Rydzyk w potrzasku

Rydzyk w potrzasku

Słuchacze Radia Maryja wymierają, ojciec dyrektor wyraźnie przeinwestował, dlatego jego imperium grozi zawalenie – Boję się o nasze radio. Brakuje nam pieniędzy, miesięcznie 600 tys. zł. Drodzy słuchacze, kochacie, ale pieniędzy nie dajecie. Pomóżcie, bo nam radio padnie i nie ma żartów – mówił na antenie Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk. Słuchacze RM po raz pierwszy ów apel usłyszeli ponad trzy tygodnie temu. Od tego czasu prośby Rydzyka emitowane są przynajmniej kilka razy dziennie. I z każdym dniem mają coraz bardziej błagalny charakter. Sama ich emisja nie dziwi nikogo – dyrektor rozgłośni od początków jej istnienia wykorzystywał antenę do inicjowania podobnych zbiórek. Nigdy jednak nie uderzał w tak dramatyczne tony. Nigdy też publicznie nie ganił słuchaczy za brak odzewu, sugerując, że ich hojność jest już na wyczerpaniu. Czyżbyśmy zatem byli świadkami początków końca medialnego imperium o. Rydzyka, na którego czele znajduje się toruńska rozgłośnia? A jeśli tak, to jakie są tego powody? Niechciani intruzi Z tymi pytaniami postanowiliśmy zwrócić się do samego źródła. Najpierw telefonicznie próbowaliśmy umówić się na rozmowę z o. Rydzykiem. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że „dyrektor nie spotyka się z niekatolickimi dziennikarzami, gdyż ci zajmują się wyłącznie przygotowywaniem nagonek na niego. Zaś samo radio ma się dobrze i z bożą oraz słuchaczy pomocą dalej będzie funkcjonowało”. Również na miejscu, w Toruniu, nie powiodła się nam próba spotkania z dyrektorem. Śledzeni przez przemysłowe kamery dotarliśmy zaledwie do bramy okazałego kompleksu RM. Strzegący wejścia ochroniarz na wieść o tym, iż ma do czynienia z dziennikarzami, stanowczym tonem kazał się wynosić. Wobec tego zwróciliśmy się do Warszawskiej Prowincji Redemptorystów, formalnego właściciela RM. Tam także potraktowano nas jak intruzów – ojcowie dziwnym trafem nie mogli znaleźć osoby upoważnionej do kontaktów z prasą… Na szczęście wiele informacji pozwalających zweryfikować tezę o kłopotach o. Rydzyka znajduje się poza nieprzebytym murem RM. Jak wynika z badań SMG/KRC, na przełomie czerwca i sierpnia br. tylko 2,29% dorosłych Polaków deklarowało, że słucha toruńskiej rozgłośni. Dla porównania jeszcze dwa, trzy lata temu podobne szacunki były dwu-, trzykrotnie wyższe. Skąd taka różnica? Zdaniem analityków zajmujących się rynkiem mediów, ma ona podłoże… biologiczne – słuchacze RM po prostu zaczynają masowo umierać. Tak wynika z cech demograficznych przeciętnych słuchaczy toruńskiej radiostacji. Są nimi bowiem osoby powyżej 54. roku życia, przeważnie 60-, 80-letnie, słabo wykształcone, pochodzące z małych miejscowości i mające złą sytuację finansową. Jasno zdefiniowani wrogowie Słabe notowania RM mogą mieć również podłoże psychologiczne. Rydzyk od samego początku funkcjonowania założonej przez siebie rozgłośni utrzymywał słuchaczy w stanie permanentnego zagrożenia. Na antenie radia jasno zdefiniował wrogów – przede wszystkim masonów, Żydów, elity kulturalne, część kleru podatną na wpływy „zgniłego liberalizmu” oraz „bogaczy, którzy na wyzysku zwykłego człowieka zbili swoje fortuny”. Propagowana przez niego czarno-biała wizja postrzegania rzeczywistości, z racji swej prostoty była niezwykle atrakcyjna i łatwa do zaakceptowania. Jednak po 12 latach oczekiwania na ataki ze strony wydumanych wrogów część osób związanych z RM mogła się poczuć zmęczona towarzyszącym temu napięciem. I niekoniecznie przyjąć odmienny punkt widzenia, a po prostu wycofać się z radiomaryjnego kręgu. Przynajmniej na jakiś czas… Do tego trzeba dodać wyraźne odcięcie się od o. Rydzyka wielu hierarchów kościelnych, z prymasem Glempem na czele. Przyczyny nie najlepszej kondycji RM mają jednak ściśle ekonomiczne podłoże. Rydzyk bowiem najwyraźniej przeinwestował. W listopadzie ub.r. kupił od władz Torunia dwie działki o powierzchni 22 ha, za które zapłacił około 4 mln zł. W tym miejscu miało powstać Centrum Polonia in Tertio Millenio – gigantyczny kompleks religijno-edukacyjno-wypoczynkowy. Na razie jednak nie może być mowy o żadnej tego typu inwestycji, gdyż jej koszty szacowane są na kilkadziesiąt milionów złotych – sumę, o której Rydzyk może w tej chwili pomarzyć. Co więcej, słynący z nosa do interesów redemptorysta tym razem kupił przysłowiowego kota w worku. Wspomniane działki leżą w okolicach nadwiślańskiego Portu Drzewnego, na niestabilnym, podmokłym terenie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 45/2003

Kategorie: Media