01/2012

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Pytanie Tygodnia

Co trzeba zrobić, aby Polacy byli bardziej tolerancyjni?

Dr Anna Adamus-Matuszyńska, socjologia konfliktów społecznych, Uniwersytet Ekonomiczny w KatowicachDzisiaj szukamy wspólnot opartych na podobieństwie, chowamy się przed innością, głównie dlatego, że jej nie rozumiemy, że musimy podjąć znaczny wysiłek, aby wewnątrz wspólnoty nawiązać trudne interakcje z tymi, którzy nie podzielają naszych poglądów, uczuć czy sposobu życia. Homogenizacja jest łatwiejsza. Sprzyjają temu nowe media, w których budujemy zbiorowość podobnych do siebie znajomych, rozumiejących ten sam zbiór znaczeń. Szkoły integracyjne, organizacje non-profit, międzynarodowe firmy, międzynarodowa wymiana studentów oraz wiele innych zjawisk społecznych promujących otwartość w naszym społeczeństwie spowodują, że stopniowo będzie następować systematyczny rozwój naszej tolerancji. To tylko kwestia czasu. Dr Agnieszka Kuszewska, politolog, konflikty międzynarodowe, Szkoła Wyższa Psychologii SpołecznejŹródeł nietolerancji należy szukać przede wszystkim w błędach systemu edukacyjnego. W przeważającej liczbie szkół (świeckich) naucza się tylko religii katolickiej, a to rodzi określone postawy, wynikające ze stanowiska, jakie zajmuje Kościół np. wobec osób niewierzących, roli kobiet w społeczeństwie, osób homoseksualnych czy dzieci poczętych metodą in vitro. Spora część społeczeństwa przyjmuje te poglądy, bo nie ma skąd czerpać wiedzy o tym, że z powodu wyznawanego światopoglądu nie możemy być lepsi od innych. Media z reguły gonią za sensacją, inność prezentują jako dziwactwo. Politycy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Owsiak, czyli diabeł

Demoralizujący młodzież hedonista i relatywista, który pod płaszczykiem pomocy chorym dzieciom zgarnia niemałą kasę i promuje siebie w mediach. Wróg Kościoła i moralności. Diabeł. Tak krytycy i wrogowie postrzegają Jurka Owsiaka. Człowieka, którego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zebrała na pomoc dzieciom w ciągu dwóch dekad działalności astronomiczną kwotę ponad 444 mln zł. Propaguje prezerwatywy i róbta, co chceta W 1993 r., kiedy powstawała WOŚP, chyba nikt się nie spodziewał, że fundacja charytatywna, której podstawowym celem zgodnie ze statutem jest „działalność w zakresie ochrony zdrowia, polegająca na ratowaniu życia chorych osób, w szczególności dzieci, i działanie na rzecz poprawy stanu ich zdrowia, jak również na działaniu na rzecz promocji zdrowia i profilaktyki zdrowotnej”, dorobi się tylu wrogów, szczególnie w środowiskach, które przynajmniej werbalnie akcentują potrzebę pomocy bliźniemu. Niechętna działalności Owsiaka i jego fundacji niemal od samego początku była część Episkopatu. Duchowni wielokrotnie wytykali dyrygentowi Orkiestry promowanie hasła „róbta, co chceta” (tytuł programu prowadzonego przez Owsiaka w TVP2 ), które odbierali jako zachęcanie młodzieży do hedonizmu i relatywizmu moralnego. Jeden z księży w łódzkiej parafii św. Krzyża zniechęcał wiernych do wspierania WOŚP, ponieważ „Owsiak propaguje prezerwatywy i róbta, co chceta”. Osamotniony w swoim punkcie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Orkiestra gra, ratuje, zbliża – rozmowa z Jurkiem Owsiakiem

20 lat temu w pierwszym Finale w zbiórce uczestniczyło 10 tys. osób, a teraz doszło do 120 tys. wolontariuszy. Z Jurkiem Owsiakiem rozmawia Bronisław Tumiłowicz 20 lat temu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zaczęła ratować dzieci. Na początku były tylko wpłaty na konto? – Odwrotnie. Na początku nie mieliśmy żadnych kont. Była tylko inicjująca akcja telewizyjna, hurraentuzjazm i zapowiedź: Spotkacie ludzi z torbami na pieniądze. To są nasi ludzie. Wrzucajcie im, cokolwiek macie, aby dzielić się z chorymi własnymi sercami. I ludzie przyjęli te zasady, choć nie mieliśmy wtedy ani identyfikatorów, ani specjalnie drukowanych skarbonek, tylko torebki po jabłkach, po proszkach do prania, pudełka po butach. I do tych torebek zebrali 1 mln 300 tys. dol. Taka była pierwsza pamiętna niedziela 1993 r., a było wtedy diabelnie zimno, mróz, minus 12, minus 15 stopni. Rekordy WOŚP Skąd się wtedy wziął ten ogromny entuzjazm? Dziś to się wydaje oczywiste, bo każdego roku się to powtarza i ludzie czekają, ale wtedy? – Przez cały rok przygotowywaliśmy młodych ludzi w programach „Róbta, co chceta”. Oni bardzo je lubili, bo był to program rockandrollowy, a wtedy zajarzyły nowością w całej Polsce takie zespoły jak Siekiera, Armia, Defekt

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Metanowa bomba zegarowa

Ogromne kolumny gazu wydobywają się z dna Morza Arktycznego Rosyjscy naukowcy uderzyli na alarm. Z dna Morza Arktycznego wydobywają się ogromne kolumny metanu mającego znacznie silniejsze właściwości cieplarniane niż dwutlenek węgla. Jeśli arktyczne zasoby tego gazu w szybkim czasie przedostaną się do atmosfery, klimat Ziemi może się zmienić. Dla planety tyka metanowa bomba zegarowa. Gęste fontanny gazu Region wschodniosyberyjskiego szelfu arktycznego badała rosyjsko-amerykańska ekspedycja na statku „Akademik Ławrientiew”. Igor Semiletow z Międzynarodowego Centrum Badań Arktycznych przy University of Alaska Fairbanks powiedział reporterowi dziennika „The Independent”: „Wcześniej znajdowaliśmy podobne do pochodni (metanowe) struktury, ale miały one średnice kilkudziesięciu metrów. Obecnie odkryliśmy potężne struktury emisji gazu, które mają ponad 1000 m średnicy”. Z dna morskiego unoszą się bardzo gęste fontanny metanowych bąbli. Na stosunkowo niewielkim obszarze naukowcy znaleźli ponad sto takich gazowych kolumn. Zapewne na całym szelfie są ich tysiące. Wcześniej zespół Semiletowa doszedł do wniosku, że z Morza Arktycznego przedostaje się do atmosfery tyle metanu co z wszystkich innych mórz i oceanów. Obecnie jednak rosyjscy specjaliści uważają, że jest go w powietrzu jeszcze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Lokowanie dźwignią serialu

„Klan”. Ola Lubicz wraca głodna z uczelni. W lodówce pustki, tylko mrożony kurczak ostał się na jednej z półek. – Mogę go rozmrozić, ale co potem…? – rozważa. – A jak ci powiem, że mam niezbędnik do pieczenia kurczaków? – pyta równie głodna współlokatorka. Najazd kamery na przyprawę Winiary. Ola przygotowuje kurczaka dokładnie według instrukcji na opakowaniu i voilà! – Jakie to proste – cieszą się bohaterki. W filmach i serialach pojawiają się konkretne marki samochodów, telefonów, środków czystości, kosmetyków i usług. Nic się nie dzieje przypadkowo. To nie przypadek, że bohaterów „Klanu” dokarmiają Winiary, mieszkańcy „Domu nad rozlewiskiem” smażą zawsze na oleju Kujawskim (z etykietką zwróconą obowiązkowo w stronę widza), rodzice w „Rodzince.pl” przynoszą do domu zakupy w wielkich torbach z logo supermarketu Alma, a dzieci zapraszane do „Dzień dobry TVN” bawią się zabawkami Fisher Price. Product placement albo po polsku: lokowanie produktu, choć dotarło do nas stosunkowo późno, stało się nieodłączną częścią produkcji kinowych i telewizyjnych. I tylko widz czasem rozkłada ręce, nie wiedząc, czy nie trafił przez pomyłkę na blok reklamowy. Reklama u źródeł filmu Uważa się, że początki lokowania produktu sięgają lat 30. ubiegłego wieku, a zjawisko narodziło się w USA. Jednak pierwszy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Zabrać im tę wojnę

Los często wiedzie żołnierzy tam, gdzie nikt ich nie chce widzieć. Tyle że nie jest to ślepy przypadek lub ruletka. Bo ten parszywy los to brutalna polityka i bezwzględne interesy państw, którym chodzi o surowce, dostęp do rynku, bazy i wpływ na miejscową władzę. Robi się więc wszystko, by to osiągnąć. A mówi o walce z terroryzmem, obronie demokracji i walce o prawa człowieka. I próbuje się te wartości wprowadzać w życie za pomocą bagnetów. Tak jakby największa nawet armia mogła rozwiązać problemy polityczne. Historia nie zna takich przypadków. Także ta najnowsza, czego dowodem jest sytuacja w Iraku, w którym z Amerykanami czy bez nich toczy się wojna domowa. Czy w Afganistanie, gdzie wojska NATO od 10 lat biją się w wojnie nie do wygrania. Zrobiono z Afganistanu gigantyczny poligon dla najnowszego sprzętu wojskowego i miejsce bojowego wyszkolenia żołnierzy. I pomyśleć, że wszystko dzieje się w XXI wieku, po najtragiczniejszych doświadczeniach dwóch wojen światowych. I że biorą w tym udział polscy żołnierze. A nasi politycy, jak chociażby były minister obrony Bogdan Klich, robią z tego cnotę i wystarczający powód, by na tę wojnę wysyłać kolejne oddziały. Klich uważa, że w sprawie wycofania polskich wojsk niczego nie możemy i nie powinniśmy przyspieszać. A na pytanie, co zostawimy w Afganistanie, mówi, że to już nie nasza sprawa. Nie ma sensu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Sekrety kalendarza Majów

Histerię wokół końca świata 21 grudnia 2012 r. wywołali przedsiębiorczy ludzie, pragnący na niej zarobić Meksykańscy archeolodzy badają majańską inskrypcję. To drugie świadectwo odnoszące się do końca obecnego cyklu, epoki czy też świata 21 grudnia 2012 r. Wcześniej znane było tylko jedno źródło zawierające tę datę – uszkodzona tzw. Stela 6 Tortuguero, kamienna tablica, odnaleziona pół wieku temu podczas budowy autostrady w Tortuguero, w stanie Tabasco, nad Zatoką Meksykańską. Jak oświadczył rzecznik Narodowego Instytutu Antropologii i Historii Meksyku, Arturo Mendez, druga inskrypcja została odkryta wiele lat temu w znajdujących się w pobliżu Tortuguero ruinach Comalcalco. Sporządzono ją na cegle. Majowie zazwyczaj wznosili kamienne świątynie, jednak sanktuarium z Comalcalco zbudowano z cegieł. Nie została ona wystawiona w muzeum, znajduje się w magazynie i jest poddawana dokładnym analizom. Naukowców intryguje to, że cegła była umieszczona inskrypcją do wewnątrz lub pokryta stiukiem. W każdym razie miała nie być widziana. Dlaczego więc wyryto napis? 13. baktun Inskrypcja z Comalcalco, podobnie jak stela z Tortuguero, powstała ok. 1300 lat temu. Odnosi się do 13. baktun. Majowie, biegli w matematyce i astronomii, posługiwali się kilkoma kalendarzami. Najsłynniejszy jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Góra radości i łez

W 2011 r. drugi szczyt świata okazał się łaskawy tylko dla jednej wyprawy. W jej składzie był Polak. Najwyższe szczyty świata to w istocie cmentarze. Na ich zboczach spoczywają setki dzielnych, wysportowanych ludzi, którzy oddali życie za marzenia. Groźny olbrzym K2 (8611) zajmuje tu pozycję szczególną. Najtrudniejsza góra świata ma swój własny, osobny cmentarz. Niedaleko bazy pod K2 znajduje się niewielki, skalisty Kopiec Gilkeya, noszący nazwisko amerykańskiego wspinacza, który zginął, szturmując szczyt w 1953 r. To symboliczne miejsce upamiętnienia ofiar góry. Na przymocowanych do skały metalowych tablicach i talerzach wyryto nazwiska, daty urodzin i śmierci. Obok są groby, kryjące ciała wspinaczy, którzy ponieśli śmierć blisko bazy, lub tych, których udało się przetransportować na dół. Nieliczna to grupa, bo większość została na podniebnych graniach K2. „Człowiek odwraca się plecami do tego miejsca. Przed sobą ma południową ścianę K2, widać pięknie wierzchołki Broad Peaku. Za plecami świadectwo istnień ludzkich, które zakończyły tu ziemską wędrówkę. Przed sobą marzenia, potęgę gór, samorealizację. Za sobą koniec ścieżki, który może nas spotkać, choć nie musi”, pisał o Kopcu Gilkeya Piotr Morawski, nasz najlepszy himalaista. Do tej refleksji skłoniła go wiadomość o śmierci kolegi: „Dwie godziny wcześniej dowiedziałem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czerwony Khmer nie zna skruchy

Sędziwi mordercy przed sądem nie przyznają się do zbrodni. „Pragnę, aby przyszłe pokolenia dobrze zrozumiały historię. Nie chcę, aby błędnie uważały Czerwonych Khmerów za złych ludzi, za kryminalistów”, stwierdził butnie przed sądem w Phnom Penh 85-letni Nuon Chea, „Brat Numer Dwa”, prawa ręka Pol Pota, jeden z przywódców kambodżańskiego reżimu zbrodniarzy i ludobójców. Zapewnił, że opuścił rodzinę, by wyzwolić kraj spod jarzma kolonializmu i agresji, winę za Pola Śmierci, przelew krwi i wszelkie zło ponosi zaś Wietnam. Na ławie oskarżonych trybunału wspieranego przez ONZ zasiadło trzech czołowych Czerwonych Khmerów: Nuon Chea, niekiedy określany jako „tajemniczy ideolog” reżimu, były minister spraw zagranicznych Ieng Sary (86 lat) oraz nominalny szef państwa Khieu Samphan (80 lat). Uznano, że 79-letnia minister ds. socjalnych Czerwonych Khmerów, Ieng Thirith, nie może odpowiadać za swoje czyny, ponieważ cierpi na chorobę Alzheimera. Od czterech lat jest w więzieniu. W 2009 r. krzyknęła na sędziów: „Nie oskarżajcie mnie o morderstwa, bo będziecie przeklęci aż do siódmego kręgu piekieł!”. Niektórzy uważają, że Ieng Thirith, żona Ieng Sary, symuluje. Prokuratura zarzuca podsądnym zbrodnie wojenne, ludobójstwo, zbrodnie przeciw ludzkości – morderstwa, eksterminację, zamienianie ludzi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Arabia jest kobietą

W tle arabskiej wiosny toczy się równoległa rewolucja. Muzułmanki walczą o równouprawnienie i udział w życiu politycznym Bogatą Arabię Saudyjską i biedny Jemen dzieli wiele, zwłaszcza poziom dobrobytu. Łączy je jednak położenie geograficzne oraz konserwatywne podejście do kobiet. Te, aktywniej niż kiedykolwiek, walczą dziś o swoje prawa. Na naszych oczach upada funkcjonujący na Zachodzie mit o bezdyskusyjnym podporządkowaniu muzułmanki mężczyźnie. Kobiety Arabii od wieków miały dużo do powiedzenia w domu, jednak ulica zawsze należała do mężczyzn. Teraz i o tę przestrzeń upominają się młode Arabki. Saudyjski konserwatyzm Kilka miesięcy temu świat poznał Shaimę Jastainę z Dżuddy, którą spotkała upokarzająca kara – 10 batów. W czerwcu złamała saudyjskie prawo, prowadząc samochód. Co gorsza – udowodniono jej, że robiła tak wielokrotnie. Zaktywizowało to lokalne feministki. – Jestem zdenerwowana i zaniepokojona. Myślę, że to przestroga dla kobiet, aby nie łudziły się, że wszystkie nasze postulaty zostaną spełnione – twierdzi Naila Attar, działaczka na rzecz ochrony praw kobiet. – Pracujemy nad petycją do króla, w której poprosimy go o anulowanie tego typu przepisów – przekonuje aktywistka. Saudyjki wierzą, że jeśli ktokolwiek może im pomóc, to tylko król Abdullah. We wrześniu wydał on dekret, na którego podstawie kobiety będą mogły

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.