Miłość Gustawa Holoubka O Magdzie i Gustawie w środowisku już przestało się mówić na ucho, choć ona jest jeszcze żoną operatora Wiesława Rutowicza, a on mężem Mai Wachowiak. „W każdym razie skandal wisi w powietrzu, tylko my jesteśmy głusi i ślepi na wszystko – potwierdza Zawadzka. – Widocznie nasze małżeństwa były pozornie udane. Gustaw twierdzi, że nasze uczucie wybuchło z taką siłą, bo jest ostatnią deską ratunku, której oboje się uczepiliśmy, żeby przeżyć prawdziwą miłość i szczęśliwy związek. Gustaw jest wierny zasadzie, że gentleman o pewnych sprawach nie mówi. Nie obarcza mnie też swoimi małżeńskimi problemami, odcina od tamtego swojego życia, nie chce, żebym miała jakiekolwiek poczucie winy”. Janusz Hellich: – Nie współzawodniczyły o Gustawa, on już był po stronie Magdy. Sam Holoubek tłumaczy: „Najpierw zaniedbałem Maję, a dopiero potem poznałem Magdę. To nie było coś za coś”. Decydują z Mają zawrzeć umowę separacji. „W związku z zaistniałymi komplikacjami w stosunkach osobistych pomiędzy małżonkami, spowodowanych nawiązaniem przez Gustawa Holoubka bliskich kontaktów, przeciwnych istocie i celom małżeństwa, z inną kobietą, oboje małżonkowie w celu wyeliminowania powstawania konfliktowych sytuacji w każdym zakresie, uznali za konieczne uregulowanie niniejszym układem istotnych kwestii”, stanowi treść. Holoubek musi się wyprowadzić z mieszkania, spłacić dług zaciągnięty na jego zakup, zobowiązany zostaje do comiesięcznych alimentów na dziecko, a także wpłat pewnej sumy na utrzymanie żony oraz utrzymywania kontaktu z małoletnią córką, pozostającą pod opieką matki. Rozwód przeprowadzą dopiero po ponad dwóch latach. (…) Przed Magdą i Gustawem nowy czas. Miłość – znów szansa na kolejne życie, na dobry nastrój, odnowę, miłe myśli. Ogniki w oczach… Jeszcze raz poczuć dygot serca, potwierdzić oddziaływanie swojego uroku… Zwycięstwo mężczyzny, rozmiłowanie kobiety. – To jakiś niesamowity splot okoliczności, że ludzie, którzy się przez kilka lat mijają, któregoś dnia o tej właśnie porze nagle spojrzą na siebie inaczej, przeleci między nimi iskra i okaże się, że są im pisane wspólne losy – dzieli się refleksją Magdalena Zawadzka. – Pierwszy raz zobaczyłam Magdę z Gustawem w Gdańsku, gdzie akurat też byłam z rodzicami – jak dziś pamięta Joanna Oleksak. – Już za moich podlotkowych lat Magda podrzucała mi zeszyty z wklejonymi zdjęciami aktorek. Nasze mamy, z rodziny Szubańskich, moja Alina i Magdy Danuta, były siostrami ciotecznymi, o podobnym emocjonalnym podejściu do życia. Dopiero znacznie później się dowiedziałam, że wtedy, w tamtejszym teatrze, gościnnie, bo Teatr Dramatyczny był zaprzyjaźniony z Teatrem Wybrzeże, grali „Życie jest snem” Calderona. Wysiedli przed teatrem z taksówki. On w czarnym golfie, co zapisałam w mojej nastoletniej pamięci, ogarniał ją ramieniem, jakby chciał zaznaczyć: jest moja! Niedługo później umarła babcia Magdy i na pogrzebie oraz rodzinnym spotkaniu, tzw. stypie, Magdzie towarzyszył Gustaw. Odnosił się do niej z pełną atencją i czułością. Magda przedstawiła go rodzinie: „To jest mój przyszły mąż”. Patrzyliśmy na nich z niedowierzaniem. Nasza piękna kuzyneczka i taki starszy pan? Ale zaczął mówić i mówić, i po paru godzinach zdobył zainteresowanie wszystkich. Już się nie dziwili, że Magda się nim zainteresowała. Magnetyzm jego głosu i zachowania zadziałał. Magdalena Zawadzka: – Mogliśmy się już pokazywać razem, byliśmy rozwiedzeni, każde z nas było wolne, zamieszkaliśmy w wynajętym pokoju. Nie zdążyłam się poznać z matką Gustawa. Czekaliśmy na ślub. Niestety, zmarła w tym czasie w Krakowie. Miała 86 lat. Gustaw poniósł bolesną stratę, pierwszy raz widziałam, jak płacze. Z tego, co o niej opowiadał, jestem pewna, że pobłogosławiłaby ten związek i zrozumiałaby nasze wybory. (…) Krystynie Pytlakowskiej Gustaw opowiadał: „Moja matka, która przeczytała tylko jedną książkę w życiu, mianowicie »Pana Wołodyjowskiego«, była zakochana w Basi Wołodyjowskiej i pamiętam, że od zarania moich kontaktów z dziewczynami stworzyła sobie model tej Basi i żadnej innej kobiety nie przyjmowała do wiadomości. A ja nie mogłem sprostać jej gustom. Aż tu nagle pojawiła się prawdziwa Basia Wołodyjowska. Żałuję bardzo, że matka nie doczekała tego momentu, gdy poznałem Magdusię”. A początek przypadł na wiosnę 1969 r., dla Magdy Zawadzkiej pracowitego i wyjątkowego. Od trzech lat w znaczących rolach na deskach Teatru Dramatycznego: w „Meteorze”, „Mądremu










