Rynek psuje sondaże

Rynek psuje sondaże

Pracownie badające preferencje wyborcze mają więcej roboty niż kiedykolwiek. Ale ilość nie przekłada się na jakość Dr Michał Pierzgalski (ur. w 1983 r.) – specjalista od systemów i zachowań wyborczych, badacz systemów głosowania i zachowań wyborczych, politolog i ekonomista, pracownik Uniwersytetu Łódzkiego. Czy sondaże nami manipulują? – Nie znam twardych, naukowych dowodów, które sugerowałyby, że znane sondażownie celowo manipulują postawami politycznymi Polaków. Zdarzają im się jednak błędy i wpadki. Są one najprawdopodobniej efektem wad metody, szczególnie coraz większych trudności z przeprowadzeniem badania na próbie reprezentatywnej, co jest konsekwencją np. nieszczerości respondentów, odmowy udziału w badaniu itd. Prościej mówiąc, liczba osób chętnych odpowiedzieć na pytania ankietera spada obecnie nawet poniżej 10% respondentów. To bardzo utrudnia zadanie, wymusza aplikowanie bardziej złożonych metod matematycznych, ale i naraża na liczne pomyłki. Trzeba też pamiętać, że badania opinii przeprowadzane są przez prywatne korporacje, które pracują dla zysku. Tutaj rynek dyktuje warunki. Oczekiwanie jest takie, że sondaże będą liczne, a nawet bardzo liczne, a przy tym szybkie i tanie. To samo w sobie oznacza, że nie mogą być zawsze dokładne. Jak w takim razie poznać, czy sondaż jest wiarygodny? – Jako badacz zachowań wyborczych miałbym dużo pytań dotyczących metody sondażu, ale tutaj napotykamy ogólniejszy problem. Kuchnia badań preferencji wyborczych jest w dużej mierze niejawna. To zwykle tajemnica korporacyjna sondażowni, stanowiąca o ich przewadze konkurencyjnej. Tymczasem to właśnie metoda jest najważniejsza, bo warunkuje jakość próby statystycznej, którą poddaje się analizie; trafność i rzetelność badania sondażowego w największym stopniu zależy od jakości próbki. Im bardziej więc transparentne informacje na jej temat, tym lepiej. Na ogół jednak informacje są zdawkowe, mimo że opinia publiczna powinna poznać więcej detali w przypadku tak istotnych badań jak sondaże preferencji wyborczych. Warto wskazać kilka dobrych praktyk. Na przykład trzeba z ostrożnością podchodzić do sondaży, które przyjmują nietypowo wysokie oszacowanie frekwencji wyborczej, a także tych, w których podaje się bardzo wysoki odsetek osób niezdecydowanych. Jeśli ta ostatnia grupa jest duża, może to istotnie wpłynąć na wynik badania. Zdrowy rozsądek podpowiada, aby z przymrużeniem oka czytać sondaże publikowane przez partie polityczne. Ważny jest też moment przeprowadzenia sondażu: jeśli 12 września wybucha wielka afera, a ktoś pokazuje dane z 10-11 września, wiadomo, że wartość tego badania jest poważnie nadwyrężona. Wreszcie liczebność próby znacznie poniżej 1 tys. uczestników (Polska) lub stosowanie tzw. nieprobabilistycznych, czyli nielosowych metod doboru próby (takich jak popularne próby kwotowe) to kolejne sygnały ostrzegawcze. Omówmy te kwestie dokładniej. Jak opinie 1 tys. ludzi mogą świadczyć o preferencjach wyborczych wielu milionów? – Powiedzmy, że robię zupę dla gości. Zanim ją podam, chciałbym sprawdzić, czy jest doprawiona. Czy muszę w tym celu zjeść cały garnek? Wystarczy, że jej spróbuję. Tak samo jest z badaniem preferencji wyborczych: wystarczy zbadać mały, ale reprezentatywny podzbiór populacji. Są jednak dwa warunki. Pierwszy: zupa musi być dobrze wymieszana, czyli próba musi być autentycznie losowa. Drugi: nie wystarczy, że zanurzę w zupie palec, muszę nabrać choć jedną łyżkę, a więc próba musi być odpowiednio duża. Jeśli trzymamy się teorii wnioskowania statystycznego i weźmiemy pod uwagę liczbę wyborców w Polsce, próba 1-1,1 tys. osób (w przypadku próby losowej) jest wystarczająca. Jeśli nawet znacznie ją zwiększymy, np. z 1 tys. do 5 tys., maksymalny szacowany margines błędu zmniejszy się z ok. 3% do ok. 1,5%, ale sondaż może być znacznie droższy. Dlatego tak często liczba bliska 1 tys. pojawia się w publikowanych sondażach. Mało tego, bardzo duża próba wcale nie gwarantuje większej dokładności. Najbardziej znany chyba przykład to wybory z 1936 r. w Stanach Zjednoczonych – cenione pismo po przeanalizowaniu ok. 2,3 mln odpowiedzi źle wskazało przyszłego prezydenta! Nieznany wtedy, a bardzo ceniony dzisiaj Gallup, pracując na próbie wielokrotnie mniejszej, przewidział wynik poprawnie, bo użył lepszej metody doboru próby do badania.  Czyli zamiast łyżki można wypić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 41/2023

Kategorie: Wybory 2023