02/2017

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Świat

Trumpów dwóch

Jak 45. prezydent USA zmieni amerykańską politykę zagraniczną 20 stycznia 2017 r. władzę w Stanach Zjednoczonych obejmuje najbogatsza i najbardziej konserwatywna ekipa pod przewodnictwem prezydenta, który nie zajmował wcześniej żadnego obieralnego stanowiska i nie miał dotąd żadnego doświadczenia politycznego. Ma natomiast duże pieniądze i niepohamowane ambicje, a otoczony jest rekordową w historii USA liczbą generałów. Jako republikanin Donald Trump przejmuje władzę wykonawczą w komfortowych dla niego warunkach politycznych. Republikanie kontrolują Biały Dom, obie izby Kongresu i wkrótce będą mieli również większość w Sądzie Najwyższym. Będzie to wpływało na politykę zarówno wewnętrzną, jak i zagraniczną Stanów Zjednoczonych. Prognozowanie poczynań Trumpa to zadanie o tyle trudne, że 45. prezydent jest nieprzewidywalny i niekonwencjonalny, m.in. od zwycięstwa wyborczego do dzisiejszego dnia nie zorganizował konferencji prasowej, a ze światem komunikuje się za pomocą Twittera. Czego można zatem oczekiwać? Co zapowiedział kandydat… Jeżeli chodzi o politykę zagraniczną, mamy dwóch Trumpów. Kandydata na prezydenta z okresu prawyborów republikańskich i finałowej rozgrywki z Hillary Clinton oraz prezydenta elekta, który mówi już co innego niż w ferworze walki wyborczej. Potwierdza to prawdziwość powiedzenia, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Pierwszy Trump w kampanii wyborczej m.in. domagał się od rządu Baracka Obamy całkowitego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Pytania po zamachu

Do dziś Unia nie ma wspólnej, dostępnej dla wszystkich jej służb listy potencjalnych terrorystów Korespondencja z Berlina 22 grudnia 2016 r., Berlin-Moabit. Zwykle dwa dni przed świętami Perleberger Strasse wczesnym wieczorem tętni życiem. Ludzie kupują ostatnie prezenty pod choinkę, czekają na autobus, jedzą kebab lub idą do pobliskiej stacji metra Birkenstrasse. Dzisiaj ta ulica jest pusta i tym razem nie tylko deszcz odwodzi berlińczyków od wychylania nosa z domu. Ludzie dopiero otrząsają się z szoku po zamachu na Breitscheidplatz. „W Berlinie nic już nie jest takie jak wcześniej”, napisał Gunnar Schupelius, komentator dziennika „B.Z.”. „Nie wierzyłem, że w Berlinie może się wydarzyć coś podobnego jak w Nicei”, wyznał wyraźnie wstrząśnięty burmistrz stolicy Michael Müller na miejscu zdarzenia w Charlottenburg. Natomiast tutaj, na Perleberger Strasse, gdzie codziennie rano kupuję bułki, domniemany zamachowiec z Berlina chodził do meczetu. Kilometr dalej, na Friedrich-Krause-Ufer, Tunezyjczyk Anis Amri nagrał film z zapowiedzią dokonania aktu terrorystycznego i uprowadził polską ciężarówkę, którą 19 grudnia przed godz. 20 ruszył w kierunku Kurfürstendammu. Przy kościele Pamięci 24-latek wjechał potężnym tirem w tłum ludzi na jarmarku świątecznym. Bilans: 12 ofiar śmiertelnych, w tym zastrzelony wcześniej polski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Papieskie wyrzuty sumienia

Nuncjusz apostolski w Argentynie codziennie grał w tenisa z jednym z przywódców junty Decyzje Stolicy Apostolskiej są zawsze przemyślane. W praktyce dyplomacji watykańskiej spontaniczność uważa się za grzech. 40. rocznica wojskowego zamachu stanu w Argentynie stała się pretekstem do udostępnienia rodzinom ofiar archiwów tamtejszego Kościoła z okresu dyktatury – lat 1976-1983. We wspólnym komunikacie z 24 października watykański Sekretariat Stanu i argentyńska Konferencja Episkopatu ogłosiły, że dostęp do archiwów będą miały „ofiary i najbliżsi członkowie rodzin osób zatrzymanych i zaginionych, a w przypadku księży i zakonnic także ich przełożeni”. Otwarcie archiwów nakazał sam papież Franciszek w odpowiedzi na liczne prośby organizacji walczących o prawa człowieka i skupiających bliskich ofiar junty. Dopominały się o to m.in. Madres de Plaza de Mayo (Matki z placu Majowego) i Abuelas de Plaza de Mayo (Babcie z placu Majowego). Z błogosławieństwem hierarchów 23 marca 1976 r., w przeddzień wojskowego zamachu stanu, gen. Videla i inni spiskowcy otrzymali błogosławieństwo arcybiskupa Parany Adolfa Tortola, który ponadto pełnił funkcję kapelana wojska. Gdy abp Tortolo wyszedł z długiego spotkania konferencji biskupów z wojskowymi, oświadczył, że „Kościół ma swoją szczególną misję. Istnieją okoliczności, w których nie może wstrzymać się od udziału, nawet gdy wydarzenia dotyczą problemów związanych z określeniem porządków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Kaczyński buduje państwo policyjne

Koniec demokracji jest zamierzony. I realizowany planowo Czy to koniec demokracji? Trybunał jest taki, jaki władza chce, za chwilę podobnie może być z Sejmem. – Koniec demokracji jest zamierzony. I realizowany planowo. To tylko przystanek na tej drodze. Dla mnie trochę zaskakujący. Tak PiS demontuje demokrację Dlaczego zaskakujący? – Bo tę drogę wyobrażałem sobie nieco inaczej. Oto ona: pierwszy punkt – sparaliżowanie Trybunału, a następnie jego przejęcie, czyli nie ma bramkarza, który by utrudniał przebudowę państwa demokratycznego w państwo policyjne, bez konstytucyjnej większości, przy zaledwie ośmiu głosach przewagi w Sejmie. Następnie – prokuratura. Przejęta poprzez podporządkowanie jej ministrowi sprawiedliwości. – Narzekaliśmy na prokuraturę z czasów Platformy. Ale można było docenić różnicę w stosunku do poprzedniej prokuratury Ziobry, a tym bardziej do dzisiejszej. Kolejny punkt – media. To oczywiście nie koniec, bo następnym etapem będzie niszczenie mediów niezależnych, tych które jeszcze takimi pozostają. Ale kluczowa zmiana, przekształcenie mediów publicznych w „narodowe”, czyli w instrument partyjnej propagandy, już się dokonała. Są też pierwsze posunięcia związane z używaniem instrumentów represji karnej wobec przeciwników albo takich, którzy z jakichś powodów przeszkadzają. Pinior! – Pinior. Oskarżanie go o płatną protekcję to ordynarne posunięcie, bo akurat trafili na takiego człowieka…

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nie chcieli jej oddać

Narażając się na ataki swojego środowiska, Karol Estreicher stoczył ostry bój o powrót do Polski zrabowanych dzieł sztuki Większość Polaków dopiero po sprzedaży kolekcji Czartoryskich dowiedziała się, że jest ona prywatna. Nic dziwnego, bo od dziesięcioleci te zbiory znajdują się pod troskliwą opieką państwa. Łączne jej koszty można porównać z kwotą 110 mln euro, jaką rząd wynegocjował z Adamem Karolem Czartoryskim. Założycielką kolekcji była Izabela Czartoryska. W 1801 r., wkrótce po ostatnim rozbiorze, w wybudowanej w pałacowym parku w Puławach Świątyni Sybilli otworzyła prototyp muzeum narodowego. Przechowywano tu przedmioty nie tylko należące do Czartoryskich, ale także przekazywane w depozyt przez inne rody magnackie i szlacheckie. Znaczna część tych obiektów miała charakter tzw. pamiątek narodowych związanych z historią Polski i jej bohaterami. Nad wejściem do Świątyni Sybilli umieszczono napis: „Przeszłość przyszłości”, który stał się dewizą otwartego w 1878 r. Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie. Mieściło się ono w składającym się z trzech połączonych kamienic zespole pałacowym u zbiegu ulic św. Jana i Pijarskiej. Nieopodal – w przekazanym przez władze Krakowa Arsenale Miejskim – urządzono Bibliotekę Czartoryskich. Obie te placówki, utrzymywane ze środków ordynacji sieniawskiej Czartoryskich – zgodnie z informacjami Marka Rostworowskiego, zatrudnionego w Muzeum Czartoryskich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Głodówka za Dobrzeń

