Samotny kiler

Samotny kiler

Ziemia nie zadrżała. Lud nie wyszedł na ulice. Rezygnację Tuska z kandydowania w wyborach prezydenckich opłakują głównie beneficjenci jego rządów. Czerpiący osobiste profity z dojść do ówczesnej władzy. Choć trzeba przyznać, że Tusk ma też ciągle apologetów potrafiących zachwycać się jego formatem intelektualnym i niezwykłymi talentami. Takie opinie pewno łechcą próżność przewodniczącego Rady Europejskiej, ale dla biegu wydarzeń w Polsce mają znaczenie epizodyczne. Bo szanse Tuska na prezydenturę od dawna były ledwie teoretyczne. Co przytomniejsi analitycy podkreślali, że ma on za duży elektorat negatywny, by myśleć o sukcesie. Na dodatek ten elektorat negatywny ocenia Tuska tak źle, że prędzej by zagłosował na kota Kaczyńskiego niż na niego. Przyjmując taki stan rzeczy do wiadomości, warto pomyśleć, skąd ta fobia antytuskowa się wzięła. Dlaczego z polityka, z którym większość Polaków wiązała tak duże nadzieje, po kilku latach został czarnym Piotrusiem? Czy nie stało się tak dlatego, że premierem był marnym, a państwo pod jego rządami dryfowało? Problemy zamiatano pod dywan, jak choćby sprawy reprywatyzacji, wyłudzeń VAT, rozliczenia pierwszych rządów PiS czy funkcjonowania służb. Żonglowanie ludźmi i problemami to umiejętność, która w polityce bardzo się przydaje. Na krótko. Bo na dłuższą metę musi służyć jakiemuś głębszemu celowi. A w przypadku Tuska celem była osobista władza. I w tej jednej dziedzinie okazał się politykiem naprawdę skutecznym. Po drodze do celu ograł wszystkich partyjnych rywali. Gdy wykosił Olechowskiego i Płażyńskiego, współtwórców Platformy Obywatelskiej, wiadomo było, że jest kadrowym kilerem. Bez skrupułów robił to samo i później w PO. Efekty jego polityki personalnej widzimy. Partia została wypłukana z indywidualności. Czy Tusk czuje się za to odpowiedzialny? Pytanie jest oczywiście retoryczne. Podobnie jak kolejne: co takiego się stało, że Tusk zaczął myśleć o posadzie, którą dziesięć lat temu wykpiwał. Mówił przecież, że prezydent jest od pilnowania żyrandola. Jeśli więc Tusk nie miał planu na efektywne zarządzanie państwem w roli premiera, to po co zawracał ludziom głowę planami kandydowania na prezydenta? Dobrze, że zrezygnował. Opozycja może teraz się zająć realnymi kandydatami. I na koniec: niezależnie od tych wszystkich uwag w porównaniu z Andrzejem Dudą były premier bardzo wiele zyskuje. Taki mamy stan w polityce. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 46/2019

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański