Prasa doniosła, że prezydent Republiki Czeskiej, Wacław Havel, wezwał do głębokiej refleksji, “bo bez jakiegoś wielkiego odrodzenia duchowego ten świat, cała cywilizacja jest stracona” (cytuję za “Gazetą Wyborczą”). Mimo że jego utwory literackie są dość szeroko znane, Havel ma opinię wybitnego intelektualisty. Podobno swoimi głębokimi myślami przyprawia o kompleks niższości polityków Klausa i Zemana, ludzi całkiem prozaicznych i pragmatycznych. Żaden z nich z pewnością nie wie, jak można uratować cywilizację i wątpię, czy któremuś z nich w ogóle przyszło do głowy, że cywilizacja potrzebuje ratunku. Nie wiem, jak do tego dochodzi, ale faktem jest, że osoby oznajmiające z dobrze widocznych miejsc, iż świat potrzebuje być zbawiony, od razu uzyskują przewagę nad tymi, którzy z podobnymi objawieniami nie występują, choć by mogli, ponieważ nie jest to trudne.
Należę do tej mniejszości Polaków, którzy lubią Czechów, interesują się ich sprawami i chcieliby rozumieć, co głosi czeski prezydent. Przewertowałem przeto kilka słowników filozoficznych, szukając, co znaczą słowa “duch” i “duchowy”, i jestem niewiele mądrzejszy niż przedtem. Anglik pisze, że mówiąc o jakiejś rzeczy, iż jest pełna ducha, “charakteryzujemy ją po prostu jako żywą lub pełną werwy”. Francuz, niezastąpiony dalande, rozróżnia “ducha słabego” i “ducha silnego”, esprit faible i esprit fort. Słaby to ten, który nie umie ściśle rozumować i łatwo podlega cudzym wpływom. Silny duch natomiast charakteryzuje się obojętnością na wierzenia religijne lub jest im wrogi. Prezydentowi Havlowi z pewnością nie można uczynić zarzutu, że jest silnym duchem. Wiadomo, że przed świętami spowiadał się u samego papieża, o czym poinformował Czechów przez radio. “Boga postrzegam jako tego, kto wprawdzie pozwala nam robić, co chcemy, ale czujemy, że jakoś w tyle, za nami, jest przez cały czas” – oświadczył w tej swojej charakterystycznej, płasko-wzniosłej poetyce. Zatem przełom duchowy, do jakiego nawołuje, musiałby być dziełem duchów słabych. Żeby słabe duchy były zdolne odrodzić cywilizację, wydaje mi się mało prawdopodobne. A może mówiąc o duchowym przełomie, pojmował ducha na sposób tego Anglika, którego cytowałem? Może cywilizacji potrzebna jest werwa? Jakąś rację w tym można dostrzec, ale to, co jest pełne werwy, przeważnie jest niepoprawne, a Havel jest wyrocznią w sprawie poprawności dla całej Europy Wschodniej i Środkowej.
Biskup, z którym Havel toczył bożonarodzeniowy dialog, był zdania, że “księża nie mają czego szukać w polityce”. Prezydent się z tym nie zgodził, może polski przykład bardzo mu się podobał: kapłani powinni w polityce odgrywać szczególną rolę wraz z pisarzami, artystami i dziennikarzami. Wszyscy oni razem powinni rozszerzać społeczeństwu horyzonty i pogłębiać poglądy ludzi na świat, sprawiać, aby sięgali myślą dalej niż najbliższe wybory. Bardzo pięknie, ale sytuacja jest taka oto: księża, artyści i dziennikarze już w tej chwili mają tak dużo do powiedzenia, że prócz polityków, mało kto może w tym społeczeństwie dorwać się do głosu bez ich pośrednictwa, nawet politycy mówią nie swoim głosem. Społeczeństwo chętnie ogląda tych, którym Havel przypisuje misję odnowicielską, ale czy ich szanuje? Stosunek społeczeństwa do tej warstwy polega na pobłażliwości. Czy ktoś, kto korzysta z pobłażliwości, nadaje się na nauczyciela, mentora, przewodnika? Ani biskup, ani pisarz nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za skutki tego, co głoszą. Mogą oni poszerzać horyzonty swoich słuchaczy, ale przecież nie są w stanie nauczyć ich, co robić w tych poszerzonych horyzontach.
Takie wyrażenia, jak “przełom duchowy” służą przeważnie do zatykania dziury myślowej w mowie nastrojonej na ton podniosły. Podobny użytek – poza seminariami akademickimi – robi się z “wartości”. Słuchając tego, czujemy, że nasza myśl została muśnięta przez coś podobnego do sensu, ale nie wiemy, jaki to był sens. Powiedzmy, że wszyscy Czesi, dotąd w większości niedowiarkowie, a więc “duchy silne”, postanowili dokonać przełomu duchowego takim trybem jak ich prezydent i udali się masowo do spowiedzi. Czy coś się dzięki temu zmieni w ich kraju? Jeżeli się zmieni, to raczej na podobieństwo Polski, gdzie ten rodzaj “życia duchowego” jest szeroko praktykowany. Nie wydaje mi się, aby można było dużo pomóc cywilizacji, odwołując się do “ducha słabego”.
Ktoś może zauważyć, że tak jak 200 czy 300 lat temu trzeba było mieć silny umysł, silnego ducha, aby przeciwstawić się wierzeniom religijnym, tak w dzisiejszych czasach tylko silny duch może sprzeciwić się powszechnemu relatywizmowi, zwątpieniu w prawdę i temu całemu postmodernizmowi. Niektórzy rzeczywiście widzą swoje posłannictwo w zwalczaniu owego postmodernizmu i potępianiu obojętności na prawdę. Mówię jak Havel: jeżeli nie zwalczymy relatywizmu, nie przywrócimy wiary w prawdę obiektywną, prawdę absolutną, to nasza cywilizacja zginie. Takie głosy rozlegają się w różnych miejscach, ba, nie są to już głosy, lecz ciągła mowa, prawie zrytualizowana. Jednakże jej głosiciele nie wymagają prawdy obiektywnej od siebie. Szczerze mówiąc, nie wymagają jej także od innych. Bo jak się dochodzi do owej prawdy? Przecież poprzez badanie, uściślanie, weryfikowanie, falsyfikowanie. I cały czas pozostaje się przy tym w nastroju sceptycyzmu, podejrzliwości poznawczej. Tymczasem obrońcy prawdy absolutnej tego wszystkiego nie uznają, oni już tę prawdę mają, a my, którzy domagamy się dowodów, argumentów i dyskusji, uchodzimy w ich pojęciu za relatywistów. Kto głosi wymaganie prawdy absolutnej, ten, na zdrowy rozum, powinien przyjąć na siebie obowiązek szczególnej skrupulatności, gdy chodzi o uzasadnianie. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale ci absolutyści prawdy najczęściej zadowalają się najbardziej powierzchownymi poglądami na rzeczywistość i wymagają tylko, aby były zgodne z ich interesem i nienawiściami często bezinteresownymi.
Trudno zaprzeczyć, że żyjemy w czasach relatywizmu i możemy powtarzać za Przybyszewskim: “my późno urodzeni przestaliśmy wierzyć w prawdę”. Ale zastanówmy się, kto na tym korzysta? Powiedzmy, że nastąpiła jakaś rewolucja umysłowa i ludzie stali się nieubłagani w swoim żądaniu prawdy. Wówczas nie byłoby taryfy ulgowej dla nikogo i trzeba byłoby im ściśle udowodnić, że dwa tysiące lat temu na Bliskim Wschodzie urodził się Bóg. To doprawdy dziwne, że najwięksi beneficjenci powszechnego relatywizmu występują w roli obrońców prawdy absolutnej.
Tagi:
Bronisław Łagowski
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy