Afganistan rok po przejęciu władzy przez talibów Miażdżąca większość afgańskich rzek zasilana jest śniegiem. Ilość opadów i grubość pokrywy wysoko w górach wprost przekładają się na dostępność wody w rolniczych dolinach. Trzy z rzędu suche i łagodne zimy stawiają Afganistan przed nie lada problemem. Susza i jej skutki trapiły kraj już wcześniej, lecz w realiach talibskiego reżimu stanowią dodatkowe wyzwania. Czy radykałowie – z których większość gardzi nowoczesną wiedzą, także z zakresu inżynierii rolniczej – poradzą sobie z hydro-ekologicznym kryzysem? Czy będą w stanie zwiększyć import pszenicy, gdy rynki zbożowe poddane są cynicznej grze spekulacyjnej, rozkręconej na dobre po rosyjskiej inwazji na Ukrainę? Czy wystarczy im kompetencji i sprytu, by uratować afgańskie narody przed głodem? Państwo rudymentarne Nie są to nowe pytania. Świat zadawał je sobie, choć w nieco innej formie, już przed rokiem, gdy talibowie triumfalnie wkroczyli do Kabulu. We własnym przekonaniu – odzyskali miasto i kraj, utracone w 2001 r. po amerykańsko-natowskiej interwencji. Szybkość, z jaką rozpadły się prozachodni rząd i wierna mu armia, zdumiewała. Dramatyczne obrazki ze stolicy, z której uciec usiłowali obywatele Zachodu i tysiące lokalnych współpracowników dotychczasowych władz, przywodziły na myśl upadek Wietnamu Południowego w 1975 r. NATO wiało z Afganistanu z podkulonym ogonem, zostawiając za sobą koszmarny bałagan. Do 2021 r. 40% PKB kraju – i cztery piąte budżetu państwa – stanowiła pomoc międzynarodowa. Gdy Kabulem zawładnęli religijni fundamentaliści, Zachód wstrzymał wypłaty i zamroził afgańskie aktywa. ONZ nazwała te działania „bezprecedensowym szokiem fiskalnym”, a Światowy Program Żywnościowy szacował, że 14 mln Afgańczyków grozi klęska głodu. „Wielu nie przeżyje tej zimy”, wieszczono. W następnych miesiącach gospodarka skurczyła się o 40%, inflacja sięgnęła 50%, a bezrobocie skoczyło z 13 do 40%. Kraj analfabetów (60% populacji) opuściło ponad 200 tys. przedstawicieli elit, w tym nauczyciele, urzędnicy i lekarze. Ich wyjazd miał być zresztą początkiem potężnej fali emigracyjnej, która dotarłaby również do Europy. Wbrew wszystkiemu Afganistan przetrwał. Ludzie nie umierają z głodu, milionowe rzesze nie szturmują granic sytej Europy. W styczniu br. zatwierdzono pierwszy budżet od momentu przejęcia władzy przez talibów. „Pieniądze pochodzą tylko z naszych własnych źródeł, m.in. z ceł, podatku dochodowego, dochodu ministerstw”, podkreślał rzecznik resortu finansów Ahmad Wali Haqmal. Środki w pierwszej kolejności przeznaczono na wypłaty zaległych pensji, większość pracowników na rządowych posadach od sierpnia zeszłego roku pracowała bowiem za darmo. – To państwo rudymentarne, szkieletowe – twierdzi Marcin Krzyżanowski, dawny konsul w Ambasadzie RP w Kabulu. – U nas 10 mln dol. starczyłoby na „waciki”, tam na miesięczne utrzymanie całej administracji – podaje wyniki własnych kalkulacji były dyplomata. – Pamiętajmy jednak o wąskim zakresie i niskiej jakości oferowanych przez państwo usług. Talibom udało się utrzymać gospodarkę na powierzchni, co przyznaje mój rozmówca. – Przy wydatnej pomocy ONZ i dobrej woli administracji Joego Bidena – podkreśla. – W Afganistanie nadal działa kilka dużych organizacji humanitarnych i to przez nie płynie teraz pomoc w wysokości od 30 do 100 mln dol. miesięcznie. Dzięki temu funkcjonują szpitale, udaje się też utrzymać stabilność afgańskiej waluty. Systemowe uprzedmiotowianie Ale wielu Afgańczyków nie dojada. Talibowie usiłują rozkręcić gospodarkę, zwiększając wydobycie i eksport węgla. Sprzyja im wzrost cen surowca, obserwowany od wybuchu wojny w Ukrainie. David Mansfield, autor raportu na temat handlu pod rządami talibów, szacuje, że od sierpnia 2021 r. eksport węgla do Pakistanu podwoił się, do ok. 4 mln ton rocznie. Cytowany przez „Financial Times” Mansfield zwraca uwagę na zaskakującą skuteczność talibów. Kabul w pełni kontroluje handel, pozbawiając regionalnych watażków niezależnych źródeł dochodów. Poza zwiększaniem wpływów do budżetu centralnego mamy zatem do czynienia z konsolidacją władzy. A na razie pracuje tylko 17 z 80 kopalń węgla. – To więcej niż kroplówka, mniej niż solidny posiłek – komentuje Krzyżanowski, sceptycznie nastawiony do zwiększenia efektywności afgańskiego przemysłu wydobywczego. – Bez dużych inwestycji z zewnątrz niewiele da się jeszcze zmienić – wyjaśnia. „W kopalniach zatrudniani są 11-letni chłopcy!”, alarmuje „Financial Times”. To jeden z wielu przykładów nieprzestrzegania praw człowieka w Afganistanie. Praca dzieci, chociaż oburzająca, nie jest
Tagi:
Afganistan, Ahmad Wali Haqmal, Al-Kaida, Arabia Saudyjska, Azja, Azja Środkowa, bezpieczeństwo międzynarodowe, Chiny, Chorasan, David Mansfield, Donald Trump, Emmanuel Macron, Europa, Financial Times, Francja, fundamentalizm islamski, fundamentalizm religijny, geopolityka, historia ZSRR, ISIS, Joe Biden, Kabul, katastrofy naturalne, konflikty zbrojne, Marcin Krzyżanowski, NATO, Pakistan, prawa człowieka, prawa kobiet, Rosja, rosyjska inwazja na Ukrainę, stosunki międzynarodowe, susza, talibowie, terroryzm, USA, Wielka Brytania, Wietnam Południowy, wojna w Afganistanie, ZSRR