Z okazji uroczystości upamiętniających zbrodnię w Katyniu wygłoszono już tyle półprawd i popełniono tyle przemilczeń, że można mówić o drugim, kłamstwie katyńskim. Sejm podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do ujawnienia prawdy. Mimo że podziękował wszystkim, nie podziękował tym, co trzeba. Największe pod tym względem zasługi położyli dwaj wybitni pisarze – Józef Mackiewicz i Ferdynand Goetel, którzy mieli odwagę pojechać do Katynia w roku 1943 i następnie ogłosić to, o czym się tam przekonali. Nie było żadną zasługą głosić prawdę o Katyniu, siedząc w polskim środowisku w Londynie. Józef Mackiewicz ryzykował życiem i narażał się na zniesławienie, przyjmując zaproszenie Niemców do udania się na miejsce zbrodni. Już przedtem wydano na niego wyrok śmierci z zawieszeniem za niekonwencjonalną politycznie postawę. Chcąc się zabezpieczyć przed kulą polskiej konspiracji, na wyjazd do Katynia postarał się o zgodę władz podziemnych, Komendy Okręgu AK i zgodę tę otrzymał. Później o tym staraniu się o zgodę AK napisał: “Dziś wstydzę się tego i wykreślam z pamięci. W biografiach mówię krótko: pojechałem na zaproszenie niemieckie i basta”. Tak postępuje człowiek, któremu zależy tylko na prawdzie i do tego stopnia, że odrzuca pytanie, komu ta prawda może służyć lub szkodzić. Nawiasem mówiąc, nawet mając zgodę Komendy Okręgu, Mackiewicz ryzykował życiem, bo w AK gotowość do zabijania podejrzanych o zdradę była znaczna i nie zawsze była kontrolowana przez dowództwo. Nie jestem bezwarunkowym adoratorem Józefa Mackiewicza, który od antykomunizmu zaczął, a na manii antykomunistycznej skończył, ale jeśli chodzi o czystość motywów w poszukiwaniu prawdy, wydaje mi się on postacią wprost bohaterską. Również Ferdynand Goetel, jeśli nawet tego nigdzie nie napisał, to zapewne w duchu mógł “wstydzić się”, że na swój wyjazd do Katynia szukał pozwolenia w organizacji podziemnej. Chociaż jego świadectwo zostało dobrze przyjęte przez generała Grota-Roweckiego, “Biuletyn Informacyjny” AK “w pierwszym pokatyńskim numerze – jak pisze Goetel – umieścił jakieś mętne ostrzeżenie pod moim adresem”. Porównajmy zasługi Mackiewicza i Goetla z tym, co Sejmowi polskiemu wydaje się aż godne specjalnie uroczystego podziękowania, a mianowicie z dochodzeniami komisji Izby Reprezentantów USA w szczytowym okresie zimnej wojny. Roosevelt, jak wiadomo, oficjalnie przyjął wersję radziecką nie na podstawie badań, lecz ze względu na rację stanu. Śledztwo komisji doprowadziło do prawdziwych wniosków, ale powodem tej drugiej wersji, tak samo jak pierwszej, był interes amerykańskiej polityki zagranicznej. Za co tu dziękować? Nie wiem, czy Ameryka interesowała się tym śledztwem, w Europie spotkało się ono z minimalnym, prawie żadnym zainteresowaniem. Nie dodało też nic istotnego do wiedzy, jaką Polacy, interesujący się Katyniem, już mieli. W ludziach, którzy przecierpieli moralnie zbrodnię katyńską i którzy znają historię kłamstwa na jej temat, przemówienia wygłaszane z okazji rocznicy budzą niesmak z powodu fałszywego patosu, świętobliwego pustosłowia i użytkowych przemilczeń. Obrazą zdrowego rozsądku są też pouczenia, że ta zbrodnia nie obciąża “całego narodu rosyjskiego”. Przecież to było i jest oczywiste. Nawet arcybiskup lubelski to zrozumiał. Byłoby lepiej, gdyby nie wszyscy przemawiali jednym głosem. Politycy powinni się zastanowić, co powodowało, iż rząd brytyjski od początku przyjął radziecką wersję i nie odrzucił jej oficjalnie, dopóty, dopóki władze moskiewskie z niej się nie wycofały. Wolna Europa na bieżąco informowała o przeszkodach, jakie władze brytyjskie robiły Polakom chcącym kilkadziesiąt lat po wojnie postawić w Londynie pomnik ofiarom Katynia. Ten pomnik w końcu został postawiony, ale oficjalny Londyn demonstracyjnie dał do zrozumienia, że nie ma z tym nic wspólnego. W Polsce słyszę na ten temat tylko wydziwiania, a trzeba przecież cały czas zastanawiać się, jak daleko sięga imperatyw racji stanu i jak daleko można dla tej racji posunąć się, nie mówię, broń Boże, w aktywnym kłamstwie, lecz w ukrywaniu prawdy. W Polsce zapanowała totalna hipokryzja i klasie politycznej wydaje się, że już samo postawienie takiego zagadnienia jest niemoralne. Tak, jak gdyby dziś rządzący nie kłamali na potęgę, wszędzie tam, gdzie spodziewają się, że wymaga tego polityka skrojona na ich miarę. Jeśli ujmować zbrodnie w kategoriach ilościowych, to zaplanowana i systematycznie przeprowadzona akcja eksterminacji ludności polskiej na Wołyniu i Podolu jest zwielokrotnionym Katyniem. Mówienie o tym nie jest zabronione, bo niczego obecnie nie można zabronić, ale jest przytłumiane, wyciszane. Dlaczego?
Tagi:
Bronisław Łagowski









