Pycha kroczy przed upadkiem

Pycha kroczy przed upadkiem

Warszawa 27.04.2016 r. Jaroslaw Flis - socjolog, publicysta i komentator polityczny. fot.Krzysztof Zuczkowski

Arogant sprawujący władzę uważa wszystkich inaczej myślących za bezrozumnych lub wrogów Dr JAROSŁAW FLIS – socjolog, adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego Prof. Henryk Domański twierdzi, że czeka nas 30 lat rządów prawicy, profesorowie Janusz Czapiński i Radosław Markowski uważają, że PiS władzy szybko nie odda. Co pan na to? – Moim zdaniem, tak samo jak Prawo i Sprawiedliwość po zdobyciu władzy postanowiło przebić Platformę Obywatelską na polu arogancji, tak obóz obecnej opozycji postanowił przebić PiS na polu histerii. Być może ta histeria ma służyć mobilizacji zwolenników, z pewnością jednak zniekształca obraz rzeczywistości. Porzućmy więc emocje. Po zwycięstwie w 2005 r. popularność Prawa i Sprawiedliwości wzrosła w sondażach nawet o 16%. Po ubiegłorocznym sukcesie takiego skoku nie było. Dlaczego? – Prawo i Sprawiedliwość pod prezesurą Jarosława Kaczyńskiego postanowiło przyjąć strategię samobójczą, roztrwonić korzyści, jakie wiosną i latem zeszłego roku przyniosło mu dobre ustawienie strategii. Prezes mnoży wrogów W 2005 r. na czele PiS stał ten sam Jarosław Kaczyński. – Ale rządem kierował Kazimierz Marcinkiewicz, który miał zupełnie nowy wówczas styl komunikacji. Wychodził do ludzi, nie próbował dowodzić, że jest mądrzejszy od innych. Pamiętam zdjęcie w gazecie, na którym premier sam prasował sobie koszulę, bo żona została w Gorzowie. – Ludziom to się podobało, a poza tym jesień 2005 r. była czasem rzeczywistej zmiany, która mogła być dla Prawa i Sprawiedliwości dźwignią długotrwałego rządzenia i sukcesu, gdyby partia była konsekwentna. Później jednak to się zmieniło. Dziś także bryluje Jarosław Kaczyński, schowany na czas kampanii wyborczej. Zamiast zawężać pole konfliktu, otwiera kolejne fronty. To jego model uprawiania polityki. – Ten model przez wiele lat prowadził Prawo i Sprawiedliwość do kolejnych przegranych z Platformą Obywatelską. A przecież wszyscy wiedzieli, że aby wygrać, trzeba odwoływać się do wyborcy centrowego, zwracać uwagę na sprawność działania, nie mnożyć wrogów ponad potrzebę. Teraz Kaczyński sam potwierdza opinie swoich wrogów, że konflikt leży w jego naturze. A ponieważ nikt mu w PiS nie zagraża, sam nadaje ton polityce partii i rządu. Inni milczą, co najwyżej zgrzytają zębami lub łapią się za głowę, myśląc ze strachem, co będzie dalej. A może Jarosław Kaczyński wie, że nie ma z kim przegrać? – Pycha kroczy przed upadkiem – przećwiczył to Donald Tusk z Platformą Obywatelską. Przekonanie, że druga strona będzie zawsze tak beznadziejnie dowodzona jak w danej chwili, prowadzi do katastrofalnych w skutkach decyzji. Platforma niszczy się sama Zaszokowały mnie styczniowe wyniki wyborów na przewodniczącego PO – wzięło w nich 8,5 tys. spośród zaledwie 17 tys. uprawnionych. Nie sądziłem, że partia, która osiem lat rządziła Polską, którą w 2007 r. poparło 6,7 mln obywateli, jest tak nieliczna. – Jeśli chodzi o odsetek osób należących do partii w całym społeczeństwie, jesteśmy na końcu europejskiej statystyki. Niechęć do wstępowania do partii wywodzi się jeszcze z PRL, gdy z powodu oporu społecznego PZPR nie stała się jedyną bramą do urzędów – musiała zaakceptować „bezpartyjnych fachowców”. Wytworzył się wówczas żywy do dziś stereotyp dwóch ścieżek kariery: partyjnej i kompetencyjnej. PZPR u schyłku PRL liczyła 2 mln członków, w 1980 r. – 3 mln. Oprócz niej działały Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne, a stanowisk do obsadzenia z partyjnego klucza nie było chyba więcej niż dzisiaj. Przynależność do partii, jeśli oczywiście obejmie ona władzę, może być zatem bardziej opłacalna niż w tamtym czasie. – Rzeczywiście, ale nasze partie nie są realnie zainteresowane wzrostem szeregów, przyjmowaniem nowych członków. To są spółdzielnie aspirantów do funkcji publicznych uwikłane w wewnętrzne walki. Na całym świecie w partiach toczy się rywalizacja, ale nie w takiej skali jak w Polsce. Nowi członkowie – a już zwłaszcza zaangażowani ideowcy – w takiej rywalizacji nie są nikomu do niczego potrzebni. Mimo obnażanej w sondażach słabości PO ma dość sił, by boksować się sama ze sobą. Od kilku miesięcy czytam, że „Schetyna czyści Platformę”. Do czego to prowadzi, pokazuje przykład Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który wyczyścił partię z co bardziej znaczących polityków. – Tak się dzieje, bo z powodu naszego systemu wyborczego w każdych wyborach –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2016, 2016

Kategorie: Wywiady