Pokazują, że mała ojczyzna jest dla nich ważna. Że można solidarnie powiedzieć „nie” lekceważeniu i brakowi szacunku ze strony władzy To pierwszy taki protest w Polsce: głodówka w obronie swojej małej ojczyzny, obywatelski krzyk rozpaczy. W Dobrzeniu Wielkim, 13 km od Opola, 26 grudnia ludzie podjęli głodówkę na rzecz społeczności potraktowanej przedmiotowo przez władze Opola i województwa oraz przez wiceministra Jakiego. Na widowni publiczność – bywa i 500 osób, czasami setka, zawsze jest kilka-kilkanaście. Młodzi, starzy, rodziny z maleńkimi dziećmi. Wielkie napisy na banerach: „Nie wyrzucajcie Polski z naszych serc!”, „Miało nie być arogancji władzy, kolesiostwa, układów”, „Nawet wolne zwierzęta żyją, gdzie chcą”. Na scenie Gminnego Ośrodka Kultury w Dobrzeniu Wielkim łóżka polowe z kocami; ludzie leżą albo siedzą, jedni dyskutują, drudzy są milczący, z bladymi twarzami, zmęczeni. Ktoś brzdąka na gitarze, do kogoś przyszła zaniepokojona żona, do innego – sąsiedzi. Butelki z wodą mineralną, termosy z kawą, herbatą, przynoszone przez troskliwych znajomych i nieznajomych. Tablica z napisanym kredą tekstem: „Strajk głodowy 161 h”. To nie przedstawienie, to rzeczywistość. Wizyta lekarza z tutejszego ośrodka, pomiary ciśnienia, poziomu cukru; pogotowie. Ksiądz z miejscowego kościoła słucha, prosi. Zagląda niepokojący się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany

Łukaszenka mon amour

Ustami wiceministra Konrada Szymańskiego MSZ woła, że cofnięcie dotacji do telewizji Biełsat to decyzja finansowa, a nie jakakolwiek inna. I że nie chce Biełsatu likwidować, tylko zreformować. Do tej pory MSZ dokładało do stacji 17 mln zł rocznie. Teraz chce dokładać 5 mln. Czy ktoś uwierzy, że te 12 mln to pieniądze, których w MSZ nie ma? Że trzeba je zaoszczędzić, bo inaczej budżet się zawali? Nikt w to nie uwierzy. Zmiana jest więc polityczna. Mówi zresztą o tym otwarcie Witold Waszczykowski. „Ja nie chcę grać z Białorusinami. Ja chcę się z nimi ułożyć. Czy po 10 latach funkcjonowania Biełsat polepszył relacje polsko-białoruskie? Czy Związek Polaków na Białorusi został zarejestrowany, czy skasowany? Skoro tamte instrumenty nie doprowadziły do polepszenia relacji, to może spróbujmy innych” – to są jego słowa z wywiadów prasowych. Te słowa to jak wisienka na torcie wieńcząca polskie działania wobec Białorusi w roku 2016. Najpierw wizytę wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który zapowiadał projekty biznesowe. Następnie wizytę marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego, który po powrocie chwalił Łukaszenkę i mówił, że na Białorusi jest porządek. No i wizytę Witolda Waszczykowskiego, który był zachwycony przyjęciem w Wołkowysku, skąd wywodzi się jego rodzina. Mamy więc nowy rozdział w stosunkach polsko-białoruskich, który otwiera PiS. Ceną za to otwarcie jest m.in. Biełsat, z którego finansowania wcześniej –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Dziwna wolność mediów

Na początek nieznośny banał. Wolność środków masowego przekazu, czy jak kto woli mediów, na tym się zasadza, że wolno wyrażać publicznie, za pośrednictwem prasy, radia, telewizji, internetu bądź własnego gardła wszelkie swoje poglądy, o ile nie są one przestępcze i nie nawołują do łamania prawa (choć i tu odnotować można pewne wyjątki). Jest więc najzupełniej zrozumiałe, że istnieją w Rzeczypospolitej – i nie wolno ich kneblować – media pisowskie i antypisowskie, postępowe i reakcyjne, klerykalne i wolnomyślicielskie, mądre i głupie… Taka już specyfika demokracji i państwa prawa. Banał kończy się jednak, a przeciwnie – narasta uzasadniony niepokój, kiedy i te media, i tamte, niby skłócone i inaczej patrzące na świat, zaczynają wykazywać, najczęś­ciej przez zgodne milczenie, zdumiewającą jednomyślność. Patrzyliśmy do niedawna na walki o Aleppo. Bez względu na skomplikowane i budzące dyskusje (choć nie u nas) racje polityczne była to straszliwa katastrofa humanitarna. I nasze media słusznie przypominały nam o tym codziennie, nie szczędząc scen, które w kinie zostałyby zakwalifikowane jako dozwolone od lat 18. Ranni, zabici, krew, flaki, spuchnięte brzuszki wygłodzonych dzieci… Dokładnie to samo dzieje się w oddalonym o kilkaset zaledwie kilometrów Mosulu. Takie same dzieci, takie same trupy. Tylko o tych z Mosulu nikt u nas się nie zająknie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Reduta przy placu Powstańców Warszawy 7

Pod adresem wymienionym w tytule mieści się w Warszawie redakcja „Wiadomości”, głównego serwisu informacyjnego telewizji publicznej w Polsce. Jedynym zadaniem zespołu jest przygotowanie pod wieczór rzetelnego podsumowania wydarzeń dnia w kraju i na świecie. Z publicznej natury stacji telewizyjnej dla wydawcy programu informacyjnego wynika przede wszystkim obowiązek zachowania równego dystansu wobec wszystkich aktorów sceny publicznej. Ów równy dystans jest bowiem fundamentem dziennikarskiej bezstronności. I żeby już w pierwszym akapicie nie parsknąć śmiechem, urwijmy to westchnienie. Mija właśnie rok od opanowania wszystkich stacji radiofonii i telewizji publicznej w Polsce przez zmilitaryzowane ideologicznie, nieoznakowane jednostki PiS. Inwazja się powiodła, choć tu i ówdzie odbywa się jeszcze dogaszanie ognisk buntu. Nowa załoga najważniejszej reduty przy placu Powstańców Warszawy od początku ofensywy nie miała wątpliwości, w którą stronę strzelać. Zdążyła już ujawnić bogaty, ciągle jednak odległy od wyczerpania, repertuar uczuć do swoich i do obcych. Już po roku może się pochwalić nowymi standardami dziennikarstwa, które zamieniają misję telewizji publicznej na wirtualne materializowanie wizji szefa rządzącej partii, pełniącego obowiązki króla wszystkich Trzech Króli. Żołnierze „Wiadomości” rozpoczęli nowy rok w formie, która może być wzorem dla tworzonych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Dokąd zmierzamy?

Kazimierz Marcinkiewicz ma rację, w połowie ma rację, głosząc tezę, że wszystko, co robi prezes, to zemsta za śmierć brata. Kaczyński jest przekonany, że winę ponosi III Rzeczpospolita. Wszystkie instytucje tamtej Polski i politycy PO. Dlatego wszystko musi być teraz zmienione. Ale przecież jeszcze przed śmiercią brata radykalnie krytykował ówczesną Polskę, co wiedzą ci, którzy czytali jego „wygadane” książki. Na tę głębinową niechęć nałożyła się trauma śmierci brata. Czy to jest normalne? Na pewno jest chore. A diagnozę psychiatry już kiedyś cytowałem. Niektóre reformy mają stworzyć nowego Polaka, przekuć mu duszę. W innej skali podobnie było w faszyzmie i w komunizmie (pierekowka dusz). Kaczyński jako naczelny inżynier polskiej duszy. Ale niektóre reformy są tylko po to, by coś radykalnie zmienić. Dotyczy to choćby likwidacji gimnazjów. Zmiana dla zmiany. Oczywiście PiS chce na nowo uczyć dzieci historii, więcej religii, do tego wszechobecny patriotyzm. Dzień powinien się zaczynać od odśpiewania hymnu i od modlitwy. A polski hymn mnie wzrusza – to, jak głęboko jest zanurzony w polskim dramacie sprzed wieków. Ten Bonaparte, co daje przykład, wracanie z ziemi włoskiej do Polski. I groźba, że szablą odbierzemy. Jeśli ktoś nie zna dobrze polskiej historii, musi mu to brzmieć surrealistycznie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.