Przed katastrofą

Prawo i obyczaje Włodzimierz Iljicz Lenin określił w sposób lapidarny istotę totalitarnego państwa w słynnym zdaniu wypowiedzianym w okresie NEP-u: „My nie uznajemy niczego prywatnego w gospodarce, dla nas wszystko jest publicznoprawne”. Sentencja ta niczym nieszczęśliwa gwiazda towarzyszyła wszystkim „demokracjom ludowym” aż do upadku komunizmu w Europie Wschodniej. Wyższość unormowań publicznoprawnych nad prywatnoprawnymi była uznawana także w PRL-u. Dzisiaj odwrotnie, żyjemy w czasach kultu wszystkiego, co prywatne. Nasi reformatorzy wzięli się z gorliwością neofitów za prywatyzację nawet tych sfer życia, które były tradycyjnie regulowane przez prawo publiczne. Pod dyktando neoliberałów, zafascynowanych eksperymentami prywatyzacyjnymi krajów Ameryki Łacińskiej (Chile, Argentyna), wprowadzono w Polsce rewolucyjną kapitalistyczną zmianę systemu emerytalnego w odniesieniu do osób urodzonych po 31.12.1948 r. Przyszli emeryci tej generacji mają otrzymywać świadczenia głównie ze składek ulokowanych w otwartych funduszach emerytalnych (OFE). Tradycyjny ubezpieczeniowy system przyznawania i wypłacania emerytur przez ZUS został zachowany przejściowo w zastosowaniu do starszych pokoleń emerytów. Prywatyzacji systemu finansowania emerytur towarzyszyła hałaśliwa propaganda, odwołująca się m.in. do chwytliwego argumentu, że na przyszłą emeryturę każdy będzie zarabiał własną pracą, w zależności od wysokości składek zgromadzonych na indywidualnym koncie. Aliści już po kilku latach od triumfalnego uznania wspomnianej reformy za jedną z „czterech wielkich reform” wprowadzonych przez rząd J. Buzka widać gołym okiem, że te wspaniałe emerytury mogą okazać się „gruszkami na wierzbie”. Jak to nieraz bywa, kunsztownie przemyślane reformy załamują się w szczegółach uważanych przez reformatorów za najmocniejsze, niezawodne elementy systemu. Na takim właśnie złudnym przekonaniu oparto pewność, że indywidualne konta zagwarantują każdemu bezpieczną emeryturę. Nie wzięto pod uwagę oczywistego prawdopodobieństwa, że ewidencja milionów składek w skomplikowanym systemie rozliczeń między pracodawcami obowiązanymi do odprowadzania składek, Zakładem Ubezpieczeń Społecznych i towarzystwami emerytalnymi będzie operacją, która przy najlepszej nawet organizacji poniesie fiasko. Wady „cudownej” reformy ujawniły się już na samym początku jej wdrażania. Natychmiast zaczął szwankować system ewidencji składek. ZUS – kierowany kolejno przez trzech prezesów – okazał się niezdolny do sprawnego przekazywania składek do OFE. Zadłużenie ZUS-u z tego tytułu systematycznie wzrastało i w styczniu br. wyniosło 6,3 mld zł, nie licząc gigantycznych, rosnących lawinowo odsetek (obliczono, że ich wysokość sięgnęła już 8 mld zł!) („Gazeta Wyborcza” z 30.01.2002 r.). Ogromne są też koszty administracji otwartymi funduszami przez powszechne towarzystwa emerytalne, m.in. koszty informowania członków OFE raz w roku o stanie ich rachunków. Niedawno w radiowych „Sygnałach Dnia” prezes ZUS, Aleksandra Wiktorow, stwierdziła, że dopiero od lipca 2001 r. składki są mniej więcej bieżąco odprowadzane do ZUS przez pracodawców, którzy są płatnikami tychże składek. Okres wcześniejszy jest wielką niewiadomą. Ludzie zgłaszający się masowo do Zakładu po informacje o stanie indywidualnych kont dowiadują się z przerażeniem, że na swych rachunkach nie mają żadnych kwot uzbieranych na przyszłe emerytury. ZUS uspokaja, że przed rozpoczęciem pierwszych wypłat świadczeń emerytalnych (po 31.12.2008 r.) konta zostaną zaktualizowane. Jest to jednak marzenie ściętej głowy, gdyż ustalenie listy dłużników (pracodawców, którzy nie opłacili składek w minionych latach) jest absolutnie niemożliwe, m.in. z powodu likwidacji wielu firm. Byli pracownicy często nie poosiadają zaświadczeń o zarobkach w zakładach, z których odeszli. Nadciąga więc wielka socjalna katastrofa. Zostaną nią dotknięci ludzie starzy, którzy nie otrzymają godziwych emerytur z powodu nieobjęcia ewidencją na ich indywidualnych kontach należnych składek. Skazani będą na gwarantowane przez państwo świadczenia minimalne, zasiłki z pomocy społecznej itp. Interes na genialnej reformie może natomiast zrobić państwo – w postaci korzystania z tanich kredytów na finansowanie z funduszów emerytalnych braków budżetowych. Reformatorzy tworząc ten system, przeszli też do porządku dziennego nad starą prawdą, że kapitały gromadzone w warunkach prosperity spotyka zawsze ruina w razie kryzysów gospodarczych. Kataklizmom gospodarczym żaden kapitał nie jest w stanie się oprzeć. Kapitałowa reforma systemu emerytalnego została wprowadzona paradoksalnie pod wpływem obawy, że ubezpieczeniowy system emerytalny musi wcześniej lub później zbankrutować. Okazuje się, że wymyślone lekarstwo będzie gorsze od choroby. Poważnym błędem było wprowadzenie systemu przymusowego oszczędzania (odkładania składek na kapitałowe emerytury) bez zapewnienia przyszłym emerytom wpływu na ewidencję składek w ZUS.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2002, 2002

Kategorie: Felietony