Młoda kobieta uciekła z Kamerunu. Jej męża, wojskowego, zamordowano, jej samej groziła śmierć. Bała się. Była w ciąży. Chciała uciekać. Tylko dokąd? Ktoś jej poradził: są loty do Mińska, to takie miasto na Białorusi, to już Europa. Stamtąd trzeba tylko przejść przez lasek i jest inny europejski kraj. Nazywa się Polska. Ta Polska należy do Unii Europejskiej. Jak już tam się znajdziesz, to jedziesz, dokąd chcesz: Niemcy, Szwecja, Francja, Włochy. Zostawiła małą córeczkę pod opieką przyjaciółki, sama kupiła bilet na samolot do Mińska. W Mińsku zaoferowali jej darmową podwózkę do tego „lasku”, za którym jest już Polska i cała stojąca otworem Europa. Szła przez ten „lasek” wraz z grupą innych, czarnych jak ona lub śniadych. Jako ciężarna opóźniała marsz. Patrzyli na nią coraz bardziej krzywo. Szli wiele godzin przez ten „lasek”. Gąszcz nieznanych jej krzaków i drzew. Wreszcie granica! Ale wrota do Europy okazały się pilnie strzeżone. Pierwszy pushback. Polscy strażnicy przepychali ich do lasu na stronę białoruską. Białoruscy coraz brutalniej pędzili ich na stronę polską. Bito ich i straszono. Zabrano telefony, wyjęto z nich karty, a gniazda do ładowania masakrowano wepchniętymi do środka śrubokrętami. Zabrano dokumenty. I znów do lasu. Kto to zrobił? Polacy czy Białorusini? Spuszcza oczy, nie chce mówić. Przepływała jakąś rzekę, nazwy nie zna. Bug? Może. Na drugim brzegu miała być Polska. Na drugim brzegu może była Polska, ale na pewno były zasieki z drutu kolczastego. Pokaleczyła ręce na tym drucie. Znów pushback. Po spędzeniu miesiąca w lesie, za szóstym razem się udało. Najpierw trafiła do ośrodka zamkniętego, potem otwartego, w Białej Podlaskiej urodziła dziecko. Na koniec dzięki pomocy wolontariuszy aktywistów trafiła do Krakowa. Ci sami aktywiści pomogli jej załatwić formalności. Wraz z dzieckiem została przygarnięta w prowadzonym przez organizacje pozarządowe przytułku dla uchodźców z Ukrainy. Po kilku miesiącach dostała tzw. ochronę uzupełniającą. Została zapisana do miejskiego programu integracji cudzoziemców. Okazało się jednak, że to nie koniec gehenny. Tym razem zostały do sforsowania zasieki polskiej biurokracji, wzmocnione koncertiną bezduszności i zwykłej ludzkiej głupoty. Kobieta ma dziecko (to urodzone w Białej Podlaskiej), drugie w Kamerunie pod opieką przyjaciółki, które za wszelką cenę chce sprowadzić do Polski. Rozpoczęła starania o przyznanie 500+. Aby mieć przyznane 500+, trzeba mieć PESEL. Uchodźcy z Ukrainy dostawali go od ręki: na podstawie paszportu, paszportu wewnętrznego (odpowiednik naszego dowodu osobistego), ale przy braku tych dokumentów nawet na podstawie świadectwa urodzenia dziecka. Kamerunka w urzędzie miasta dowiedziała się, że numer PESEL dostanie, ale do tego musi mieć paszport lub inny dokument tożsamości. Jedynym dokumentem, jakim dysponuje, jest karta pobytu, a ta wedle urzędników nie jest dokumentem tożsamości. Jest nim natomiast tymczasowy dokument tożsamości cudzoziemca. Problem w tym, że aby dostać kartę pobytu, trzeba w Urzędzie ds. Cudzoziemców oddać tymczasowy dokument tożsamości! Urzędnik magistratu po długim namyśle stwierdził, że w tej sytuacji nie ma rady, uchodźczyni musi się zwrócić do konsulatu Kamerunu, czyli kraju, z którego uciekła, o wydanie paszportu. Już to wydaje się pomysłem dość osobliwym, ale na tym nie koniec. Najbliższy konsulat Kamerunu znajduje się w Berlinie lub Moskwie. Tam najlepiej pojechać. Na szczęście Kamerun nie ma konsulatu w Mińsku, inaczej tam by ją urzędnik odesłał. Jednakowoż zalecanie komuś podróżowania po Europie bez dokumentów tożsamości (skoro nie jest nim karta pobytu) wydaje się pomysłem dość oryginalnym, a równocześnie mało praktycznym. Ale jest sposób, aby to obejść. Podpowiedział go… ten sam urzędnik. Niech któraś z pomagających Kamerunce wolontariuszek zamelduje ją u siebie na trzy miesiące wraz z synkiem, to wtedy obydwoje dostaną niejako z automatu PESEL i mogą się ubiegać o 500+! Proszę, jakie to proste! Wystarczy stworzyć fikcję, poświadczyć nieprawdę i już wszystko będzie funkcjonowało jak należy! Przed nieszczęsną, ale zdeterminowaną dziewczyną z Kamerunu jeszcze długa, ciernista droga: chce sprowadzić córeczkę. Na razie pokonała etap pierwszy. Po przetrwaniu miesiąca w lesie i pięciu pushbackach udało się jej sforsować granicę. Przy pomocy dobrych ludzi udało się jej uregulować swój status w Polsce. Ale do celu jeszcze









