Co widać, a czego nie widać? – zastanawiał się Fryderyk Bastiat, opisując, jak działa gospodarka rynkowa. Widać, że w ciągu dwudziestu paru lat w Polsce wzrosła konsumpcja – prawie cały czas po wojnie wzrastała, ale nie tak skokowo, dostęp do towarów stał się łatwiejszy i nie wymaga poniżających zachowań, samochody stały się towarem codziennego i powszechnego użytku i one są przede wszystkim tym, co widać; przy biednych nawet domostwach wiejskich widzi się często po dwa, trzy samochody nie byle jakiej marki. Kto ma gospodarskie oko, powie, że tych samochodów w porównaniu do dróg i jakości mieszkań jest już za dużo, są jak gdyby objawem konsumpcji ostentacyjnej, na pokaz, bo szybkości poruszania się po miastach nie zwiększą. Ale nie grymaśmy – wolność podejmowania działalności gospodarczej i wejście w zachodnioeuropejską strefę rynkową i cywilizacyjną zmieniły wygląd kraju i życie codzienne ludzi na lepsze. To widać. A czego nie widać? Wybitny ekonomista Andrzej Karpiński w pracy pod roboczym tytułem „Spojrzenie eksperta na dziś i jutro gospodarki polskiej” (będzie wkrótce wydana) stwierdza, że zależność gospodarki polskiej od rynku międzynarodowego ma charakter półkolonialny. Termin ten w języku dziennikarskim może niewiele znaczyć, ale ekonomiści nadają mu ściślejszą treść. Gospodarka polska jest półkolonialna w tym sensie, że charakteryzuje się większą sprzedażą na własnym rynku wewnętrznym towarów importowanych niż własnej produkcji. Udział surowców i nisko przetworzonych półfabrykatów osiąga w całej produkcji i eksporcie poziom trzykrotnie wyższy niż w 15 krajach Unii. „Prawie całkowita jest nasza zależność od importu w zaopatrzeniu gospodarki w wyroby wysokiej techniki i nowoczesne technologie. Opiera się ona u nas w ponad 80% na imporcie, podczas gdy w Unii średnio tylko 30% tego zaopatrzenia pochodzi z importu, chociaż i to jest zbyt dużo”. Na tę średnią wpływają gospodarki zacofane, jak polska i zbliżone do nas poziomem. Wyraźnie półkolonialną cechą jest „eksport żywej siły roboczej, większy od wkładu pracy w eksportowane przez nas wyroby. Polska stała się największym eksporterem siły roboczej w Europie”. (Radykalniej o półkolonialnym charakterze III RP pisze prof. Witold Kieżun, jego bardzo chwalonej książki jeszcze nie zdążyłem przeczytać). Andrzej Karpiński bardzo słusznie dodaje, że „Obecność tych cech modelu zbieżności półkolonialnej nie pojawia się u nas dopiero obecnie, ale utrzymuje się od 150-200 lat”. Powiedziałbym, że od zawsze, gdyby nie komplikacja, jaką wnoszą do obliczeń dawne ziemie niemieckie. Polacy zaniżyli poziom cywilizacyjny tych ziem i niczego nie robią, aby dorównać dawnemu stanowi. Pewne rzeczy widać albo nie widać, w zależności od tego, jakie się ma oko. Polska ostatniego 20-lecia uczyniła ogromny postęp, jeśli chodzi o liczbę samochodów na rozbitą głowę mieszkańca, ale tak jak dawniej pozostaje jednym z najbiedniejszych krajów w Europie. Gdybyż chodziło tylko o biedę!Prof. Karpiński pisze swoim rzeczowym, beznamiętnym tonem: „Z tym wiąże się jeszcze jedno zagrożenie, które może się wydawać dość odległe od wymienionych zagrożeń ekonomicznych. Jest nim postępująca destrukcja języka polskiego. (…) Język jest podstawowym elementem tożsamości narodowej. Zachodzą w tej dziedzinie niepokojące procesy”. Cytuje prof. Leszka Kuźnickiego, wieloletniego prezesa Polskiej Akademii Nauk: „Ani zaborcy, ani okupanci nie zniszczyli tak polszczyzny, jak zrobili to w wolnym kraju sami Polacy”. Trzeba do tego dodać postępującą deformalizację obyczaju, kultury pojmowanej zarówno jako artystyczna ekspresja, jak forma współżycia. Zacierają się granice tego, co w życiu dozwolone, co pożądane, a co zakazane. Częstotliwość samobójstw wskazuje na daleko posuniętą anomię. Z lubością opisywane przez socjologów zjawisko prawie powszechnego braku wzajemnego zaufania wskazuje, że Polacy, statystycznie biorąc, nie są prawdomówni, przeciwnie, są kłamliwi, cechuje ich skłonność do oszustwa, polskie złodziejstwo zadziwia cudzoziemców z Zachodu. Obyczaj i wysłowienie stają się coraz bardziej obsceniczne, takie stały się już film i teatr. Ma się wrażenie, że Polska jest krajem kulturowego brudu. W życiu publicznym nikt nie oczekuje postępowania według fair play, wielkoduszność stała się pojęciem książkowym. To zapóźnienie w stosunku do Europy Zachodniej, które ekonomiści potrafią opisać w języku statystyki, istnieje także w kulturze życia. Wolałbym pominąć to, co się stało w dziedzinie szkolnictwa średniego i wyższego. Skutki pojawią się z opóźnieniem i będą opłakane. Jednym
Tagi:
Bronisław Łagowski









