Trzeba się pogodzić z prawdą, że Lewandowski lepiej grać już nie będzie Przyjdzie nam poczekać aż do wiosny 2019 r. na ewentualną pierwszą wygraną piłkarskiej reprezentacji Polski, którą PZPN – w osobie prezesa Zbigniewa Bońka – powierzył do prowadzenia Jerzemu Brzęczkowi. Ten podjął się, jak się okazało, niemal straceńczego zadania „reanimacji” kadry narodowej. Bilans tegorocznej jesieni to po trzy remisy i przegrane – w efekcie spadek w Lidze Narodów z dywizji A do B. Trybuny stadionów podczas meczów biało-czerwonych przestały pękać w szwach. Iskierka nadziei pojawiła się na stadionie w Guimarães. Dzięki rezultatowi 1:1 z Portugalią znaleźliśmy się (kosztem Niemców) w dziesiątce zespołów rozstawionych przed grudniowym losowaniem eliminacji mistrzostw Europy. Wydaje się, że teraz może być już tylko lepiej, ale głowy nie dam. Dwóch Lewandowskich Poprawieniu nastrojów miało służyć towarzyskie spotkanie z Czechami rozegrane 15 listopada w Gdańsku. Przegrana 0:1 – po fatalnej pierwszej i przeciętnej drugiej połowie – tylko zagęściła atmosferę. Najczęściej przywoływano czeski film „Nikt nic nie wie”. Faktycznie można było odnieść wrażenie, że nikt w sztabie szkoleniowym (na czele z selekcjonerem) ani w futbolowej centrali (z szefem Bońkiem) nie ogarnia całości. Jakby pierwsza kadrowa funkcjonowała na zasadzie inercji. Między innymi dlatego przez kilka dni internetowym hitem (a raczej kitem) była informacja, jakoby po meczu z Czechami doszło do bójki Lewandowskiego z Krychowiakiem. Plotka nie wzięła się z niczego, bo przecież wiadomo, że panowie nie przepadają za sobą. Najlepsza z żon zadała mi pytanie, jak to jest, że mamy dwóch Lewandowskich – inny gra w Bayernie, a inny w reprezentacji. Nie od dzisiaj coś jest na rzeczy. Czy pamiętają państwo jakiś mecz biało-czerwonych, który kojarzyłby się z popisem „Lewego” i został w kibicowskiej pamięci na lata? No, może trzy gole w wygranej 3:2 z Danią 8 października 2016 r. w Warszawie, w eliminacjach mistrzostw świata. Robert nie był wcale gigantem w konfrontacjach z możnymi futbolowego świata, bo na 55 trafień, oprócz wspomnianego duńskiego hat tricka, pokonał po razie bramkarzy Niemiec i Portugalii. Trzykrotnie skutecznie strzelił bramki Gruzji, Rumunii i Armenii, raz czterokrotnie Gibraltarowi. Fakty i liczby nie kłamią – to tylko mit, że mamy wyborowego reprezentacyjnego snajpera. Wcale nie pokonywał bramkarzy renomowanych zespołów jak na zawołanie. Podczas niedawnej potyczki z Czechami „Lewy” przedłużył swoją serię bez gola w narodowych barwach, która wynosi już 642 minuty. Tylko 21 minut dzieli go od sytuacji z początków występów w reprezentacji Polski. Od 1 kwietnia 2009 r. do 23 stycznia 2010 r. nie był w stanie trafić do siatki rywala w aż 11 spotkaniach. Najdłużej, 905 minut, czekał na gola w reprezentacji, gdy kadrę prowadzili najpierw Franciszek Smuda, a potem Waldemar Fornalik. Coś się zacięło po spotkaniu z Grecją (1:1) 11 czerwca na otwarcie Euro 2012, a odblokowało w spotkaniu z San Marino (5:0) 26 marca 2013 r. w eliminacjach mistrzostw świata. Obecna niemoc Lewandowskiego zaczęła się po jego dwóch bramkach w towarzyskim meczu z Litwą (4:0) 12 czerwca, tuż przed mundialem. Podobnie jak na wygraną reprezentacji także na gole „Lewego” przychodzi nam poczekać do wiosny. Mam wrażenie, że Lewandowskiego dopadła głęboka frustracja, kiedy się przekonał, że jego ewentualne przejście do Realu Madryt pozostanie w sferze marzeń. Na dodatek, jak ktoś określił, „nie potrafi błysnąć, gdy patrzy na niego cały świat”, czego najlepszym dowodem był blamaż na rosyjskim mundialu. Trzeba się pogodzić z prawdą, że lepiej grać już nie będzie. Bo i tak, zarówno w sporcie, jak i w życiu, osiągnął znacznie więcej, niż mógł się spodziewać. Dzisiaj brakuje mu przekonania, że musi jeszcze walczyć o jakiś cel. Nie okazuje żadnej radości ani choćby zadowolenia z tego, co wykonuje. Zachowuje się niczym pańszczyźniany futbolista. Od dość dawna docierały sygnały, że nasz gwiazdor przestał sobie radzić ze swoim statusem. Objawiało się to m.in. tym, że nie stawiał siebie i kolegów z kadry na równym poziomie. Rzekomo patrzył na kolegów z góry. Wśród kadrowiczów zrodziło się nastawienie: skoro jesteś taki dobry, pokaż to na boisku… Brakuje mentalności zwycięzców Oto diagnoza dziennikarzy, których zdanie warto wziąć pod uwagę: Michał Kołodziejczyk (Wirtualna Polska, Sport) Po meczu z Czechami: „Kibice jakby nie kupowali tej bajki,










