Zbrodniczy rozkaz

Zbrodniczy rozkaz

Kiedy ginęły dziesiątki tysięcy warszawiaków, Bór-Komorowski 23 sierpnia (!) 1944 r. wysłał depeszę nakazującą wywołanie powstania w Krakowie

Niejeden krakus o warszawskiej Starówce nie mówi inaczej jak o atrapach historycznych budowli, lekceważąc tym samym ogromny wysiłek Polaków włożony w jej odbudowanie z wojennej ruiny. Nie wie, że zabytki Krakowa mógł spotkać taki sam los – a to za sprawą zbrodniczego rozkazu komendanta głównego Armii Krajowej gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego. Rozkazu rozpoczęcia powstania w Krakowie.

23 sierpnia 1944 r. Bór-Komorowski wysłał depeszę zaadresowaną: „Muzeum – Garda”. „Muzeum” to konspiracyjna nazwa Okręgu Kraków AK. „Garda” to pseudonim jego dowódcy, płk. Edwarda Godlewskiego. Oto fragmenty depeszy:

Dowództwo A.K.
L. 4/III
Dn. 23 VIII 44 r. g. 20.00
Muzeum – Garda
Walka o Warszawę mimo dużych strat w ludziach i w materiale daje nam potężny atut w rozgrywkach politycznych. Obecnie zależy mi bardzo, by obok Warszawy nastąpiło silne uderzenie na Niemców jeszcze w Okręgu Muzeum. Drobne działania już nie mają znaczenia. W związku z tym: wykonajcie akcje na szerszą skalę przez opanowanie Krakowa lub w ostateczności Tarnowa. (…)

Liczcie się z gwałtownym przeciwdziałaniem niemców. Oddziały Wasze muszą być silne, dobrze uzbrojone i odporne na walkę techniczną. Do akcji tej zgromadźcie jak największe zapasy amunicyj i zorganizujcie dobrze sieć dowodzenia /łączność radiową/, z góry rozmieszczając w poszczególnych dzielnicach miasta [oddziały] zdolne – do samodzielnej i odosobnionej walki.

W rozkazie tym Bór-Komorowski już w pierwszym zdaniu wskazał, do czego dowódcom AK i obozowi londyńskiemu było potrzebne powstanie warszawskie – miał to być „potężny atut w rozgrywkach politycznych”. Tylko to się liczyło. Nie życie setek tysięcy warszawiaków! Rozkaz wydano 23 sierpnia, a więc po rzezi na Woli, gdzie wymordowano ok. 50 tys. mieszkańców Warszawy, po zniszczeniu miasta. Dowódca AK doskonale zatem wiedział, jakie mogą być skutki wywołania powstania w tak dużym mieście jak Kraków, do tego z historycznymi budowlami. Mimo to „potężny atut w rozgrywkach politycznych” był ważniejszy.

Kup książki o prawdziwej historii powstania

Powstanie w Krakowie miało wybuchnąć 1 września 1944 r. Dlaczego więc rozkazu nie wykonano? Z wielu powodów. Jednym z nich był fakt, że dowództwo 30-tysięcznego niemieckiego garnizonu znało plany wywołania powstania. Decydujące jednak było to, że sam płk Edward Godlewski nie chciał takiej walki. Ten przedwojenny oficer kawalerii, który we wrześniu 1939 r. dowodził 14. Pułkiem Ułanów Jazłowieckich, potem był inspektorem głównym Związku Walki Zbrojnej, w latach 1942-1944 komendantem Obszaru Białystok AK, a później Okręgu Kraków AK (aresztowany w październiku 1944 r. zmarł z głodu i wycieńczenia w maju 1945 r. w obozie koncentracyjnym w Mauthausen), miał większą wyobraźnię niż jego przełożeni. I wiedział, na jakie straty naraziłby ludność cywilną i samo miasto.

„Garda” nie był jedynym, który przeciwstawiał się walce w Krakowie. Z przekazów historycznych wiadomo, że komendanta Okręgu Kraków w tym myśleniu mocno wspierali politycy od lewej do prawej strony, jak również metropolita krakowski kard. Adam Sapieha, który wymusił na dowódcach Okręgu Kraków AK przyrzeczenie, że nie wywołają powstania w Krakowie.

Rozkaz Bora-Komorowskiego trzeba łączyć z dyrektywą rządu w Londynie. Zaszyfrowany tekst rozkazu dla płk. Godlewskiego nosi datę „23 VIII 44 r. g. 20.00”. Prawdopodobnie następnego dnia dotarł on (ciekawe, jaką drogą) do Londynu, do premiera Stanisława Mikołajczyka. Tym chyba trzeba tłumaczyć, że już 25 sierpnia 1944 r. Rada Ministrów pod jego przewodnictwem nakazała ograniczyć powstanie do Warszawy. A dokładniej ograniczyć powstańcze szaleństwo dowództwa AK. W Londynie już wiedzieli, że misja Mikołajczyka w Moskwie na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. się nie powiodła i nie ma większych szans na porozumienie polsko-radzieckie, które zaowocowałoby pomocą dla walczącej stolicy. I że ani Stany Zjednoczone, ani Wielka Brytania nie zrobią nic, co poróżniłoby je z ich sojusznikiem Stalinem, a wobec tego rząd w Londynie stoi na przegranej pozycji.

W dyrektywie Rady Ministrów czytamy:

Londyn, dnia 25 sierpnia 1944 r.
Do
NACZELNEGO WODZA
POLSKICH SIŁ ZBROJNYCH
w miejscu
Mam zaszczyt podać do wiadomości Pana Generała poniższą uchwałę Rady Ministrów z dnia 25 sierpnia 1944 r.

Rząd R.P. upoważnia Naczelnego Wodza do ograniczenia „Burzy”. (…)

Ograniczenie „Burzy” winno również następować tam, gdzie nasilenie rezerw niemieckich przekreśla szanse powodzenia otwartej akcji zbrojnej i spowodować może masową masakrę ludności, zwłaszcza w większych skupieniach ludzkich. (…)

Powyższe zarządzenia nie tyczą się prowadzenia walki o Warszawę ani też ujawnienia się kierowniczych czynników polskich po tej walce. Decyzje z tym związane pozostawia się władzom krajowym.

Ponadto Rada Ministrów wypowiedziała się za sugestią pod adresem Dowódcy Armii Krajowej o rozpatrzenie możliwości rozbicia obozów koncentracyjnych i uwolnienia więźniów politycznych przed ich wymordowaniem lub wywiezieniem.

PREZES RADY MINISTRÓW

O ile to stanowisko trzeba uznać za racjonalne, o tyle ostatni akapit dotyczący „rozbicia obozów koncentracyjnych” pokazuje oderwanie obozu londyńskiego od realiów oraz brak umiejętności politycznego i militarnego działania.

Analizując takie decyzje rządu w Londynie, trudno się dziwić, że 30 września 1944 r., w dniach klęski powstania warszawskiego, Bór-Komorowski został mianowany przez prezydenta Władysława Raczkiewicza naczelnym wodzem – w miejsce gen. Kazimierza Sosnkowskiego odwołanego na żądanie Brytyjczyków za jawną krytykę ich postawy wobec Polaków i powstania.

Powstanie warszawskie należy do najtragiczniejszych wydarzeń w dziejach państwa polskiego. Do tej niewyobrażalnej katastrofy mogło nie dojść, gdyby Bór-Komorowski i Jan Stanisław Jankowski, delegat rządu na kraj, wyciągnęli odpowiednie wnioski z raportów i memoriałów przedstawianych im przez bliskich współpracowników, stojących na czele ważnych pionów Komendy Głównej AK: szefa wywiadu KG AK ppłk. Mariana Drobika czy szefa VI Oddziału – Biura Informacji i Propagandy KG AK płk. Jana Rzepeckiego.

Ppłk Drobik już w grudniu 1943 r. (!) przewidział, co będzie się działo po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie II Rzeczypospolitej. W obszernym memoriale pisał:

Lipcowa ofensywa niemiecka załamuje się już po paru dniach trwania. Potężna kontrofensywa sowiecka [chodzi o bitwę na Łuku Kurskim] ujawnia olbrzymią potęgę tego państwa. Wszelkie rachuby na sowieckie załamanie się muszą być przekreślone. Staje się jasne, że Rosja nie tylko weźmie udział w finiszu, ale – ponad wszelką wątpliwość – dojdzie do mety w nie najgorszej formie. Można liczyć jedynie jeszcze na to, że sprzymierzeni wymuszą na Sowietach zatrzymanie się na takiej czy innej linii granicznej z nami. (…)

O ile do tego czasu rząd nasz nie potrafi zawrzeć z Rosją kompromisu tak, by został uznany przez rząd sowiecki jako prawowita władza naszego kraju, musimy się liczyć z tym, że obok okupacji wojskowej czeka nas okupacja polityczna w postaci „demokratycznego” rządu, opartego o bagnety sowieckie.

(…) Ideą Marszałka [Piłsudskiego] była bezwzględna walka z rosyjskim imperializmem. Ale czy rzuciłby do niej wykrwawiony i osłabły naród dziś, kiedy nie ma żadnych szans zwycięstwa? Czy nie szukałby inaczej kompromisu, który by nam umożliwił skrzepnięcie i nabranie siły?

(…) Elementarna (…) logika nakazywała polskiej polityce, począwszy od lipca [1943], parcie do wznowienia stosunków dyplomatycznych z Rosją za każdą możliwą do zapłacenia cenę.

Żądaną przez Rosję ceną była zgoda na rewizję granic i wyrzeczenie się białorusko-ukraińskich Piemontów. Nie ulega już dziś wątpliwości, że cenę tę tak czy owak zapłacimy. (…) Z fikcji „nienaruszalności” narodziła się najszkodliwsza, jaką można wymyślić, teza, że odłożenie załatwienia sprawy granic na okres powojenny jest dla nas korzystne.

Jakież będą praktyczne konsekwencje przyjęcia tej tezy, zwłaszcza wobec zbliżającej się do naszych granic okupacji sowieckiej?

My będziemy się starali odbudować administrację na całym swoim terytorium sprzed września 1939 r. Bolszewicy utworzą ją co najmniej po linię [graniczną z Rzeszą z] 1940 r., do której roszczą sobie pretensje. Wewnątrz kraju rozgorzeje walka wewnętrzna między stronnikami Delegatury i PPR-u. Zaczną się wzajemne wyrzynania, rozstrzeliwania, samosądy, których my nie potrafimy przeciąć mieczem. Potrafi zaś to zrobić w kraju PPR, a na kresach administracja sowiecka, mając pełne poparcie rosyjskich bagnetów. Poleje się darmo nowe morze polskiej krwi.

Rząd będzie nadal przebywał na emigracji, z której zapewne już nigdy nie powróci. Olbrzymia większość rozsianych po świecie Polaków zasili kadry szoferów, kelnerów itp., zajmując miejsca wymierającej już emigracji rosyjskiej. Nasze wojsko na obczyźnie stanie się wojskiem najemnym, zdobywając dla Anglosasów różne San Dominga.

Ppłk Drobik, przekonany, że polski Londyn nie jest zdolny do wznowienia stosunków dyplomatycznych i współdziałania z ZSRR, już w 1943 r. postulował, by władze Państwa Podziemnego i dowódcy Armii Krajowej nawiązali bezpośredni kontakt z przywódcami Związku Radzieckiego, a także idącym ze Wschodu Wojskiem Polskim, określanym wtedy jako armia Berlinga. To samo postulowali do sierpnia 1944 r. m.in. płk Jan Rzepecki czy niektórzy politycy, chociażby Zygmunt Hempel.

Powstanie warszawskie, więcej, cała akcja „Burza” od samego początku skazane były na porażkę. Nie chcieli tego dostrzec ludzie pokroju Bora-Komorowskiego. I stąd takie rozkazy jak ten z 23 sierpnia 1944 r. Rozkazy, których nie można nazwać inaczej jak zbrodniczymi.


Przytaczane wyżej archiwalia to tylko fragmenty dokumentów oskarżających tych, którzy wywołali powstanie warszawskie i chcieli zniszczyć Kraków. Pełne wersje tych dokumentów, jak również wiele innych, mało znanych bądź przemilczanych, znalazły się w tomie IV wydanej przez Fundację Oratio Recta „Zakłamanej historii powstania” zatytułowanym „Raporty oficerów AK. To zakończy się katastrofą”.

Fot. Jan Morek/Forum

Wydanie: 2019, 32/2019

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. ireneusz50
    ireneusz50 6 sierpnia, 2019, 14:42

    tych bandziorów należałoby chociaz potępić i znieść ich z piedestału chwały, a dzis polscy politycy tez bez zadnych zahamowań wymordowaliby naród dla swoich celów.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Alis321
    Alis321 8 sierpnia, 2019, 07:37

    Gem. Anders miał rację, że Bora -Komorowskiego należało postawić przed sądem wojennym…

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy