Rozwiązanie problemu uprzemysłowienia Polski było realizacją celu, do którego zmierzały uprzednio całe pokolenia Polaków Za symboliczny początek Polski Ludowej uznawany jest dzień ogłoszenia Manifestu PKWN, czyli 22 lipca 1944 r. Jednak wydarzeniem, które położyło podwaliny pod ówczesny ustrój gospodarczy, było dopiero uchwalenie 3 stycznia 1946 r. ustawy o nacjonalizacji przemysłu. Z dzisiejszej perspektywy może wydawać się zaskakujące, że do tak fundamentalnego dla komunistów zadania ówczesne władze zabrały się dopiero półtora roku po ustanowieniu swoich rządów i prawie rok po wyzwoleniu całego kraju. Tym bardziej że do realizacji innej wielkiej reformy społecznej – parcelacji majątków ziemskich – PKWN wziął się bezzwłocznie i energicznie. Proces dochodzenia do decyzji o nacjonalizacji przemysłu dobrze jednak oddaje zawiłości sytuacji politycznej. Depesza do Londynu Manifest Lipcowy, zapowiadający kierunek zmian społecznych pod rządami PPR, w ogóle nie obejmował nacjonalizacji przemysłu. Wręcz przeciwnie. Głoszono w nim, że „inicjatywa prywatna, wzmagająca tętno życia gospodarczego, również znajdzie poparcie państwa”. Nawet wielka własność miała być tylko tymczasowo przejęta pod zarząd państwa: „Majątek narodowy, skoncentrowany dziś w rękach państwa niemieckiego oraz poszczególnych kapitalistów niemieckich, a więc wielkie przedsiębiorstwa przemysłowe, handlowe, bankowe, transportowe oraz lasy, przejdą pod Tymczasowy Zarząd Państwowy. W miarę regulowania stosunków gospodarczych nastąpi przywrócenie własności”. Zgodnie z tymi założeniami 2 marca 1945 r. ukazał się dekret Krajowej Rady Narodowej o majątkach porzuconych i opuszczonych, a przy Ministerstwie Skarbu powstał Główny Urząd Tymczasowego Zarządu Państwowego. Było to jednak rozwiązanie wymuszone sytuacją, bo takich „porzuconych i opuszczonych” przedsiębiorstw było bardzo dużo. „Część z nich w wyniku wojny straciła właścicieli, bądź to z powodu śmierci (jak stało się to w przypadku dużej ilości fabryk należących uprzednio do Żydów, którzy zostali wymordowani, bądź konfiskaty mienia (jak w przypadku Niemców). Wreszcie fundamentalne znaczenie miała okoliczność braku zainteresowania przez część polskich właścicieli należącymi do nich fabrykami, wynikająca z obaw, jakie żywili w związku z dojściem do władzy komunistów. Państwo więc niejako »zmuszone« było przejąć zachowany majątek produkcyjny”, pisali Tomasz Ciborowski i Grzegorz Konat w książce „PRL bez uprzedzeń” (red. Jakub Majmurek i Piotr Szumlewicz). Sytuacja była jednak bardzo złożona, bo państwo przejmowało pod zarząd porzucone przedsiębiorstwa, ale trwała też… reprywatyzacja. Część przedwojennych właścicieli dążyła bowiem do odzyskania majątków. Do momentu uchwalenia ustawy nacjonalizacyjnej sądy wydały około tysiąca orzeczeń reprywatyzacyjnych. Chaos własnościowy pogłębiało zjawisko samorzutnego przejmowania fabryk przez robotników. Szczególnie widoczne było to w tych ośrodkach przemysłowych, gdzie wydarzenia wojenne nie doprowadziły do rozproszenia załóg pracowniczych. „W Łodzi, tak jak w całej Polsce, robotnicy potraktowali hasło uspołecznienia przemysłu dosłownie, rozumiejąc przez »społeczeństwo« siebie samych; rozpoczęli zatem odbudowę, ponownie uruchamiali produkcję i wybierali kierownictwo fabryk”, opisywał nastroje panujące wówczas wśród polskiej klasy robotniczej Padraic Kenney, autor książki „Budowanie Polski Ludowej. Robotnicy a komuniści 1945-1950”. Robotnicy nie chcieli słyszeć o reprywatyzacji. Dochodziło nawet na tym tle do protestów. Głośny był strajk w Łodzi 30 lipca 1945 r., gdy załogi trzech niewielkich fabryk wstrzymały się od pracy na znak protestu przeciw wyrokowi sądu, który przekazywał te przedsiębiorstwa dawnym właścicielom. Strajkujących poparły miejscowe organizacje PPR i PPS. W rezultacie prywatyzację odroczono. Takie nastroje były wówczas powszechne i dały się zauważyć już w okresie okupacji. W maju 1944 r. komendant główny AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski alarmował rząd emigracyjny w Londynie: „Duże przesunięcie się światopoglądów na lewo. Silna radykalizacja, zwłaszcza wśród chłopów i uboższej inteligencji. Niemal powszechne żądanie kontroli społeczeństwa nad życiem gospodarczym, likwidacji skupienia dóbr w rękach prywatnych ponad określone minimum i uprzywilejowania jednostek lub grup społecznych. Władza, która by próbowała zahamować ten proces, naraziłaby kraj na ciężkie wstrząsy”. 22 lipca 1944 r. depeszował do Londynu, domagając się natychmiastowego wydania przez rząd emigracyjny dekretów o reformie rolnej oraz „o uspołecznieniu głównych gałęzi produkcji przemysłowej i ustanowieniu rad zakładowych”. Tego kierunku przemian nie kwestionowała w zasadzie żadna siła polityczna w kraju ani na emigracji. „Zarówno lewica,










