Spikerka bez kartki – rozmowa z Krystyna Loską

Spikerka bez kartki – rozmowa z Krystyna Loską

Korytarze telewizyjne zaroiły się od młodych ludzi, którzy myśleli, że wszystkie rozumy pozjadali Krystyna Loska –  spikerka Telewizji Polskiej w latach 1961-1994. Przetrwała rządy aż 14 prezesów telewizji. Nazywano ją madonną srebrnego ekranu, boską Loską, naszą Krysią. W plebiscycie z okazji 40-lecia Telewizji Polskiej znalazła się wśród trzech najpopularniejszych i najbardziej lubianych postaci. Jej znakiem firmowym było zapowiadanie telewizyjnych programów z pamięci. Randka z Holoubkiem Zanim zaczęła pani pracę w telewizji, chciała zostać aktorką. Ale kiedy urodziła się córka, przerwała pani studia, a po kilku latach zdała egzamin eksternistycznie. Łatwo było porzucić marzenie o aktorstwie? – Pochodzę z Tychów, które, kiedy kończyłam szkołę średnią, liczyły 13 tys. mieszkańców. Dla mojego taty już sam fakt, że chcę pójść do szkoły teatralnej, był wielkim szokiem. Początkowo był przeciwny, ale do zdawania tam zachęcali mnie moi wspaniali poloniści. Oni też głównie przygotowywali mnie do egzaminu. Należałam też do kółka recytatorskiego. Studia przerwałam po drugim roku. Tata popatrzył któregoś dnia na mnie i mówi: – Wiesz co, na tej scenie to ja ciebie nie widzę, ale w tym pudełku tak! Jakoś mi to zostało w głowie i kiedy przyszła propozycja pracy w telewizji, po prostu się temu poddałam. (…) Przed egzaminami do szkoły teatralnej jeździła pani też do Teatru im. Wyspiańskiego w Katowicach, gdzie kursy przygotowawcze prowadził sam Gustaw Holoubek. – Żeby móc zdawać w Krakowie, trzeba było najpierw zdać egzamin wstępny przed panem Holoubkiem w Katowicach, i to wcale nie była taka prosta sprawa. Był przewodniczącym komisji. Pamiętam, że miałam zagrać scenkę randki z chłopakiem. Partnerował mi właśnie Gustaw. Przez cały czas wnikliwie mi się przyglądał. Po latach, już w Warszawie, byliśmy sąsiadami, przypomniałam mu, że pięknie zagrał, gdy tak wymownie na mnie patrzył. A on z właściwym sobie poczuciem humoru odpowiedział: „Sprawdzałem, czy nie masz zeza”. Aby dostać się do szkoły teatralnej musiała pani mieć zarówno silną wolę, jak i talent. Nigdy nie żałowała pani, że porzuciła aktorstwo? – Nie, absolutnie nie. A jednak później zdecydowała się pani na egzamin eksternistyczny, dlaczego? – Bo trudno było występować na estradzie bez żadnego papierka. Egzamin był bardzo pożądany. (…) To z aktorstwa zaczerpnęła pani zwyczaj zapowiadania z pamięci? Czy tę pierwszą telewizyjną zapowiedź w 1961 r. też wygłosiła pani bez kartki? – Tak, tak. Miałam wyćwiczoną pamięć dzięki szkole teatralnej. (…) Telewizyjni decydenci podobno sprawdzali panią i czekali, aż się pani noga powinie… – Tak było. Wyczekiwali, że coś opuszczę, jakiś program. Ale zawsze się obroniłam, mimo że z czasem tych programów przybywało. Pojawił się Program Drugi w telewizji. Potem zapowiadaliśmy jeszcze radio, Program Pierwszy, Drugi, Trzeci i Czwarty. To był też rodzaj gry, jaką prowadziłam z owymi decydentami. Jednym z tych, którym się to nie podobało, był Maciej Szczepański. Po latach przyznał: „Losce (…) zwracałem uwagę. Bo teleprompterów do czytania wtedy nie było i ona wszystkich zapowiedzi się uczyła na pamięć. Powiedziałem jej: pani Krystyno, pani mnie stresuje, bo jak widzę panią »na szybie «, to cały jestem spięty, czy się pani nie zatnie. I w ogóle to nienaturalne. Niech pani chociaż kartkę jakąś położy przed sobą”. – No i w końcu poddałam się. Pomyślałam: „Eee, po co mi te kłopoty. Najwyżej będę zerkała na kartkę…”. I wtedy mąż mi powiedział: „A dlaczego masz się zachowywać tak jak wszyscy? Skoro ci to nie sprawia trudności, to dlaczego?!”. I tak zostało. (…) No i podnosiła pani za wysoko poprzeczkę innym spikerkom. – Każdy mógł zapowiadać tak, jak chciał, nie trzeba było wygłaszać programu z pamięci. Wszystko szło na żywo. Potem wprowadzono tak zwany telerecording, czyli nagrywanie. Ale mnie to nie pomogło. Nic tam nie można było montować, wszystko należało nagrać od A do Z. (…) (…) W Telewizji Katowice pracowała pani dziesięć lat, z czego osiem bez etatu. Nie prosiła pani o niego? – Prosiłam, ale mówiono mi, że etatów nie ma. W końcu dostałam, ale od prezesa Sokorskiego. I to dwukrotnie. Dlaczego dwukrotnie? Jeden etat nie wystarczył? – Pierwszy etat, który przyszedł z Warszawy, został przekazany redakcji muzycznej. Był dla mnie, ale nie wystawiono go imiennie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2013, 2013

Kategorie: Książki