyciąganie zasiłków, to wtedy intelekt skacze na najwyższe rejestry. – A na drugim biegunie są rodzice słuchający z dzieckiem lekcji, robiący z nim zadania i pompujący pieniądze w korepetycje od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Z perspektywy mojego miasta wyraźnie widzę tę linię podziału społecznego. Bo nawet jeśli Zuzi i Antosiowi oferujemy dobre warunki do nauki, oni oraz ich rodzice nie patrzą na nas przychylnie. Musimy się uciekać do straszenia opieką społeczną. Dzwonimy, mówimy, na którą konkretnie godzinę dziecko ma przyjść do szkoły. Starsi uczniowie łączą się z klasą, z młodszymi pracujemy indywidualnie. Panie ze świetlicy w większości ukończyły nauczanie początkowe, więc dowiadują

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2021, 2021

Kategorie: Kraj