Symetryzm à la polonaise

Symetryzm à la polonaise

Prawdziwy symetryzm to technika władzy, którą uprawiają PO i PiS. Jaką rolę ma w tym odgrywać lewica, a jakiej nie powinna? Stawianie znaku równości między demokratycznymi socjalistami a nacjonalistami. Kreowanie się na gwaranta spokoju, racjonalne centrum, obrońcę przed ekstremistami. Wyznaczanie pola dopuszczalnej dyskusji politycznej w oparciu o prawicowe wartości. To właśnie jest prawdziwy symetryzm – technika władzy, którą uprawiają PO i PiS. Jaką rolę ma odgrywać w tym teatrze lewica? A jakiej nie powinna? Jak właściwie działa ta technika? Prawicowe „centrum” Aktualny polski dyskurs polityczny z założenia nie zostawia za dużo miejsca na lewicę. Jest skonstruowany tak, że jego osią jest spór między bardziej liberalną a bardziej autorytarną prawicą. Sojusz z Niemcami czy wstawanie z kolan, 14 specjalnych stref ekonomicznych czy jedna wielka ogólnopolska, Kościół łagiewnicki czy toruński, kto jest bardziej rosyjskim agentem – oto pytania, wokół których ogniskuje się polska dyskusja polityczna. Rola organizacji lewicowych jest z góry ustalona przez wyżej wymienione formacje. Mogą być harcownikiem, uległym koalicjantem, obsługiwać jakiś segment wyborców, ale w żadnym wypadku nie wolno im uzyskać samodzielnej, silnej pozycji. To trwający co najmniej dwie dekady spektakl, w którym każda próba wyjścia z prawicowego rekwizytorium jest karana, a każde dostosowanie się nagradzane. Ostatecznie lewicowy przekaz ma być zgodny z narracją obu dominujących formacji albo zostanie wypchnięty z mediów, sondaży i głównego nurtu polskiej polityki. Wspierają to dziennikarze tygodników opinii i dzienników oraz publicyści, wśród których lewicowców, w porównaniu z konserwatystami i liberałami, jest garstka. Całość umacnia wieloletnia rytualna wojna między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością. Każda strona rysuje apokaliptyczne wizje zwycięstwa tej drugiej. Osiem lat PO opierała się w dużym stopniu na unijnych funduszach. Liderzy liberalnych konserwatystów regularnie oznajmiali wyborcom: jak nie my, to Armagedon. Albo powrót złego, skorumpowanego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, albo oszołomy z PiS. Miało to usprawiedliwiać utrzymywanie rządów ekipy technokratów, bezideowców, z których co rusz jakiś dawał się przyłapać na okołokorupcyjnych machlojkach. „Nie róbmy polityki. Budujmy mosty”, mówili wprost. Spór polityczny o przyszłość polskiej gospodarki czy sojusze międzynarodowe miał zejść w cień ledwie zarządzania. Podobnie zaczyna się zachowywać rządzące już ponad dwa lata PiS. Tym razem straszakiem stali się nacjonaliści. Najpierw zostali podhodowani: zaproszeniami do telewizji, poparciem dla Marszu Niepodległości, kooperacją z różnymi bardziej bogoojczyźnianymi politykami Zjednoczonej Prawicy. A kiedy już osiągnęli masę krytyczną, są używani regularnie jako grupa, przed którą obywateli Polski musi bronić to „rozsądne” i „umiarkowane” w porównaniu z nimi PiS. I znów wszelkie próby podważania władzy tej organizacji są przedstawiane jako albo poparcie dla skorumpowanej dawnej ekipy, elit, które trzeba „oderwać od koryta”, albo zgoda na władzę ekstremistów spod znaku falangi i salutu rzymskiego. Jednocześnie media zrównują ze sobą dwa skrajnie różne środowiska – lewicę radykalną i skrajną prawicę. Liberałowie i konserwatyści, chcąc się umieścić w centrum, demonizują komunistów i anarchistów, rozdymając problem właściwie niewystępującego w Polsce lewicowego ekstremizmu, za to bagatelizując nacjonalistów jawnie mówiących o obaleniu polskiego systemu politycznego, latami zapraszając ich do programów publicystycznych, traktując jak normalny element sceny politycznej. Jawna publiczna agresja ze strony nacjonalistów – pobicia, ataki werbalne, zastraszanie i wyzywanie przeciwników politycznych – jest zrównywana przez dziennikarzy i publicystów z ledwie socjaldemokratyczną partią Razem czy mało aktywnymi grupkami komunistów. Powstaje wrażenie pełnej symetrii, a konserwatyści w percepcji obywateli zamiast na prawej flance lądują w centrum dyskursu. Przystawki zamiast głównego dania Tymczasem obie główne formacje lewicowe popełniają w kontekście owego pozycjonowania ten sam błąd. Każda z nich jest lewicą, której chciałby jeden z biegunów duopolu PO-PiS. To partie prawicowe bowiem zakreślają konsensus, w którym poruszają się owe socjaldemokratyczne formacje. Razem to partia z marzeń Jarosława Kaczyńskiego. Jednocześnie antykomunistyczna, patriotyczna, nawiązująca do tradycji Polskiej Partii Socjalistycznej, pronatowska, antyrosyjska, bez kierownictwa rodem z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Tyle że aktualnie skazana w Polsce na 3-5%. Co w zasadzie jest jedynym powodem, dla którego nie wstępuje do niej ten żoliborski inteligent. Śledząc jego dawniejsze wypowiedzi, widzi się wyraźnie, że rasistowska,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 31/2018

Kategorie: Opinie