Wolontariusze spod znaku jaja

Wolontariusze spod znaku jaja

Czasem ktoś jest niemiły

– Chodzimy po sklepie, rozdajemy ulotki, rozmawiamy z klientami, odpowiadamy na ich pytania, tłumaczymy, prosimy, żeby pamiętali o zbiórce – mówi Patrycja. – Zwykle ludzie są mili, ale zdarzają się niesympatyczni. Nie trzeba się tym stresować. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie przeszkadzać. Dlaczego miałabym się przejmować, skoro wiem, że ta zbiórka idzie na dobry cel?

Nie każdy jest odporny na niemiłe uwagi. Takie osoby rezygnują z udziału w akcjach. A przecież jest tyle wzruszających chwil, że jeden opryskliwy komentarz można zignorować.

– Podczas ostatniej zbiórki podjechał do nas facet z wózkiem wypełnionym żywnością i paragonem na 800 zł! – wspomina Kacper. – To był rekord!

– Czasem starsze panie przywożą wózkiem wielkie opakowania mąki czy cukru i proszą przy kasach, żeby im pomóc przenieść je do kosza, bo same nie dadzą rady. Takie podarunki są strasznie miłe – opowiada Paulina. – Zdarza się, że dostajemy drogie czekolady czy bombonierki. Są ludzie, którzy kupują najtańsze produkty, ale i tacy, którzy wkładają do koszy bombonierki za 20 zł czy więcej. Wszystko zależy od możliwości. Zawsze jak widzę, że ktoś daje coś naprawdę drogiego, wyobrażam sobie minę dziecka, które otworzy świąteczną paczkę i zobaczy bombonierkę albo jakąś przepyszną czekoladę. To niesamowite uczucie wiedzieć, że w pewnym sensie również dzięki nam będzie szczęśliwe.

– Pamiętam, jak na mojej pierwszej zbiórce podeszła do nas pani, która zobaczyła nas, dopiero kiedy wychodziła ze sklepu – mówi Patrycja. – Zaczęła szukać czegoś w siatce i w końcu wyciągnęła z niej mąkę. Powiedziała, że wprawdzie jej jest potrzebna, ale innym ludziom chyba jeszcze bardziej. I oddała nam. To był taki wzruszający gest, bo wyglądało, że mogła nie mieć pieniędzy, żeby sobie kupić drugą mąkę.
Z obserwacji Pauliny, Patrycji i Kacpra wynika, że najchętniej do kosza wrzucają żywność rodziny z dziećmi i osoby starsze. Za to prawie nigdy nie zasilą potrzebujących mężczyźni wyglądający na biznesmenów, w garniturach i z modnymi smartfonami. Nastolatki to wśród ofiarodawców też raczej rzadkość.

– Oczywiście ich również namawiamy, ale sporadycznie zdarzają się tacy, którzy naprawdę chcą pomóc – opowiada Paulina. – Czasami do sklepu przychodzi kilkoro znajomych. Słyszę, jak któryś mówi: „A może kupimy jeszcze mąkę i damy?”. Jedna mąka od całej takiej grupy to wydaje się nic, ale to jest naprawdę dużo. Bo oznacza, że im zależy, że chcą pomóc. I że to ich obchodzi.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 12/2016, 2016

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy