Słowo znów zniewolone

Słowo znów zniewolone

People protest the appearance of Breitbart News editor Milo Yiannopoulos on Wednesday, Feb. 1, 2017, in Berkeley, Calif. The University of California at Berkeley is bracing for major protests Wednesday against Milo Yiannopoulos, a polarizing Breitbart News editor, on the last stop of a tour aimed at defying what he calls an epidemic of political correctness on college campuses. (AP Photo/Ben Margot)

Anglosaskie uniwersytety coraz bardziej odchodzą od swoich liberalnych ideałów Dla postronnych obserwatorów, którzy nie śledzą na bieżąco amerykańskiej debaty politycznej (zwłaszcza w mediach społecznościowych), niedawne wydarzenia na kalifornijskim kampusie Uniwersytetu Berkeley mogły wyglądać na studencką inscenizację powrotu do lat 60. Stosy palonych papierów, demonstracje, barykady z opon i koszy na śmieci przypominały protesty przeciwko wojnie w Wietnamie i zbiorowe niszczenie książeczek wojskowych. Jednak różnica między obrazami sprzed kilku dekad, które weszły do kanonu popkultury i do amerykańskiej historii ruchów społecznych, a wydarzeniami z ostatnich tygodni (a w szerszej perspektywie – ostatnich kilku lat) jest fundamentalna. Dawniej studenci walczyli o prawa i swobody obywatelskie, w tym o kluczową na uniwersytetach wolność słowa. Pół wieku później ten wywalczony przywilej zdaje się bardziej krępować obecnych studentów i aktywistów, niż cieszyć. Niemiły Milo Młodzież z Berkeley protestowała przeciwko wystąpieniu internetowego prowokatora współpracującego ze sprzyjającym Trumpowi portalem Breitbart. Milo Yiannopoulos w ciągu kilkunastu miesięcy z niszowego komentatora, publikującego podcasty dla wąskiej grupy znajomych, urósł do rangi jednego z najbardziej wpływowych i szeroko cytowanych w sieci publicystów. Rozpoznawalność zyskał za sprawą kontrowersyjnych wypowiedzi o waszyngtońskich elitach, krytyki władz, ale także powielania nieprawdziwych informacji oraz seksizmu w komentarzach na temat życia publicznego w Stanach. To nic nowego – podobnych były już dziesiątki, wielu znacznie bardziej wulgarnych. A jednak niemal nigdy przeciwko ich obecności na kampusach nie protestowano tak ostro. Ostatecznie studenci zwyciężyli, felietonista Breitbarta nie wystąpił na uczelni. Pozostaje pytanie, czy kierunek, w którym zmierza anglosaska akademia, kolebka debat o wolności słowa, nie jest zaprzeczeniem tych pryncypiów. Starcia przed wizytą Yiannopoulosa to wierzchołek góry lodowej. W 2014 r. przez Wielką Brytanię przetoczyła się fala kontrowersji, po tym jak jeden z najbardziej znanych college’ów Uniwersytetu Oksfordzkiego, Christ Church, pod naciskiem protestów grup feministycznych oraz młodzieżówki Partii Pracy odwołał debatę na temat prawa do aborcji w Wielkiej Brytanii. Powodem skarg było to, że jako prelegent strony opowiadającej się za prawem do aborcji miał się pojawić mężczyzna. Kilka miesięcy później na tym samym uniwersytecie powstał ruch na rzecz usunięcia z jednego z uniwersyteckich budynków popiersia Cecila Rhodesa, brytyjskiego zarządcy kolonialnego w Afryce i jednego z twórców kolonialnej potęgi Imperium Brytyjskiego. Aktywiści ruchu Rhodes must fall (Rhodes musi upaść) argumentowali, że upamiętnianie tego typu postaci godzi w ich tożsamość rasową. Pomnik chwały Rhodesa jest bowiem jednoznaczny z gloryfikacją ludobójstwa i kolonialnej eksploatacji Afryki. Liderzy ruchu w płomiennych felietonach do brytyjskich dzienników porównywali zrzucenie Rhodesa do niszczenia pomników Lenina i Stalina w krajach byłego Związku Radzieckiego (porównanie o tyle nietrafione, że sam pomnik był tak mały, że większość studentów Oksfordu nie wiedziała o jego istnieniu). W pewnym momencie postulaty ruchu urosły do absurdalnych rozmiarów. Żądano usunięcia ze zbiorów bibliotecznych wszystkich książek Rudyarda Kiplinga, który zdaniem aktywistów opisywał rzeczywistość Indii i innych kolonii „wyłącznie z imperialnego punktu widzenia”. Poprawność zabija wolność Problem ograniczania wolności słowa, cenzury prewencyjnej i maksymalnie rozdmuchanej poprawności politycznej nie dotyczy bynajmniej placówek elitarnych. Według zeszłorocznego raportu Joseph Rowntree Reform Trust, brytyjskiej organizacji pozarządowej działającej w sektorze szkolnictwa wyższego, ponad 90% uczelni na Wyspach Brytyjskich ma w regulaminach wewnętrznych ustalenia ograniczające wolność słowa. Uniwersytecki Ranking Wolności Słowa, bo tak nazywa się to zestawienie, wziął pod lupę setki regulacji uczelnianych na 115 uniwersytetach. Aż 63,5% regulaminów uznano za „mocno ograniczające swobodę wypowiedzi”. Niektóre są oczywiste, np. zakaz zapraszania postaci znanych z poglądów antysemickich. Inne już trudniej zrozumieć, jak choćby podpisane przez rektora zarządzenie o zakazie emitowania w uczelnianej rozgłośni konkretnej piosenki, gdyż może prowokować potencjalnych gwałcicieli, lub zakaz przebierania się na imprezach studenckich za Caitlyn Jenner, amerykańską celebrytkę, która przeszła operację zmiany płci. W tym wypadku kostium miał „zwiększać dyskomfort wśród osób transseksualnych”. Zdaniem wielu ekspertów brytyjskich i amerykańskich poprawność polityczna zabija wolność debaty. Co gorsza, robi to dokładnie w miejscu jej narodzin, czyli na uniwersytetach. Dość powiedzieć, że NUS, narodowe zrzeszenie studentów w Wielkiej Brytanii, ma oficjalną listę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2017, 2017

Kategorie: Świat