Między neoliberalizmem a państwowym kapitalizmem – jak się pozbyć tych dwóch plag?Prof. Grzegorz W. Kołodko – intelektualista i polityk, najczęściej na świecie cytowany polski ekonomista. Czterokrotnie wicepremier ds. gospodarczych i minister finansów w rządach lewicowo-centrowych. Autor licznych książek i artykułów naukowych opublikowanych w 26 językach. Członek Europejskiej Akademii Nauki, Sztuki i Literatury. Obecnie wykłada w Akademii Leona Koźmińskiego. Byłem trochę zaskoczony, widząc pana na konwencji Zjednoczonej Lewicy. Ale słuchając pańskiego wystąpienia, zrozumiałem, dlaczego pan tam był. Apelował pan, by nie iść drogą nadwiślańskiej wersji neoliberalizmu lub drogą kapitalizmu państwowego. To rzeczywiście są zgubne ścieżki dla Polski? – Byłem, ponieważ zostałem zaproszony. I chętnie powiedziałem, jak kroczyć w przyszłość, co czynić, a czego unikać. Czego? – Bardzo niekorzystne byłoby, gdyby polska polityka społeczno-gospodarcza ponownie uległa silnym wpływom nadwiślańskiego neoliberalizmu. To sposób na wzbogacanie się nielicznych kosztem większości, co w warunkach demokracji możliwe jest tylko wtedy, kiedy manipuluje się opinią publiczną, wmawiając ludziom rozmaite niedorzeczności. Ale widzę także poważne zagrożenie ze strony kapitalizmu państwowego, innej dewiacji gospodarki rynkowej. Już to przerabialiśmy w okresie współwładzy postsolidarnościowych AWS i UW, na gruzach których powstała Platforma Obywatelska. To była taka bardzo polska mieszanka neoliberalizmu i prawicowego populizmu. Do czego to doprowadziło? – Kiedy kończyłem realizację Strategii dla Polski, nasza gospodarka rozwijała się najszybciej w ciągu ostatnich 40 lat. PKB w II kwartale 1997 r. zwiększył się realnie o 7,5%. Taką gospodarkę obejmowali moi następcy. Cztery lata później, w IV kwartale 2001 r., tempo wzrostu PKB wynosiło 0,2%! Po czynach ich poznaliśmy… – Dlatego odrzucając neoliberalizm i państwowy kapitalizm, proponuję nowy pragmatyzm. To nie tylko wewnętrznie spójna teoretyczna koncepcja długofalowego, szybkiego, potrójnie zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego, ale również propozycja dla polityki ekonomicznej. Potrójnie, chodzi bowiem nie tylko o klasyczną dynamiczną równowagę gospodarczą typu produkcja-sprzedaż, dochody-wydatki, oszczędności-inwestycje, eksport-import, lecz także o zrównoważony rozwój społeczny wyrażający się w minimalizacji zakresu wykluczenia, w spójności społecznej, w sprawiedliwym podziale owoców rosnącej wydajności pracy i w doinwestowanym kapitale społecznym oraz o równowagę środowiskową, ekologiczną na styku działalności gospodarczej człowieka i społeczeństwa z naturą i przyrodą. O tym prawie w ogóle w polskiej kampanii wyborczej się nie mówi, a przecież w grudniu odbywa się w Paryżu konferencja klimatyczna ONZ, która będzie w dużym stopniu decydować o dalszych losach ludzkości. Te trzy obszary – gospodarka, społeczeństwo i środowisko naturalne – są wzajemnie powiązane. I z tego punktu widzenia, przyglądając się polskiej kolorowej scenie politycznej, widać, że najbliższa koncepcji nowego pragmatyzmu jest lewicowa linia programowa. Ideologia pazernych i bogatych Nadwiślański neoliberalizm zagraża Polsce? – Nie zagraża Polsce, ponieważ nigdy nie zdominuje naszej sceny politycznej. Jednakże ze względu na jej komplikacje może w ten czy inny sposób wdzierać się, próbując zająć ważne pozycje w koalicyjnych formacjach, które mogą kierować polityką w naszym kraju, i jak ta przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu popsuć coś, co może być lepsze. Natomiast innym poważnym zagrożeniem dla przyszłości Polski jest zaprzeczenie neoliberalizmu w postaci prawicowego populizmu. Krótko mówiąc, trzeba ciąć po skrzydłach. Neoliberalizm nadwiślański zakłada podatek liniowy, maksymalne sprywatyzowanie wszystkiego, co się da, lekceważący stosunek do osób mniej zamożnych. Jakie konsekwencje społeczne to przynosi? – Sukces gospodarczy musi mieć dwoje rodziców, matkę i ojca, w postaci potęgi niewidzialnej ręki rynku, ale skoordynowanej instytucjonalnie i politycznie z potęgą widzialnej ręki państwa. Państwo musi hamować szkodliwe ekscesy rynku, czego libertarianie z właściwą im naiwnością nie potrafią zrozumieć, a neoliberałowie z właściwym im cynizmem nie chcą pojąć, bo im się to nie opłaca. Na nieuregulowanym rynku na niemałą skalę udaje się przerzucać koszty wzbogacania niektórych podmiotów gospodarczych na inne – na odbiorców, dostawców, środowisko naturalne, na całe społeczeństwo i państwo, np. poprzez unikanie płacenia podatków. A podatki to nie ciężar czy jakiś haracz, lecz specyficzna cena, forma płatności za dobra i usługi publiczne, bez których nie może funkcjonować gospodarka, społeczeństwo ani państwo. I państwo musi czuwać, by gra była fair. – Właśnie tak. Rzecz nie w tym, czy państwo jest „duże” czy „małe”.









