Trzy tygodnie po operacji. Bywa już, że chodzę na trzech nogach. Za tydzień mam nadzieję odstawić kule. Wyjęto mi szwy. Bardzo lubię wyciąganie szwów. Uczucie, jakbym był baleronem, który jest uwalniany z więzów. Tomek Łubieński nie żyje. Utalentowany eseista. Niepozorny, w okularkach, a jeździł dobrze na nartach, wspinał się, nie umiał grać w tenisa, ale wygrywał. „On jest taki ścichapęk”, mówił mi kiedyś o nim Janusz Głowacki, znali się od wcześniej młodości. Tomek przez ostatnie lata był już tylko głową, reszta ciała w strasznym stanie. Znosił to heroicznie, niedawno jakimś cudem napisał ciekawą autobiografię. Znaliśmy się kilkadziesiąt lat. Ceniłem jego biografię Mickiewicza. Wiele mam z nim wspomnień. Byliśmy nawet kiedyś razem na nartach. Mój sąsiad, gdy mieszkałem na Rakowieckiej. Było w nim coś zabawnego, też w wyglądzie, nawet jego wady – skąpstwo, bywał chronicznie zazdrosny – zdawały się jakoś sympatyczne. Miał cenną łatwość mówienia szczerze i autoironicznie o sobie. Rozmawiałem z nim przez telefon kilka miesięcy temu. Udręczony był przez własne ciało, ale cały zwrócony w stronę życia, życia za wszelką cenę. I zaraz kolejna śmierć, poeta Ernest Bryll. Jego znałem od początków lat 80. „Epoka wymierania” – taki będzie tytuł mojego tomu wierszy, który ukaże się niedługo w Austerii. Piękna okładka przesłana mi przez Wojtka Ornata, właściciela wydawnictwa. Mój pomysł, by była na niej skamielina. Wybrałem trylobita. Mam wielką słabość do trylobitów. U mnie w domu jest ich kolekcja. Wyglądają jak przybysze z kosmosu i może nimi są. Przesłuchanie prezesa przez komisję ds. Pegasusa. Prezes niby w klatce, ale ironicznie półuśmiechnięty, członkowie komisji słabi lub beznadziejni. Jakby podgryzali mu nogawki. Taka komisja to spektakl teatralny, trzeba dobrych aktorów. Posłowie talentów aktorskich nie mieli. Przewodnicząca Magdalena Sroka, kiedyś policjantka, lepiej by sobie radziła, gdyby sprawa dotyczyła kradzieży roweru. Ogólne wrażenie chamstwa, chaosu, bezradności i arogancji. Prezes oczywiście przekonywał, że cała sprawa Pegasusa to „antyrzeczywistość” czy „rzeczywistość urojona”, a Koalicja 15 Października zdobyła władzę w wyniku gigantycznego kłamstwa i manipulacji. W Polsce zaczyna rządzić agentura rosyjska i niemiecka, uważa Kaczyński. Uznał też, że to, co się dzieje, jest elementem działalności „lobby niemieckiego” i realizacją „starej, niemieckiej koncepcji”, a też „rosyjskich wpływów” i aktywności, której efektem ma być zatrzymanie rozwoju Polski. To jest wizja, w którą mają wierzyć członkowie sekty smoleńskiej. Prezes przeoczył, że sam popadł w nierzeczywistość. Nie pojmuje przyczyn klęski. Ani tego, że PiS z nim już więcej nie wygra. A bez niego się rozleci. Prezes może ironicznie się uśmiechać i rechotać, ale robi to, siedząc w środku błędnego koła. W jakimś byle jakim filmie niezwykła myśl francuskiego poety Paula Valéry’ego. „Przeszłość nie jest tym, czym była”. Grzebanie się we własnej i w publicznej przeszłości to mój zawód. I coraz mocniej odczuwam jej względność, niepewność, i że nigdy nie jest taka, jaką była. Wydawało mi się, że już do końca wyjadłem swoją przeszłość, ale zawsze okazuje się, że coś jeszcze zostało. Poza tym nasze życie nieustannie produkuje przeszłość, pracowicie i bez wytchnienia. Obajtek też był podsłuchiwany, jakże znamienna rozmowa z dziennikarzem, który przychodził do niego, by załatwić pracę żonie i innym bliskim. Obajtek mówił doniosłe, znamienne słowa, mieszka w nich istota państwa PiS: „Przyjacielu, uważam, że te skur… kradły i jeszcze stanowiska załatwiały. A my przynajmniej nie kradniemy, staramy się zrobić, żeby nasi ludzie, k… zarabiali. Bo przyjdą chude lata, że będziemy musieli wszyscy przetrwać”. I przyszły chude lata, ale rzeczywiście wszyscy są już dobrze pozabezpieczani. I te wulgaryzmy, knajacki język gangstera. Tak, oni wszyscy teraz zmykają z worami pełnymi łupów, nie muszą się martwić o przyszłość finansową. Dzwoni do mnie kobieta, która pisze książkę o cenzurze w PRL, więc trochę wspomnień. Były trzy cenzury: wielki urząd na Mysiej, cenzura redakcyjna i zatruwająca duszę autocenzura. Dziecko dwóch pierwszych. Pamiętam, pracowałem wtedy w „Tygodniku Kulturalnym”, gdy przyjechał do Polski prezydent USA, cenzura zaczęła ciąć teksty, które krytykowały Stany. Kwitła sztuka aluzji, a cenzorzy węszyli, mieli do aluzji nosa, dowodząc, że sami mieli grzeszne myśli.









