Sprawiedliwość na pasku polityki1

Sprawiedliwość na pasku polityki<sup>1</sup>

Idee, które służyły do niedawna walce o wolność, przekształciły się w narzędzie walki o władzę Mało kto pragnie powrotu Polski Ludowej, większość jednak nie chce potępienia jej w czambuł. Polska często postrzegana jest jako kraj, w którym przejście do demokracji dokonane zostało w sposób bardzo łagodny, kontrastujący z surowością praw lustracyjnych i kampanii dekomunizacyjnych w Republice Czeskiej i w byłych wschodnich Niemczech. Wielu Polaków, zwłaszcza tych, którzy uważają się za prawicę, ostro krytykuje tę „łagodność” – widzi w niej bowiem godne potępienia niezdecydowanie, wynikające z zapominania o złu przeszłości i przeszkadzające Polsce w odzyskaniu jej prawdziwej tożsamości. Obserwatorom zewnętrznym te same fakty mogą ukazywać się w innym, bardziej pozytywnym świetle: jako „gotowość do wznoszenia się ponad nienawiść, przezwyciężania podziałów i przebaczania grzechów w imię braterstwa i pokoju”. Philip Earl Steele (autor przytoczonych wyżej słów) dopatrzył się w tym wyrazu przesadnej aż wielkoduszności, właściwej ponoć polskiemu charakterowi narodowemu2. Bliższe przyjrzenie się tym sprawom wskazuje jednak, że żadne z tych uogólnień nie jest trafne. Nie jest prawdą, że w Polsce zlekceważono sprawę prawnego rozliczenia się z komunistyczną przeszłością. Przeciwnie: sprawa ta budziła od początku wielkie emocje i wywarła niestety decydujący wpływ na podziały polityczne i intelektualne. Niepowodzenia dotychczasowych prób radykalnego „rozliczenia przeszłości” nie można wytłumaczyć ani sowietyzacją, ani wielkodusznością. Wątpliwe wydaje się wyjaśnianie tego zjawiska jakimiś specyficznymi cechami polskiej tradycji prawnej – niezależnie od tego, jak ją oceniamy. Właściwą drogą do zrozumienia problemu sprawiedliwości okresu przejściowego (transitional justice) w postkomunistycznej Polsce jest bowiem umiejscowienie go w kontekście walki politycznej – walki, w której każda strona odwołuje się do własnych doświadczeń z reżimem PRL-owskim. Sprawą kluczową jest należyte uświadomienie sobie faktu, że doświadczenia te były różne i utrwaliły się w różnych formach pamięci społecznej. Dla przeciętnego, względnie apolitycznego Polaka Polska Ludowa była dużo lepszym miejscem do życia niż dla tych jej obywateli, którzy tęsknili np. za wolnością prasy lub wolnością jako polityczną partycypacją – nie mówiąc już o tych, którzy angażowali się w działalność opozycyjną. Dla większości ludności „realny socjalizm” lat 70. był ustrojem, w którym można było czuć się bezpiecznie. Krytykowano go powszechnie, ale nie jako tyranię polityczną, lecz jako coraz bardziej nieefektywny i skorumpowany system stosunków klientelistycznych, łączący partyjnych z bezpartyjnymi w różnego rodzaju „wspólnotach brudnych interesów”3. Umasowiona, trzymilionowa partia rządząca nie była postrzegana jako obce ciało: była to partia obłaskawiona, odideologizowana, podobna psychologicznie do reszty społeczeństwa. Ustrój taki nie wzbudzał szacunku, ale nie mobilizował nienawiści. Gardzono nim, ale przyzwyczajono się do niego i w jakimś istotnym sensie uważano go za własny. Zorganizowana opozycja polityczna zastąpiła tę postawę manichejskim podziałem na „my” i „wy”. Było to zrozumiałe: mobilizacja do walki z systemem wymagała ideowej polaryzacji oraz poczucia absolutnej słuszności własnej sprawy. Napotykany opór wzbudzał oburzenie, wzmagał ducha krucjaty moralno-ideologicznej i demonizację obrazu przeciwnika. Wprowadzenie stanu wojennego uskrajniło te postawy, opozycja bowiem skupiła wszystkie siły na walce o totalną dyskredytację i delegitymizację systemu. Niezamierzonym skutkiem tego były intensyfikacja nienawiści oraz zanikanie myślenia w kategoriach racji podzielonych. W tej sytuacji zaskakujący sukces rozmów Okrągłego Stołu oraz pokojowe przekazanie władzy przez gen. Jaruzelskiego nie mogły stać się podstawą narodowego pojednania. W obozie zwycięzców dominowało przekonanie, że walka z komunizmem dała im moralne prawo do sprawowania władzy. Prawo to uznać powinni również byli komuniści; dopóki tego nie uczynią, krucjata „antykomunistyczna” będzie wciąż aktualna. W ten sposób (parafrazując słowa Adama Michnika) idee, które służyły do niedawna walce o wolność, przekształciły się w narzędzie walki o władzę4. W tym świetle postawy wobec beneficjentów starego reżimu i całego dziedzictwa PRL okazują się wytłumaczalne bez uciekania się do takich pojęć jak amnezja lub wielkoduszność. Jak zobaczymy, stosunek nowej elity politycznej do byłych „komunistów” był z reguły bardzo daleki od wielkoduszności. Atmosfera polityczna postkomunistycznej Polski daleka jest od szlachetnego braku nienawiści. A nienawiść, która ją przenika, odzwierciedla nie tylko dawne złe wspomnienia; w coraz większym stopniu jest funkcją ambicji i frustracji nowej klasy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 34/2021

Kategorie: Książki