Czytam o wynikach jakiegoś sondażu na temat tego, czego Polacy chcą. Bodaj na trzecim miejscu znajduje się pragnienie obniżki podatków. Litości. Poziom obciążeń podatkowych w Polsce jest poniżej średniej unijnej. Ale chodzi nawet nie o to, bardziej o chorobę, która od dawna toczy nasze społeczeństwo. To nienawiść do własnego państwa. Jej odpryskiem jest niechęć do wszelkich podatków. Stałym elementem powszechnie powtarzanych sądów jest przekonanie, że polskiemu państwu nie należą się żadne podatki, bo je zmarnuje. Nie mogę już słuchać tych wynurzeń przedstawicieli polskiej klasy średniej i wyższej (ostatnio np. cytowanych obficie przez „Gazetę Wyborczą” informatyków), że może i chętnie by je płacili, ale nie w Polsce. Bo w Polsce wszystko zostanie zmarnowane i rozkradzione. Są też tacy, wcale liczni, którzy pod wpływem bardzo u nas popularnej ideologii libertarianistycznej uważają, że podatki jako takie to kradzież i należy je zlikwidować. Ale likwidacja podatków to przecież likwidacja państwa. Tymczasem państwo jest dobrem wspólnym. Należy je naprawiać i wzmacniać, a nie dążyć do jego faktycznej likwidacji czy przynajmniej zwijania się (państwo minimum to jeden z najgłupszych pomysłów politycznych). Nie ma zaś silnego i efektywnego państwa bez podatków. Kto inny niż obywatele ma je utrzymywać? Niemądre domaganie się ciągłej obniżki podatków to świadectwo kompletnego niezrozumienia tego, jak działa państwo. Najgorsze jest jednak to, że za populistycznym hasłem obniżki podatków podążają politycy, prześcigając się w obietnicach realizacji tego marzenia milionów. Od nich wymagałbym więcej rozsądku. Tyle że często wywodzą się oni z orientacji polityczno-ideowych, dla których podatki są złe, a państwo podejrzane (to nasz nieszczęsny „sarmacki popliberalizm”). I tak koło się zamyka. Problem polega zaś na tym, że nasz system podatkowy jest nieomal od początku transformacji chory, że dodatkowo psuły go poszczególne rządy, doprowadzając do sytuacji, w której stał się on widomym znakiem głębokiej niesprawiedliwości, jaka toczy życie społeczne. Niesprawiedliwość ta polega na tym, że biedni płacą relatywnie więcej niż bogaci. Tutaj widać jak na dłoni, w imię czyich interesów klasowych przebiegał proces polskiej transformacji. Kto miał wygrać, a kto przegrać. Dziś potrzebujemy nowego spojrzenia na system podatkowy i na państwo. W krajach, które podziwiamy, jest on bez wyjątku progresywny. Bogatsi płacą więcej niż biedniejsi, a najbogatsi płacą najwięcej. Podatki są wysokie, ale przecież nie da się zbudować efektywnego państwa bez pieniędzy. My tymczasem chcielibyśmy mieć dwie rzeczy naraz: efektywne państwo, na którym można polegać, i niskie podatki. To mrzonki. Im wcześniej to zrozumiemy, tym szybciej poradzimy sobie z największą obecnie barierą rozwojową: niedofinansowanym państwem. Nie będzie lepszych usług publicznych bez wyższych podatków. Nawiasem mówiąc, państwo funkcjonuje obecnie całkiem nieźle, zadając kłam tym, którzy twierdzą, że jest ono całkowicie dziadowskie i niegodne zaufania, a przy okazji kierują ludowy gniew przeciwko jego urzędnikom. Wymieniam dowód osobisty – szybko, sprawnie i bez kolejek. Staram się o nowy dowód rejestracyjny – podobnie. Jestem stroną w pewnej sprawie, w której musi się wypowiedzieć regionalna dyrekcja ochrony środowiska. Robi to niezwykle kompetentnie i zdecydowanie, mając na względzie ochronę przyrody – naszego najcenniejszego dobra wspólnego (po aferze z zamkiem w Stobnicy to bardzo miła niespodzianka). Idę do ZUS dowiedzieć się, jak wygląda moja przyszła emerytura. Nie czekam dłużej niż 10 minut. Miła pani udziela mi wszelkich informacji. Kompetentnie i z uśmiechem (nawiasem mówiąc, co za dureń nawołuje do likwidacji ZUS?). Nie jest z polskim państwem aż tak źle, jak to malują jego krytycy. Oczywiście mogłoby być lepiej. Jest wiele do poprawy. Ale nie przesadzajmy. Każdy, kto miał kontakt z urzędnikami z innych państw, wie, że bywa różnie, a rozbudowana biurokracja wcale nie jest polską specjalnością (spróbujcie zapisać dziecko do amerykańskiej szkoły). W tym miejscu domagam się więcej szacunku dla polskich urzędników państwowych. Pracują za marne pieniądze, a przecież starają się wypełniać swoje obowiązki jak najlepiej. Doceńmy wreszcie ich pracę. Nie ulegajmy temu żenującemu trendowi narzekania na państwo polskie i jego przedstawicieli. Krytykujmy ich wtedy, kiedy na to zasługują, a nie hurtowo. Bo to jest po prostu niesprawiedliwe. I głupie. Tak samo jak głupie jest ciągłe nawoływanie do obniżki podatków. Dlatego z tego miejsca proszę polityków, aby nie ulegali tej durnej modzie i w zamian zaproponowali nam









