Jeszcze w starym reżimie profesor Józef Kaleta opublikował w miesięczniku “Odra” artykuł na temat stosunku polityki do gospodarki. Poczuwam się do niejakiego powinowactwa z Profesorem, ponieważ tak jak on byłem w konstruktywnej opozycji wówczas i jestem znowu. Profesor Kaleta krytykował podporządkowanie gospodarki celom politycznym w realnym socjalizmie, jak też sam ów realny socjalizm. Zagadnienie zachowało aktualność do dziś. Socjalizm został wprawdzie odrzucony, ale gospodarka w Polsce jest nadal, choć inaczej, podporządkowana polityce.
Państwo demokratyczne nie stawia sobie celów “heroicznych”, nie tworzy instytucji dla próżnej chwały narodowej. Jego celem jest służenie masom obywateli, dla których najważniejszy jest dobrobyt. Jeśli jakaś partia sądzi, że tak nie jest, niech poinformuje obywateli przed wyborami, że ich dobrobyt jest dla niej sprawą drugorzędną.
Działacze Sojuszu Lewicy Demokratycznej rozpowiadają na prawo i lewo, że żadna cudowna poprawa gospodarki i poziomu życia nie jest możliwa i konsekwentnie wystrzegają się składania obietnic, których według swojej oceny nie mogliby dotrzymać po ewentualnym wygraniu wyborów. Od tej chwalebnej uczciwości już tylko krok do wycofania się z wyborów, bo po co tyle zachodu, jeśli efektem zwycięstwa miałaby być jedynie inna polityka socjalna, czyli przeznaczenie większej niż obecnie części dochodu narodowego na konsumpcję dla grup w założeniu najuboższych.
Według tego, co ja widzę, społeczeństwo oczekuje nie jakichś retuszy kosmetyczno-
-socjalnych, lecz głębokich zmian zarówno politycznych, jak gospodarczych. Coraz więcej ludzi zaczyna zdawać sobie sprawę, że obraną drogą nie dojdziemy do dobrobytu, ani nawet do wydobycia z biedy tych grup społecznych, które w niej żyją. Polska prowadzona dotychczasową drogą nie ma przed sobą żadnej świetlanej przyszłości ani w Unii Europejskiej, ani poza nią. Jesteśmy w gorszym stanie niż nasi porównywalni sąsiedzi – Czesi czy Węgrzy, i ta różnica, przynajmniej w stosunku do Czech, będzie się powiększać na naszą niekorzyść.
Zostawmy na chwilę tzw. obszary nędzy. Przecież te rodziny, w których dochód na osobę wynosi 500, 600 lub nawet 800 zł, również żyją w warunkach nie pozwalających na uwolnienie się od stałej, przygnębiającej troski o podstawowe dobra materialne i kulturalne. Do tego dodajmy zagrożenie bezrobociem i to nam powinno wystarczyć do zrozumienia, że gdyby nie rozrywkowe iluzje telewizyjne, przeciętny Polak miałby poczucie osaczenia i beznadziejności swego losu. To poczucie rodzi się u wielu, nawet mimo tego okienka na “inne życie”, jakim jest telewizor. Obietnica lepszej polityki socjalnej czy podniesienie wskaźnika wzrostu gospodarczego o 1,5% nie jest poważną odpowiedzią na to położenie.
Z całego splotu przyczyn utrzymujących Polskę w stanie biedy i gospodarczego zacofania, i popychających ją – to już widać – ku jeszcze większemu (relatywnie, a może absolutnie) zacofaniu, należałoby najpierw wydobyć na jaw i poddać pod dyskusję publiczną prymat polityki wobec gospodarki. Ci, którzy go ustanowili i utrzymują, nigdy nie powiedzą ludziom tego, co ten prymat naprawdę znaczy: mamy ważniejsze cele niż wasz dobrobyt!
W realnym socjalizmie gospodarka była podporządkowana polityce niejako wtórnie, w większym stopniu służyła “budowie socjalizmu” niż realnej polityce. Dziś słyszy się na lewicy i nie tylko tam, że czynnikiem szkodzącym jest “neoliberalne doktrynerstwo”. Mogę się domyślić opinii Miltona Friedmana o polskiej gospodarce. Za urzeczywistnienie neoliberalizmu z pewnością by jej nie uznał. Jest śmiesznym nieporozumieniem dopatrywanie się w systemie stworzonym i opanowanym przez byłych działaczy strajkowych, zachowujących ciągle cechy swego pierwotnego statusu cyganerii politycznej, nadmiaru gospodarczego liberalizmu. Rzucająca się w oczy cecha dzisiejszej, “kapitalistycznej” Polski, to niezwykle słaba pozycja społeczna i prawie żadna pozycja polityczna polskich “kapitalistów”, dużych, średnich i małych przedsiębiorców, wytwórców dóbr o żywotnym znaczeniu. Rządzące posierpniowe partyjniactwo trzyma ich pod butem, słusznie wyczuwając niebezpieczeństwo dla siebie w ewentualnym ich politycznym wyemancypowaniu się. Wyzwolenie polskiego kapitalisty jest pierwszym warunkiem przywrócenia właściwych stosunków między polityką a gospodarką, złamania prymatu polityki.
Czym jest ta dzisiejsza polityka? Poza realizacją fantazmatów “patriotycznych”, takich jak “rozliczanie przeszłości”, bardzo wysoko postawionych w hierarchii celów, jest ona już tylko bezwstydną walką o wysokopłatne stanowiska na różnych poziomach i w różnych segmentach władzy: państwowej i gospodarczej. Nie mniej ważne niż te cele pozytywne, a może od nich ważniejsze, są cele negatywne tej polityki, skrupulatnie przeniesione z lat 80.: odsuwanie, gdzie tylko jest to do pomyślenia, “nomenklatury”, “czerwonej pajęczyny”, “gangreny” od źródeł dochodów. Gdy nie można łatwo usunąć tych ludzi, to trzeba zniszczyć segmenty gospodarki, w których oni prosperują rzeczywiście, czy rzekomo. To nie doktryna neoliberalna kazała zniszczyć sieć przedsiębiorstw Igloopolu, od czego “Solidarność” zaczęła swoją politykę gospodarczą. I nie doktryna neoliberalna skłoniła rządy AWS i UW do takiego sprywatyzowania banków, że olbrzymia ich większość stała się własnością bankierów zagranicznych. Banki były obsesją polityków posierpniowych, którzy widzieli w nich głównie “czerwoną pajęczynę”. Gotowi byli zrobić wszystko, żeby odebrać je “nomenklaturze” i niczego innego nie potrafili wymyślić, jak przekazanie ich w ręce cudzoziemców. I chyba nikt nie dopatrzy się “doktrynerstwa neoliberalnego” w prowadzonym obecnie ataku na kabel światłowodowy. Do niedawna rozróżnienie na kapitał polski i obcy uchodziło za przejaw obskurnego nacjonalizmu. Teraz chyba już musi ono być oczyszczone z zarzutu, skoro głównym argumentem przeciw kablowi jest to, że należy do Gazpromu. Ale nie o Gazprom tu chodzi, lecz o to, co zawsze: “czerwona pajęczyna”, “gangrena” założyła spółkę, jakiś Pol Gaz, EuroPolGaz czy GazTelekom (akurat mnie to nie interesuje) i chciałaby ciągnąć zyski, które w nieokreślonej przyszłości mają być olbrzymie, a które naszym się należą, a nie im. Nie dopuścimy do tego, aby niewiadomej przynależności partyjnej Aleksander Gudzowaty miał jakieś korzyści z kabla, będziemy już raczej tak długo szkodzić, dopóki sobie Rosjanie nie znajdą okrężnych dróg tranzytowych dla swoich rur i światłowodów.
W Polsce musi się zmienić dużo i zmieni się dużo, gdy gospodarce wywalczymy prymat wobec polityki i gdy gospodarze będą mieli więcej do powiedzenia w żywotnych sprawach kraju niż politykierzy.
Tagi:
Bronisław Łagowski
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy