Busola naszych czasów

Busola naszych czasów

Warszawa 31.03.2017 r. Modzelewski , Werblan i Walenciak - Wydawnictwo Iskry. fot.Krzysztof Zuczkowski

Gdyby politycy, zarówno SLD, jak i PO, choć w części przejęli się jego przestrogami, nie mielibyśmy na ulicach faszystów, a w rządowych gmachach – pisowców Ma trzy umiejętności. Po pierwsze, jest wybitnym historykiem średniowiecza. To wiedzą mediewiści całej Europy. Po drugie, jest wybitnym politykiem rewolucjonistą. A może, trzymając się chronologii i rangi działań, najpierw rewolucjonistą, potem politykiem. Po trzecie zaś – jest sumieniem naszego kraju. Wzorcem metra z Sèvres, jeśli chodzi o uczciwość, odwagę cywilną, szacunek dla demokracji i współobywateli. I gdyby – tego jestem w 100% pewien – politycy, zarówno SLD, jak i PO, choć w części przejęli się jego przestrogami, nie mielibyśmy na ulicach faszystów, a w rządowych gmachach pisowców. Oto KAROL MODZELEWSKI. • Urodził się 80 lat temu w Moskwie. Można tylko złapać się za głowę – bo trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby się urodzić w samym środku represji stalinowskich, kilkaset metrów od Kremla. I jeszcze w rodzinie mienszewików. Przeżył to. Tak jak jego naturalny ojciec Aleksander Budniewicz, którego wzięto do łagru, gdy Karol (wtedy Kirił, Cyryl) miał 17 dni. I tak jak jego ojczym Zygmunt Modzelewski, którego nie złamało stalinowskie więzienie ani stalinowskie śledztwo. Na marginesie: Zygmuntowi Modzelewskiemu zabierają dziś ulicę w Warszawie, zdaniem pisowskiego wojewody nie jest jej godzien. Jasne, ktoś, kto dwa lata siedział na Łubiance, kto walczył w roku 1920 w obronie niepodległości Polski i ma za to odznaczenia, może według obecnej władzy nie zasługiwać na upamiętnienie. To tylko świadczy o tej władzy. W wydanej przez Iskry „Polsce Ludowej”, rozmowie z Andrzejem Werblanem, jest piękna opowieść Karola Modzelewskiego o ojczymie, z ostatnich miesięcy jego życia. „W domu, przy obiedzie, nie wiem, dlaczego uważałem, że przy stole, przy obiedzie to można takie pytania zadawać, powiedziałem, że ten Komar to taki szpieg. Na te słowa mój stary po prostu szału dostał. »Co ty wygadujesz, gówniarzu! – zaczął krzyczeć do mnie. – Jaki szpieg?«. Więc odpowiedziałem: »Jak to, przecież został aresztowany«. A on na to: »Aresztowany to jeszcze nie znaczy, że jest winny«. Jak to usłyszałem, to po prostu tak, jakby świat mi się zawalił! Wszystko mi się przypomniało, oni mówili, że wróg jest wszędzie, a kto może tak mówić. Że nasza bezpieka aresztuje niewinnych – tak może mówić tylko wróg! Podobny szok przeżyłem przy podwyżce cen w styczniu 1953 r. Nie mogłem tego zrozumieć, bo pisano w gazetach, że dzięki niej stopa życiowa się podniesie, a ja to liczyłem i mi wychodziło, że stopa życiowa od tego się obniża, a nie podwyższa. No i zapytałem starego, po co to zrobili. A on tak warknął ze złością: »Żeby robotnicy mniej jedli, a więcej pracowali«”. Wtedy Karol popatrzył na ojczyma jak na wroga klasowego, który właśnie się ujawnił. Kilkanaście miesięcy później, już po śmierci ojczyma, prawdę o stalinizmie powiedziała mu matka. „Ona otworzyła mi oczy na terror stalinowski – wspominał. – Opowiedziała mi, w takim sołżenicynowskim sosie, o łagrach, o torturach. (…) To był dla mnie szok, który inni przeżyli po tajnym referacie Chruszczowa. I coś z tym trzeba było zrobić. Ja wtedy zacząłem czuć, że nie jestem identyczny z tym systemem”. Czy już wtedy narodził się Modzelewski rewolucjonista? Jeszcze trochę czasu. Jeszcze trochę zdarzeń. W październiku 1956 r. już nim był. „Dla mnie ten system okazał się zły – mówił. – Więc to system trzeba zmienić, w drodze rewolucji, bo ludzie młodzi się nie patyczkują. Kto robi rewolucję? Klasa robotnicza. Sama? Nie! Z inteligencją! Która wnosi rewolucyjną świadomość w szeregi robotników!”. • Wszyscy choć trochę interesujący się historią znają zdjęcie Lechosława Goździka z Października ‘56, przemawiającego z paki ciężarówki przed bramą Żerania. On sam, a wokół tłum. Pierwsza i druga zmiana. W tym tłumie jest i Karol Modzelewski. 18-latek, student historii, jeździł na Żerań prowadzić pogadanki z robotnikami. Chętnie go słuchali, nauczyli palić papierosy („Krztusiłem się, ale nie wypada odmawiać, kiedy klasa robotnicza częstuje…”). W Październiku był już swój, miał przepustkę, został w fabryce na noc, żeby jej bronić w razie interwencji. Parę lat później, w roku 1964, razem z Jackiem Kuroniem organizował pierwszą konspirę. „Nasz pomysł nie był pomysłem na dysydencję studencko-intelektualną – wyjaśniał w „Polsce

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 47/2017

Kategorie: Sylwetki