Pierwiosnek to jeden z pierwszych ptaków zwiastujących wiosnę. Podobnie jak noszący tę samą nazwę kwiat Niewielu uczniów, a i dorosłych, lubi „Przedwiośnie” Żeromskiego. Nic dziwnego, Żeromski jest trudny w odbiorze. Mimo to należy do moich ulubionych pisarzy. Ale tu nie o literaturze będzie, lecz o jednym z najciekawszych momentów w przyrodniczym kalendarzu. Przednówek Tytuł powieści Żeromskiego nawiązuje do odrodzenia państwa polskiego. Autor, nazywany sumieniem polskiej literatury, ukazał okrutną biedę większości narodu, który mimo to był gotów walczyć za ojczyznę, i zawiedzione nadzieje na lepszy byt w odrodzonym państwie. Władysław Reymont w „Chłopach” opisuje zaś trudy przednówka, w znacznej mierze pokrywającego się z przyrodniczym przedwiośniem. Ratowano się wtedy nadpsutą żywnością i tym, co dało się wyrwać z wcześnie budzącej się do życia przyrody. Zbierano np. komosę białą, zwaną lebiodką. To jeszcze stosunkowo smaczne danie jak na dziką kuchnię (dzisiejsza dzika kuchnia, zachwalana w modnych dietach, z tą sprzed wieku ma niewiele wspólnego), niemniej moja babcia popłakała się, gdy zobaczyła, jak eksperymentuję z ową rośliną w kuchni. Zbyt dobrze pamiętała przedwojenną biedę. Innym chłopskim daniem na przednówku było podkorze, czyli łyko i kambium, najczęściej z lip. To pożywienie bobrów o tej porze roku, jednak one, by je dobrze przyswoić, zjadają własne odchody (co nazywamy cekotrofią), ludzie tej umiejętności nie posiadają. Pokarm wyjątkowo ciężkostrawny, mało wydajny energetycznie, ale pozwalał przetrwać do wiosny, podobnie jak perz. Wykopywano także niewielkie bulwki ziarnopłonu wiosennego, ale z nim trzeba było uważać – gdy roślina zaczyna puszczać pąki kwiatowe, staje się trująca. Wiedzą o tym dziki, które je uwielbiają, tyle że do pomocy mają czuły węch. Nasi przodkowie musieli liczyć na własne oczy, a te niekiedy z braku witamin zawodziły. Leśne rabaty kwiatowe Odrywając się od niedostatków naszych przodków, pocieszmy oczy kwiatami. Wspomniany ziarnopłon nazwę zawdzięcza intensywnie żółtym kwiatom. Ale nie tylko on cieszy oko na przedwiośniu. Wraz z nim kwitną zawilce gajowe. To te białe kwiaty, które w lasach pojawiają się łanami. Często widzę zrywających je spacerowiczów. Tyleż to romantyczne, co pozbawione sensu, zerwane kwiaty szybko więdną i zwykle lądują w rowie. Również na biało kwitną śnieżyczki przebiśniegi, które już cieszą moje oko w ogródku. Warto wiedzieć, że to roślina chroniona, nie wolno jej pozyskiwać z natury. Chroniony jest także wawrzynek wilcze łyko, piękny krzew, który właśnie obsypuje się różowym kwieciem. Uważajcie na niego, cała roślina jest śmiertelnie trująca, w tym słodkawe owoce i pięknie pachnące kwiaty! Jeśli słyszeliście, że żadne kwiaty nie są trujące, to ktoś wprowadził was w błąd. To bardzo szkodliwy mit. Też trujące, choć nie śmiertelnie, są owoce bluszczu pospolitego. Dojrzały zimą, ale do tej pory nikt ich nie ruszył. Teraz zjadają je ptaki, głównie drozdy. Mimo że dla nich owoce nie są trujące, ptaki jedzą je niechętnie. Bluszcz to cwaniak, nie dość, że oszczędza na pniu, wspinając się po drzewach czy murach, to jeszcze kwitnie na przedzimiu, gdy nie ma już roślin miododajnych, a owady są skazane na jego skąpe porcje nektaru w zamian za przeniesienie pyłku. W owoce także niewiele inwestuje, zawierają mało cukrów, za to sporo ciężkostrawnych garbników, lecz „z braku laku dobry i opłatek”. Dla mnie najpiękniejszym kwiatem przedwiośnia jest przylaszczka pospolita. Dawniej uważano, że Bóg przekazuje ludziom wskazówki, co dana roślina leczy, nadając jej kształt stosownego narządu. Zasada ta nazywa się homeopatią i choć różni się od współczesnej homeopatii, jest tak samo nieskuteczna. W przypadku przylaszczki liście mają kształt płata wątroby, dlatego stosowano ją na dolegliwości tego organu. Naukowe badania wykazały, że nie tylko nie leczy wątroby, ale nawet jest lekko trująca. Z kolei liście kopytnika pospolitego przypominają odcisk końskiego kopyta. Jego kwiaty nie rzucają się w oczy, do tego są zapylane przez muchy, podobnie jak w wypadku kokornaków, jego egzotycznych krewnych. Z tym że kopytniki pachną pieprzem, a większość ich krewniaków padliną. Wszystkie te rośliny rosną w lasach liściastych i z wyjątkiem bluszczu śpieszą się z kwitnieniem, by zdążyć, nim drzewa puszczą liście. Wówczas bowiem w lesie zrobi się ciemno i zapylacze miałyby trudności z odnalezieniem kwiatów, choć i na tę trudność są sposoby. Drzewa pochłoną światło w takim stopniu, że większość roślin wkrótce straci










