BEZ UPRZEDZEŃ
Wypuszczani kiedyś z aresztów działacze “Solidarności” skarżyli się w prasie “drugiego obiegu” na szykany, jakie ich spotykały w miejscach odosobnienia. Mnie dziwiło, że do szczególnie złośliwych szykan zaliczali trzymanie ich w celach razem z “prywaciarzami”. Inaczej niż to sobie zapamiętał generał Kiszczak, chodziło wówczas nie o zniesienie kategorii więźnia politycznego, lecz o formalne, prawne wprowadzenie takiej kategorii; za tym musiałoby iść prawo więźniów politycznych do tego, aby ich nie trzymano razem z kryminalistami. Jeśli chodzi o prawa człowieka, to postęp zaczyna się od prawnego odróżnienia więźniów politycznych od przestępców pospolitych. Mniejsza o to. Zadziwiające było to, że “prywaciarze”, a więc rzemieślnicy, drobni przedsiębiorcy czy ogrodnicy, w świadomości zapewne nie wszystkich, ale więcej niż niektórych działaczy solidarnościowych, uchodzili za przestępców szczególnie odpychających. Można było w tym widzieć symptom czegoś głębszego, co jeszcze dziś charakteryzuje solidarnościowców i odciska piętno na ich sposobie rządzenia Polską. (Maciej Jankowski wydaje się jakiś osobny, nietypowy, chyba dlatego, że jawnie a nawet z niejaką ostentacją pobratał się ze środowiskiem przedsiębiorców.)
Dla wielu ludzi “Solidarności” “prywaciarze” byli elementem znienawidzonego systemu i jakkolwiek by to absurdalnie wyglądało, częścią lub odmianą “nomenklatury”. Nawet niektórzy socjologowie przyjęli ten punkt widzenia. Jak pamiętamy, jednym z najbardziej znienawidzonych przez “Solidarność” był Mieczysław Wilczek, prywatny przedsiębiorca i liberalny minister. O zbrodniach komunizmu mówiono (i mówi się) mechanicznie, prawdziwa nienawiść kieruje się przeciw “czerwonej pajęczynie”, to znaczy takim ludziom jak Mieczysław Wilczek, którzy wynieśli z PRL jakieś doświadczenie w kierowaniu przedsiębiorstwami i sprawdzali się w nowym ustroju. Nikt nie zrozumie ani prywatyzacji sektora bankowego (gdzie “nomenklatura” miała być szczególnie niebezpieczna), ani wielu innych posunięć gospodarczych władzy posierpniowej, jeśli nie uwzględni obsesyjnej nienawiści, jaką działacze solidarnościowi żywili do “czerwonej pajęczyny”, czyli ludzi, którzy wzbogacili się bez pozwolenia “Solidarności”.
Liberałowie mówią, że najważniejszą cechą socjalizmu jest antyekonomizm. My w Polsce już w szkole dowiadujemy się, że nie było takiej podłości politycznej, jakiej “nasi przodkowie” nie popełniliby dla zysku: sprzedawali głosy na wolnej elekcji, za pieniądze stawiali kreski na sejmikach, za pieniądze godzili się na rozbiór kraju, kradli, przywłaszczali sobie dobra publiczne, “prywatyzowali” starostwa itp., itd. Chciwość przejawiała się na każdym kroku, a przy tym wszystkim “naszych przodków” charakteryzował antyekonomizm w najwyższym stopniu. Producent i kupiec byli postaciami pogardzanymi, a gdy im się dobrze wiodło – niebezpiecznymi dla tych, którzy żyli z przywileju.
Ktoś znający ze szkoły bezskuteczność przedrozbiorowych sejmów i nicość władzy królewskiej mógłby pomyśleć, że w tej “nierządem stojącej” Polsce musiało istnieć przy okazji dużo wolności gospodarczej. Nic błędniejszego. Nie wiem, jak ówczesnej “klasie próżniaczej” udało się obezwładnić gospodarkę drobiazgowymi regulacjami, ale udało się. To wprost nie do wiary, ile różni podwojewodzi wkładali zapału w kontrolowanie jarmarków i targowisk.
Antyekonomizm nie jest nabytą ideologią. Jest to “etos” grup żyjących z przywileju, mających władzę nad innymi, których mogą wyzyskiwać jawnie lub po kryjomu, cynicznie lub moralistycznie. Retoryka Leszka Balcerowicza stworzyła temu rządowi wizerunek władzy gotowej poświęcić różne cele “społeczne” dla celów ekonomicznych. W rzeczywistości cele ekonomiczne ten rząd traktuje jako uprzykrzenie, uciążliwość psującą zabawę w politykę. Ten rząd, tak jak utrzymujące go partie, jest marnotrawny, szasta milionami i miliardami w sposób nie przynoszący krajowi żadnego pożytku. Zrobili wielką kampanię propagandową z tekstem i podtekstem antyrosyjskim przeciw Gazpromowi. Ludzie poważnie traktujący interesy gospodarcze zachodzili w głowę, o co chodzi. I nikt nie zgadł. Podobno Gazprom miał za dużo akcji w interesie gazowym. Rząd postanowił, że wkrótce będzie miał jeszcze więcej. I ogłoszono sukces! Na czym polega sukces? O, to już nowa fabuła. Na tym, że Aleksander Gudzowaty, który za bardzo przypomina im Mieczysława Wilczka, będzie odsunięty od interesu, na którym dobrze się zna. Rząd wyczynia jakieś kombinacje z przedsiębiorstwami gazowymi, dyskryminuje krajowego przedsiębiorcę, robi plany wyglądające na głupie i uważa, że nie musi niczego społeczeństwu wyjaśniać. Od czasu do czasu mignie gdzieś nazwisko Piotra Naimskiego i to ma nam wystarczyć za odpowiedź.
Nie jest to ani pierwszy, ani ostatni przykład mówiący jakie ten rząd ma priorytety.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy