Czerwone złoto, czarna historia

Czerwone złoto, czarna historia

Włoska branża pomidorowa warta jest 2,8 mld euro rocznie. Padłaby bez pracy migrantów W tym roku do wybrzeży Włoch dotarło 59 tys. migrantów i uchodźców, trzy razy mniej niż w rekordowym pod tym względem 2016 r. Jednak liczba migrantów przedzierających się drogą morską do Europy znów rośnie. Według Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) w 2020 r. przybyło do Włoch 91% więcej osób niż w roku poprzednim. Większość nie ma szansy na azyl, gdyż uciekają od biedy, nie od wojny. Włochy nie podpisały umów deportacyjnych z afrykańskimi partnerami, skąd pochodzi większość migrantów. Diniegati, którym odmówiono azylu, zostają. Wielu trafia na ulicę lub do slamsów, stając się ofiarami współczesnego niewolnictwa. Miejsce w raju Mariusz Śmiejek, polski fotograf z Belfastu, jeździ na Sycylię od 15 lat. Dla atmosfery, której nie ma nigdzie indziej we Włoszech. Wyspa od zawsze była mieszanką światów. Zagęszczenie przybyszów z Afryki Mariusz zauważył ok. 2015 r. Wcześniej pracował na targowisku Ballarò w Palermo, dokumentując przypadki przemytu kobiet do seksbiznesów. Kiedy zaczął spotykać grupy mężczyzn przemieszczające się po mieście, wyspie i po całym kraju, postanowił zgłębić ich historie. – Nie chciałem się skupiać na pokazywanych przez media morskich tragediach – mówi. – Próbowałem się dowiedzieć, co się dzieje z tymi ludźmi kilka lat po przybyciu do Europy, czy znajdują tu swoje miejsce. W październiku 2017 r. Mariusz pojechał do nielegalnego obozu na wschodzie Sycylii. Od końca września do listopada trwa na wyspie sezon na oliwki. W obozie obok wioski Campobello di Mazara przebywało wtedy prawie 2 tys. osób, głównie Afrykanów. Bez prądu, wody, kanalizacji. Nikomu nie zależało, żeby informować, co się tam dzieje. Zarobki przy zbiorze oliwek to 15-20 euro dziennie. Zbieracze nie mieli dostępu do wody pitnej, nie wspominając już o posiłkach. Wieczorami wracali do namiotów. Nieliczni mieli auta, ledwie na chodzie, ale można było się w nich przespać. Pod koniec listopada w obozie zostało ok. 200 osób, które nie przemieszczały się poza Katanię, żyły tam przez lata. Mariusz zamieszkał z nimi, chcąc zbliżyć się do ludzi, którzy podjęli się wędrówki przez Afrykę do Europy. – To nieprawda, że większość żyje z zasiłków, że doją kraj, nie płacąc podatków. Oni nie mają prawie nic. Widziałem, jak prowadzą księgowość. Zapisują, kto komu pomógł, ile pieniędzy przesłał, jeżeli akurat coś zarobił – opowiada. – Kiedy np. w Hiszpanii ktoś nie ma na jedzenie, prosi o drobną pomoc tych z Niemiec czy z Wielkiej Brytanii. W marcu 2018 r. lokalne władze zniszczyły obóz, a jego mieszkańców wypędziły. Ale na plantacjach nie mogło zabraknąć rąk do pracy, więc na nowy sezon nielegalni zorganizowali sobie nowe miejsce. Oprócz niego istniał obóz zarządzany przez Czerwony Krzyż. CK pobierał 5 euro za noc – z dniówki 20 euro. Na terenie obozu nie było kuchni. W namiotach przygotowanych dla 120 osób spało ponad dwa razy tyle. 29 września 2021 r. w nielegalnym obozie wybuchł pożar. Jedna osoba zginęła, pozostałe zdążyły uciec. Ogień zniszczył wszystko, nie było do czego wracać. Nazajutrz 50 migrantów zablokowało lokalną drogę. Żądali pomocy. „Mamy swoją wartość”, mówili. Nikt poza nimi nie zgadza się na zbieranie oliwek za niewolnicze stawki. Warta miliardy euro produkcja żywności opiera się we Włoszech na niewolniczej pracy zbieraczy pomidorów, cytrusów, oliwek i winogron, które trafiają do sklepów na całym świecie. Według Global Slavery Index ok. 50 tys. osób rocznie wykonuje niewolniczą pracę na włoskich polach. Natomiast według ONZ jest ich kilka razy więcej, a 100 tys. mieszka w „nieludzkich warunkach” (dane z 2018 r.). Przywódca rewolty Yvan Sagnet przypłynął do Włoch w 2007 r. Dostał się na politechnikę w Turynie. W 2011 r. oblał egzamin, stracił stypendium i miejsce w akademiku. Nie miał pieniędzy. Pojechał na południe, zarabiać przy zbiorze pomidorów. Wylądował w Apulii. Na plantacji warunki pracy były niewolnicze. Yvan dostawał 3,5 euro za skrzyniopaletę pomidorów. Dziennie zapełniał cztery palety, co dawało mu 14 euro zarobku. Praca trwała 16 godzin. Pracowników pilnował caporale, bił ich i groził im. Sagnet wytrzymał pięć dni, po czym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 50/2021

Kategorie: Świat