Urodziłem się w takim zakątku Polski, gdzie nie mówiono gwarą, lecz staropolszczyzną, z naleciałościami rosyjskiego. (Skutek stuletniego obcowania ze strażą graniczną imperium). Czytając fraszki Wacława Potockiego (XVII w.), miałem wrażenie, jakbym słyszał moich dziadków, ich słownictwo, a także ich rubaszny dowcip. Nauczycielki pochodzące ze Lwowa tępiły rusycyzmy we wszelkiej postaci, ale pisowni nazwiska Piłsudski nie zmieniały. Jest to pisownia jeśli nie rosyjska, to ruska. Spotykany czasem w Rosji Zawadski jest polskim Zawadzkim. Kto o Piłsudskim wiedział tylko ze słyszenia, pisał Piłsudzki i to jest pisownia poprawnie polska. Nie mogły jednak nauczycielki purystki pisać nazwiska Piłsudskiego poprawnie po polsku, ponieważ ono w swej formie ruskiej (rosyjskiej) nabrało już waloru liturgicznego. Pisownia poprawna miałaby posmak demaskacji.
Co usłyszałem kiedyś od nauczyciela Janowskiego, przekazuję niniejszym ku pouczeniu szerszej publiczności.
•
Zły, zimny, paskudny dzień. „Chciałoby się go zwrócić z oburzeniem” (Andrzej Bobkowski). Niektórzy, i to bardzo liczni, chcieliby zwrócić z oburzeniem całe epoki historyczne.
•
Z komputerem i internetem przyszło wiele słów, których trzeba się nauczyć, nie ma rady. Nowatorem językowym okazał się także prezes Rady Ministrów RP Donald Tusk i za nim to już trudno nadążyć. Co znaczy „rząd bierze na klatę”? Co znaczy „zrobić jazdę na panią minister” (sportu)? Kolej (dla ścisłości: to, co jeździ po szynach za miastem) popada w ruinę. W języku ministra mówi się: „kolej traktowana jest jako coś nieseksy”.
•
„Dlaczego wieszacie psy na rodakach, a jak wieszacie palto, to wieszak zawsze wam się urywa?” (Gałczyński).
•
Jak Polacy odnoszą się do siebie – to znaczy do innych, ale w tym widać, za co się mają jako jednostki – świeżym okiem zaobserwowała Amerykanka, żona Czesława Miłosza. „W czasie mszy, kiedy ksiądz mówi [przekażcie sobie znak pokoju], by uścisnąć dłoń sąsiada z ławki, nie waż się tego robić. Każda próba uściśnięcia czyjejś ręki będzie postrzegana jako przerażające naruszenie prywatności i perfidny podstęp, by zarazić sąsiada śmiertelną chorobą wirusową”. Z braku odpowiedniego doświadczenia życiowego nie zaprzeczam i nie potwierdzam, ale na podstawie innych symptomów tak sobie wyobrażam stan uczuciowy polskiej wspólnoty wiernych.
O polskich kierowcach Amerykanka zauważa m.in.: „bezustannie zaskoczeni i urażeni, że jakiś obiekt lub osoba miały czelność znaleźć się na ich drodze”. Czyli na drogach taki sam stan uczuciowy jak w kościele. (Przepisałem z „Wysokich Obcasów Ekstra”).
•
Wyszedł tom małych form publicystycznych Stefana Kisielewskiego. (Prószyński i S-ka). W ostatnich wypowiedziach – lata 1990-1991 – skupiał się głównie na prywatyzacji, inne problemy polityczne i społeczne lekceważył, traktował zdawkowo i nie zależało mu na konsekwencji. Mimo że tak popularny, nie miał uczniów, co się okazało nie od razu.
Przez cały okres PRL był antykomunistą, ale nie uważał, że komunizm tkwi w rządzie albo w wojsku, albo w policji takiej lub innej, w sejmie czy w państwie. Komunizm to system gospodarczy bezustannie wbrew naturze rzeczy naginany do kolektywistycznej i planistycznej utopii. Za najbardziej szkodliwych uważał tych, którzy tę utopię uzasadniali, wychwalali jako największą mądrość i usprawiedliwiali szkody, jakie ona gospodarce wyrządzała. Nie zaparł się swoich poglądów, gdy zgodził się zostać posłem, nie miałby nic przeciw temu, żeby zostać ministrem w PRL, pod warunkiem że mógłby na tym stanowisku działać w duchu rozsądku i przynosić gospodarce ulgę od ideologii. Zasadę swojego postępowania tak przedstawiał: gdy system twardnieje – jak w czasach stalinowskich – to i ja twardnieję w swoim antykomunizmie; gdy system mięknie, to i ja mięknę. Była to postawa dokładnie odwrotna od postępowania tych pisarzy i innych intelektualistów, którzy byli gorliwymi komunistami w czasach stalinowskich i przeszli na równie gorliwy antykomunizm, gdy było to już dozwolone.
Przeciwnik systemu, Stefan Kisielewski, był wyrozumiały dla ludzi władzy, o czym przekonuje nas jego „Abecadło”. O Gomułce jest bardzo złego zdania, ale przyznaje, że „miał format rzeczywistego polityka”. O generale Kiszczaku: „Ciekawa postać chyba… Raz w życiu z nim rozmawiałem. Inteligentny, błyskotliwy, wesoły”. Bardzo pochlebnie mówi o Bolesławie Piaseckim, prezesie Paksu i członku Rady Państwa: „miałem z nim dobre stosunki, bo żadnych tam jego bzdur nie słuchałem, że socjalizm to jest dzieło Ducha Świętego czy coś… ja ciągle miałem i mam pogląd, że był to wielki talent polityczny, tylko trafił na złe rozdanie kart”. Włodzimierza Sokorskiego, byłego ministra kultury i szefa Radiokomitetu, miał powody osobiste nie lubić, nie mówiąc już o obcości politycznej, a opinię o nim tak kończy: „Nie mam do niego żalu, chociaż powinienem. Kiedyś go spotkałem i powiedziałem: Pan mi złamał życie, bo pan mnie wyrzucił z konserwatorium. A on odrzekł: Nie, ja dałem panu życie, boby się pan zajmował tą głupią muzyką, a tak stał się pan politykiem”.
W sprawie dekomunizacji, gdy była dopiero projektowana, mówił: „nie sądzę, by mógł w ogóle istnieć jakiś globalny plan personalnej dekomunizacji Polski. Gdyby jednak taki powstał, byłbym mu przeciwny”. O orientacji, jaką obrał rząd Jana Olszewskiego: „Olszewski oszalał, to jasne. Przypuszcza wielki atak na jakąś nomenklaturę, na jakichś spiskowców…”.
Program Olszewskiego przejęli Kaczyńscy i ogłosili IV RP. Kisielewski już nie żył, ale z wyprzedzeniem taką politykę ocenił. „Czytam co jakiś czas i słyszę, że w Polce rządzą byli komuniści, postkomuniści, że mamy do czynienia z jakimś tajemniczym spiskiem byłych funkcjonariuszy partii komunistycznych… A to przecież bzdura, bajka dla maluczkich. Owszem, przez czterdzieści lat rządził w Polsce komunizm i miliony Polaków mu służyły, bo – często – nie miały innego wyjścia. Ale żeby powiedzieć, że wszyscy oni mają teraz zostać wyklęci, skazani na niebyt – to trzeba mieć nie po kolei w głowie. Jeżeli zaś którykolwiek z byłych komunistów ma kapitał i zakłada przedsiębiorstwo, ryzykuje – chwała mu”.
Kto próbował zdefiniować realizm polityczny, wie, jak trudno dojść do zadowalającej konkluzji. Można dawać przykłady i Stefan Kisielewski jest najlepszym przykładem. Polityka jednak to w dużym stopniu domena imaginacji i głupoty. Realistom przypada często los bezsilnych obserwatorów. Wbrew pragnieniom Kisielewskiego w demokratycznej Polsce władzę nad umysłami przejęli fantaści, okopali się w IPN i wielu redakcjach, instytucjach kościelnych, zagarniają szkolnictwo wszystkich szczebli i stworzyli w kraju atmosferę szpitala wariatów.
Tagi:
Bronisław Łagowski
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy