Zdjęcia są nagrodą za ryzyko. Im częściej ryzykujesz, tym łatwiej trafisz na dobrą historię Wojciech Grzędziński – fotoreporter, laureat nagrody Grand Press Photo 2022 Kiedy zrobiłeś zdjęcie, za które dostałeś Grand Press? – 5 marca w Białej Cerkwi pod Kijowem. To był moment, kiedy nie było jasne, czy Rosjanie domkną pierścień wokół miasta, a nasz zespół czekał na rozwój zdarzeń. Usłyszeliśmy wybuch, zrobiliśmy typowe „gonienie dymu”. Bomba spadła między budynkami – zniszczyła dziesięć domów, kilkanaście kolejnych uszkodziła. Na szczęście nikt nie zginął, kilka osób zostało zranionych odłamkami szkła. Krzątałem się po zgliszczach, aż wpuściła mnie do siebie Irina Maniukina. Na zdjęciu siedzi przy fortepianie. – Najpierw zobaczyłem, jak rodzina próbuje ratować dobytek, pakuje rzeczy. Irina nie dowierzała w to, co widzi, i nagle uchyliła pokrowiec fortepianu. Na tle nadpalonej fasady domu zagrała Chopina. Jedną ręką nagrywałem film telefonem, a drugą robiłem zdjęcie. Poczułeś, że nabierze rangi symbolu? – Nie, nie myślałem o tym. Od początku wiedziałem, że to mocne ujęcie, ale jak ważne, zdałem sobie sprawę dopiero po publikacji, kiedy zaczęły pojawiać się te wszystkie interpretacje. To pewnie dlatego, że jest to zdjęcie inne niż te pokazywane do tej pory. Na miejscu poraził mnie absurd całej sytuacji. Ta kobieta straciła wszystko w ciągu chwili. I nagle siada do fortepianu, żeby zagrać. To szokujące, jak reagują ludzie na wojnie. Potrafi cię coś jeszcze zaskoczyć? – Niezmiennie. Kiedy patrzę na Ukrainę, to myślę, że nie widziałem takiej wojny. To jest jak I lub II wojna światowa, tyle że z użyciem technologii, które sprawiają, że jest to konflikt jeszcze bardziej krwawy. Po kilku miesiącach skala ofiar cywilnych w Ukrainie jest nieporównywalna do skali ofiar wieloletniego konfliktu w Iraku czy Afganistanie. Byłeś i tu, i tu. Na wojny jeździsz od wielu lat. – Od 2006 r. Pierwszy był Liban, wojna między Izraelem a Hezbollahem. Po co pojechałeś? – Z ciekawości, chciałem zobaczyć, jak wygląda wojna. Pracowałem dla ogólnopolskich gazet, dosyć dobrze znałem angielski. Pojechałem tam z Andrzejem Talagą. Wyjazd na wariackich papierach. Jakie rzeczy tam robiliśmy, to strach opowiadać. Co to znaczy? – Żaden z nas nie miał doświadczenia wojennego. Nie mieliśmy kamizelek kuloodpornych, hełmów. Zdarzyło nam się pojechać na front na rowerach, bo do wszystkiego innego strzelali. To było w Tyrze, w południowym Libanie. Robiliśmy mnóstwo takich głupot. Nie umieliśmy się tam poruszać. Na wojnie trzeba się nauczyć: z kim rozmawiać, jak łapać kontakty, jak ogarniać różne rzeczy na miejscu. Mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. Z tymi rowerami to komiczna sytuacja. Na wojnie obowiązuje ponoć czarny humor. – To coś, co trzyma wszystkich przy życiu. Bez tego nie da rady. Nasz drugi team, który pracował w Ukrainie, miał taką historię ostatnio w Buczy. Cały dzień trwały ekshumacje. Dziennikarka znalazła pięknego szczeniaczka, zaczęła go wycałowywać. Na co kumpel fotograf rzuca: „Wiesz co, najpierw to ja bym mu porządnie wyszorował gębę”. To może z zewnątrz brzmieć drastycznie, ale pozwala zdystansować się od tego, co widzisz. To są naprawdę okropne widoki. Na ulicach leżą ciała. Czasem strzelają i wiesz, że możesz dostać. Ile jesteś w stanie zaryzykować dla zdjęcia? – Główna zasada – ryzykować jak najmniej. Zdjęcia są nagrodą za ryzyko, które się podejmuje. Im częściej się ryzykuje, tym łatwiej trafić na dobrą historię. Jest genialna sentencja, która od lat mi towarzyszy, a którą powiedziała znajoma: „Człowieka zabić jest trudno, ale łatwo mocno uszkodzić i okaleczyć”. Boję się kalectwa. João Silva ze słynnej grupy Bractwa Bang Bang, jeden z najlepszych fotoreporterów na świecie, stracił obie nogi, kiedy wszedł na minę w Afganistanie. Żadne zdjęcie nie jest oczywiście też warte śmierci. Robimy je po to, by zwracać uwagę i pomagać ratować życie. Jeśli ryzykować, to w przemyślany sposób. Zawsze trzeba mieć ze sobą kogoś, kto nas opatrzy, gdy coś się stanie. Jazda w tej chwili samemu do Siewierodoniecka, drogą pod ostrzałem artylerii, może wiązać się z tym, że złapiemy gumę i czeka nas długi spacer pod ogniem nieprzyjaciela. Można się w ogóle jakoś zabezpieczyć? – Kalkulacja ryzyka jest ważna. Czasem
Tagi:
Donbas, Doniecka Republika Ludowa, dziennikarze, fotografia, geopolityka, Grand Press, Grand Press Photo, Irina Maniukina, Joe Biden, Kijów, konflikty zbrojne, Kreml, Ługańska Republika Ludowa, media, NATO, reporteży wojenni, Rosja, rosyjska armia, rosyjska propaganda, Siergiej Szojgu, totalitaryzm, ukraińscy żołnierze, Władimir Putin, Wojciech Grzędziński, wojna rosyjsko-ukraińska, Wołodymyr Zełenski, wywiady, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, żołnierze










