Na tarasie nie ma klimatyzacji, w samolocie jest przeciąg i ani razu nie było schabowego… Polacy skarżą się na wakacjach Pierwszy telefon rezydent Maciej Sielańczyk odbierze jeszcze przed północą. „Wyspy Kanaryjskie, Fuerteventura. Wieczorny przylot z Polski, klienci po godz. 22 kwaterowani są w pokojach. Hotel 4*, całkiem dobry”, zapamięta, a potem opisze na branżowym forum. – Dobry wieczór, proszę pana, ja w tym pokoju nie będę spał, bo jest za mało miejsca na wózek dla dziecka, żeby podjechać! – usłyszy najpierw w słuchawce. – To w takim razie zadzwonię na recepcję, zobaczymy, czy są inne wolne pokoje. Po pokazaniu innego pokoju klienci stwierdzą jednak, że „śmierdzi i nic już nie chcą”. Godz. 1.30. – Wie pan co? Ta historia znajdzie się jutro w TVN, a ja zostaję z żoną i dzieckiem na recepcji i tu będziemy spać! – Hm, to państwa decyzja. Ja chciałbym się z panem umówić jutro przy recepcji z samego rana. – Póki co jestem jedynym mieszkańcem recepcji, więc nie musi się pan ze mną umawiać, proszę mnie ewentualnie obudzić… – Maciej Sielańczyk usłyszy jeszcze na koniec. Skargami, prośbami i żądaniami Polacy zasypują rezydentów i pilotów całą dobę. Godzina nie ma znaczenia, podobnie jak temat. Wszystko widać, co robię z żoną – Już w autokarze albo na lotnisku proszą o formularz. Jeszcze nic się wydarzyło, ale oni i tak wiedzą, że za chwilę będzie im potrzebny – opowiada Malwina Głębocka, pilotka wycieczek zagranicznych. – Potrafią narzekać nawet na to, że trzykilometrowa podróż im się dłużyła. Kiedy tylko dotrą do hotelu, wypunktują: a to, że inni mają lepsze pokoje, a to, że basen jest zatłoczony, morze szumi za głośno, a nocą nie widać go z balkonu. Wiatr wieje od Atlantyku, słońce świeci za mocno. Piasek jest za gruby, na muzealnych eksponatach leży kurz, w restauracji za dużo Arabów, Niemców, Rosjan (niepotrzebne skreślić). Do plaży daleko, nie ma wszystkich animacji, do hotelu pod górkę. Jest prysznic, a miał być szklany parawan, są dwa złączone materace, a nie łóżko małżeńskie. Brakuje nocnika. O, albo firanek. „Jak zasłonię zasłony, to jest za ciemno, a jak odsłonię, to wszystko widać, co robię z żoną…”. Turystów nie sposób zadowolić. – Pojadą na wycieczkę, to okazuje się, że pogryzły ich komary. A nikt ich przecież przed nimi nie ostrzegł, kiedy decydowali się na wakacje, będą przy tym dowodzić – Malwina Głębocka przypomina sobie kolejne przykłady. A gdy wrócą z kilkudniowej wycieczki fakultatywnej, to napiszą: „Musiałam wycierać twarz 0,75 ręcznika, bo duży był mokry”. Albo będą pytać: „Czy aby zmienić ustawienia klimatyzacji, muszę połączyć się z internetem?”. Biura podróży mają mnóstwo takich historii. „Podczas spotkania z rezydentem w jednym z hoteli jeden z PAX-ów (inne określenie turysty – przyp. red.) zrobił rezydentce (miłej, kompetentnej dziewczynie) awanturę, dlaczego w łazience nie ma suszarki do włosów, choć w ofercie hotelowej była wymieniona. (…) Rzeczony pan był łysy jak kolano (i marudził o wszystko przez cały pobyt)”, wspomina Joanna Szczepankiewicz-Battek. A Weronika Myszka dodaje: „Tak tu fajnie, sympatycznie, woda ciepła, czysta, piękne krajobrazy itd. Ale, wie pani, ta plaża to nie bardzo dla Polaków. (…) Nie ma jak rozłożyć parawanu”. „Przecież tu w ogóle plaży nie ma! Gdyby w tym waszym biurze mi powiedzieli, że na Dżerbie są takie wąskie plaże, tobym sobie nad Bałtyk pojechał!”, usłyszała Edyta Szott. Monika Skrzypek: „Austria. Postój na toaletę. Starszy pan: To my im Wiedeń uratowaliśmy w 1683, a oni nam za kibel każą płacić!”. Zdaniem dr hab. Karoliny Buczkowskiej-Gołąbek, specjalistki ds. turystyki kulturowej (i kulinarnej), taka zapanowała moda: – Trzeba ponarzekać na biuro podróży, złożyć zażalenie, a już na pewno poszukać dziury w całym, bo przecież wszyscy tak robią. Dziwne, żebyśmy trafili na wycieczkę, która jest idealna i wszystko nam na niej podpasowało. Skoro narzekali sąsiedzi i rodzina, to i my coś znajdziemy – z takiego założenia wychodzimy. Sport narodowy z tego się zrobił. Nie schną mi kąpielówki Monika Witkowska, przewodniczka i pilotka wycieczek od ponad 30 lat, potwierdza, że z sezonu na sezon jest coraz gorzej. – Czerwona lampka mi się zapala, jak tylko widzę 25-, 30-latków, a wycieczka, na którą jadą, jest stosunkowo droga. Najgorsi są karierowicze z korporacji. Niestety, bywają bardzo roszczeniowi, nie twierdzę, że wszyscy.