Nie można liczyć na moją pobłażliwość w przypadku niewłaściwego postępowania któregoś z sędziów Rozmowa z Barbarą Piwnik, minister sprawiedliwości – Zapadł wyrok w sprawie kopalni „Wujek”. Już drugi. Po pierwszym natychmiast odezwała się ówczesna minister sprawiedliwości, Hanna Suchocka, która oznajmiła, że zaskarży wydane orzeczenie. Odczytane to zostało powszechnie jako ingerowanie władzy wykonawczej w kompetencje władzy sądowniczej. Minęły cztery lata i choć mamy nowy wyrok w tej sprawie, to taki sam jak poprzedni. Były minister sprawiedliwości, Lech Kaczyński, uznał go za skandaliczny, nieodpowiadający społecznym oczekiwaniom. Oskarżył władze państwowe z początku lat 90. o to, że wśród odziedziczonych po Polsce Ludowej sędziów nie przeprowadziły czystki. Pani zachowuje w tej sprawie milczenie. Nie ma pani zdania? – Mam – sąd jest niezawisły. Nigdy nie pozwoliłabym sobie oceniać orzeczonego wyroku i tym samym pracy sędziów, nie znając akt sprawy, nie przeczytawszy ich od początku do końca. Niezależnie od tego, jak jest to przykre dla rodzin ofiar – którym prywatnie, po ludzku współczuję – decyduje prawo i sędzia, który ma obowiązek rozstrzygać, mając na względzie nie tylko interes oskarżycieli, ale i oskarżonych. Zresztą ten wyrok nie jest prawomocny, prokurator zapowiedział apelację i z punktu widzenia ministra sprawiedliwości nie ma powodów do ingerencji. – Ale sędzia, która wydała ten wyrok, długo się z niego tłumaczyła. – O mnie też zawsze mówiono: Piwnik wydała wyrok. To nie Piwnik czy Rotkiel wydają wyroki, tylko sąd. Orzeka przecież skład sędziowski, w tym ławnicy. Wyrok jest wynikiem dyskusji między nimi. Wspólnie oceniają dowody i sprawę, którą oni znają najlepiej. Myślę, że warto o tym nie zapominać. – Jak ogólnie ocenia pani stan sędziowski? Czy mamy dobrych sędziów? Mam na myśli nie tylko ich poziom zawodowy, ale i na przykład moralny. – Przywykliśmy na wymiar sprawiedliwości patrzeć przez pryzmat sądów warszawskich – z ogromnymi trudnościami, zaległościami, gdzie – chciałoby się powiedzieć – wszystko jest nie tak. Ale przecież generalnie nie jest źle. – To dlaczego w nieodległej przeszłości pan minister Piotrowski i pan minister Kaczyński tak często i chętnie rozdzielali sądom i sędziom kuksańce? – Inne czasy, inni ludzie. Co oczywiście nie znaczy, iż można liczyć na moją pobłażliwość w przypadku jakiegoś niewłaściwego postępowania któregoś z sędziów. W każdym takim wypadku będzie wszczynana przewidziana prawem procedura, a konsekwencje będą wyciągane – mam nadzieję – szybko i – jak będzie trzeba – ostre. – Zostańmy jeszcze przez chwilę przy sędziach. Przyzna pani, że czasem można odnieść wrażenie, iż sędzia „układa się” do sprawy, do okoliczności jej towarzyszących, nie jest odporny na nacisk opinii publicznej. Stąd bierze się przekonanie, że nasi sędziowie nie są mężami bez skazy. Jakby nie chcieli być wolni. – Dotyka pan rzeczy bardzo ważnej. Sędziowie muszą się otworzyć na społeczeństwo. Nie w tym sensie, żeby tracić cokolwiek ze swojej niezależności przy podejmowaniu decyzji i nie po to, by podporządkowywać się otoczeniu. Nie byłoby nic gorszego, niżby sędzia starał się zgadywać, czego się od niego oczekuje. Myślę o takim otwarciu się na opinię publiczną, by pokazać jej cały trud sędziowskiej wolności. Tę wielką odpowiedzialność naszego zawodu – kiedy podejmując decyzję o losie innego człowieka, musimy zostać sam na sam ze swoją wiedzą, doświadczeniem zawodowym i ze swoim sumieniem. – Moim zdaniem, sędziowie wcale nie chcą się otwierać, wolą być anonimowi. Pani przypadek tylko potwierdza regułę. – Nieprawda. Patrzy pan na sędziów przez pryzmat Warszawy, Łodzi, Krakowa czy Poznania – wielkich aglomeracji i wielkich sądów – fabryk prawa. Ale jest jeszcze całe reszta – Polska małych miast i miasteczek, a więc i małych sądów, gdzie sprawy toczą się sprawniej i gdzie sędziowie są powszechnie znani, gdyż siłą rzeczy należą do miejscowego establishmentu. Tam każde sądowe rozstrzygnięcie ma swojego autora. Paradoksalnie więc sędziowie z małych ośrodków są bardziej przygotowani do nowoczesnego funkcjonowania w świecie mediów. Ale również w warszawskim sądzie żaden sędzia nie jest tak całkowicie anonimowy. I dobrze, bo to naprawdę istotny dla obrazu sądów problem – jeśli bowiem dobrze, rzetelnie pracujący sędzia skryje się za swoją anonimowością, to opinię publiczną zdominuje zły sędzia.
Tagi:
Marcin Pietrzak









