Pożegnania i pocieszenia

Pożegnania i pocieszenia

Fot. Tomasz Radzik/Super Express/East News

Lucjan Brychczy mógł zostać legendą Ruchu Chorzów, bo jak większość górnośląskich dzieciaków marzył o karierze w szeregach Niebieskich

Umarł Lucjan Brychczy. Powiedzieć na Żylecie, że „Kici” był hanysem, to jakby przypomnieć na antenie Radia Maryja, że Jezus był Żydem. A jednak Brychczy – ikona warszawskiej Legii, człowiek, który przy Łazienkowskiej spędził jako piłkarz i trener 70 lat – urodził się na Fryncicie, w Nowym Bytomiu, dzisiaj dzielnicy Rudy Śląskiej, a przed plebiscytem przyzakładowej kolonii Friedenshütte, i pośród familoków się wychował. Brychczy mógł zostać legendą Ruchu Chorzów, bo jak większość górnośląskich dzieciaków marzył w czasach powojennych o karierze w szeregach Niebieskich, ale kiedy przyszedł na testy przy Cichej, zabrakło butów w jego rozmiarze. Urażony nie biegał zbyt zgrabnie w za dużych korkach, więc go odesłano. O losie garbaty, który tak sobie zakpiłeś! To najbardziej parszywy przypadek spośród tych, które wpłynęły na losy śląskiego futbolu – zamiast u boku Gerarda Cieślika „Kici” zadebiutował w Ekstraklasie na stadionie przy Cichej w drużynie przeciwnej, bo pierwszy mecz w barwach Legii zagrał właśnie z Ruchem w Chorzowie jesienią 1954 r. A potem poszło jak w bajce – rekordowe 182 gole ligowe dla CWKS, takoż rekordowe 452 mecze w barwach Wojskowych i pół wieku na ławce trenerskiej.

Powiedzieć, że Legia pogrążyła się w żałobie, to nic nie powiedzieć – niewielu już zostało wśród żywych kibiców, którzy pamiętaliby Legię bez Brychczego. „Kici” przy Łazienkowskiej był zawsze, jego odejście to dla Legionistów koniec epoki, a nawet koniec świata. Przydomek otrzymał z uwagi na nikczemny wzrost – 166 cm – od trenera Jánosa Steinera. „Kicsi” po węgiersku znaczy „mały”, co nie przeszkodziło mu zostać wielkim piłkarzem. Także ze względu na jego długowieczność – w czasach gdy piłkarze po trzydziestce wieszali już buty na kołku, on strzelał hat tricka w Pucharze Europy – wiosną 1970 r., jako napastnik 36-letni!

Żeby jednak nie ulec zanadto zmartwieniom, skierujmy uwagę tam, gdzie futbolowi szowiniści nie kierują jej na co dzień. Mamy bowiem w FC Barcelona oprócz Roberta Lewandowskiego jeszcze jedną gwiazdę piłkarską, która regularnie strzela gole. Ewa Pajor, nasza najlepsza napastniczka, od tej jesieni lukratywnie (jak na warunki futbolu kobiecego) zakontraktowana przy Camp Nou, odpłaca się golami i bajecznie wysokimi notami (za hat tricka w derbach z Españolem dostała dziesiątkę). Kapitanuje też naszej kadrze narodowej, którą właśnie powiodła do historycznego sukcesu – nasze orlice przebrnęły dwuetapowe baraże i awansowały do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Po wyeliminowaniu Rumunek Polki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 51/2024

Kategorie: Sport