„Sułtan” boi się internetu

„Sułtan” boi się internetu

Premier Turcji w coraz większych opałach Kryzys polityczny w Turcji zaostrza się. Burzliwe demonstracje odbyły się w 32 miastach kraju, a ludzie z aparatu władzy są oskarżani o udział w aferze korupcyjnej. Przed wyborami lokalnymi, przewidzianymi na 30 marca, premier Recep Tayyip Erdoğan chce się pokazać zwolennikom jako mocny człowiek, który nie pójdzie na ustępstwa wobec opozycji. Powodem zamieszek stała się śmierć 15-letniego Berkina Elvana. 16 czerwca 2013 r. podczas antyrządowych protestów w parku Gezi w Stambule chłopiec został trafiony w głowę policyjnym pociskiem z gazem łzawiącym. Berkin Elvan nie brał udziału w protestach, jak zapewniają jego rodzice, wyszedł tylko po chleb na śniadanie. Nastolatek zapadł w śpiączkę, zmarł po 269 dniach. Przez tyle czasu nikt z rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) nie skontaktował się z jego rodziną. Dopiero kiedy stało się jasne, że pacjent jest konający, prezydent Turcji Abdullah Gül zadzwonił z wyrazami współczucia. Kilkanaście godzin później Berkin nie żył. Stał się ósmą ofiarą śmiertelną protestów społecznych w Turcji, które trwają od lata 2013 r. Krwawe protesty Opozycja uznała chłopca za męczennika swojej sprawy. W marszu żałobnym w Stambule wzięły udział dziesiątki tysięcy ludzi. Wykrzykiwano: „Erdoğan morderca!”. Niektórzy demonstranci starli się z siłami bezpieczeństwa, budowali barykady i podpalali biura AKP. Policjanci użyli gazu łzawiącego, armatek wodnych i plastikowych kul. W mieście Tunceli we wschodniej części kraju młody funkcjonariusz zmarł na zawał serca w obłokach gazu łzawiącego. W Stambule został zastrzelony 22-letni Burak Can Karamanoğlu. Prawdopodobnie zginął z rąk bojówkarzy skrajnie lewicowej organizacji DHKP-C, uznawanej przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską za terrorystyczną, chociaż okoliczności jego śmierci nie są jasne. Setki osób odniosło rany. Przywódca najsilniejszej partii opozycyjnej, kemalistowskiej CHP, oskarżył premiera, że urządza niebezpieczne prowokacje, by mógł wystąpić jako mocny człowiek, który uratuje kraj. Rzeczywiście, podczas gdy prezydent usiłuje uspokoić nastroje, szef rządu i jego współpracownicy jakby świadomie dolewają oliwy do ognia. Premier nazwał uczestników protestów terrorystami i wrogami Turcji, a Berkina Elvana członkiem organizacji terrorystycznej. Parlamentarzysta i były minister ds. UE Egemen Bağış napisał na Twitterze, że demonstranci to ludzie o skłonnościach do nekrofilii. Zdaniem komentatorów, AKP przed wyborami komunalnymi zwiera szeregi. Erdoğan zdaje sobie sprawę, że opozycji nie pozyska, próbuje więc twardą postawą zmobilizować elektorat swojej partii. Wybory lokalne uważane są za sprawdzian popularności władz. Według sondażu przeprowadzonego przez instytut demoskopijny Metropoll, szef rządu nie siedzi już mocno w siodle – poparcie dla niego spadło w ciągu kilku miesięcy z 73,3% do 43,5%. Recep Tayyip Erdoğan, szef umiarkowanie islamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, już prawie 12 lat stoi na czele rządu. Odniósł godne podziwu sukcesy. Gospodarka kraju tworzącego pomost między Europą a Azją, filaru NATO, rozwijała się dynamicznie. Model turecki, będący połączeniem umiarkowanego islamu z demokracją i silną ekonomią, miał się stać wzorem dla państw arabskich, szukających po rewolucjach nowych dróg. Erdoğan złamał potęgę wszechwładnych przez dziesięciolecia generałów, strzegących świeckiego, kemalistowskiego dziedzictwa. Wielu wysokich rangą wojskowych posłał za kraty. Bez wolności słowa Erdoğan zawarł rozejm z separatystami z Partii Pracujących Kurdystanu. Od maja 2013 r. jej bojownicy zaczęli się przenosić na terytorium irackiego Kurdystanu. Niestety, rządził coraz bardziej autokratycznie, łamał prawa człowieka i deptał wolność słowa (Turcja bije smutne rekordy, jeśli chodzi o liczbę uwięzionych dziennikarzy). Przy planowaniu gigantycznych często inwestycji nie przejmował się opinią społeczną. Masowe protesty z lata 2013 r. obnażyły słabości systemu. Zapewne rządy AKP wciąż mają poparcie większości narodu, zwłaszcza wśród konserwatywnych rolników z Anatolii, ale opozycja przeciwko aroganckiemu „sułtanowi znad Bosforu”, jak szyderczo nazywają premiera przeciwnicy, staje się coraz silniejsza. Szef rządu wpadł w poważne kłopoty. Dla gospodarki kraju dotkliwym ciosem okazała się wojna domowa w Syrii. Południową Turcję zalała fala syryjskich uchodźców. W dodatku 17 grudnia ub.r. rozpętała się afera korupcyjna. Prokuratura w Stambule aresztowała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2014, 2014

Kategorie: Świat