Dokąd Obama prowadzi USA? – rozmowa z Henrykiem Szlajferem

Dokąd Obama prowadzi USA? – rozmowa z Henrykiem Szlajferem

6 lipca Barack Obama przylatuje z wizytą do Moskwy. O stosunkach USA-Rosja-Europa, globalnym układzie sił, priorytetach amerykańskiej polityki i relacjach z Polską mówi – Co z tą Ameryką? Czy amerykańskie przywództwo ulega dziś redefinicji, czy też erozji? – Ulega osłabieniu, bez wątpienia. Przywrócenie typu przywództwa, które znamy sprzed dziesięcioleci, jest niemożliwe. – Model światowego przywództwa, który forsowała administracja George’a W. Busha, umarł śmiercią naturalną. – Tutaj byłbym ostrożny! W tym sensie, że trzeba dostrzegać dwie warstwy takiego „modelu”. Pierwsza – to warstwa podstawowych zasad doktrynalnych, które są obecne w polityce amerykańskiej, i które – ku zdziwieniu wielu ludzi – nie zniknęły wraz z odejściem Busha. Druga zaś wiąże się ze specyfiką działań praktycznych, jakie Bush podejmował. Dwie wojny, do tego globalna wojna z terrorem i wszystko, co się z tym wiąże. Z sojusznikami czy samotnie? – Jakie zasady doktrynalne ma pan na myśli? – Podczas tegorocznej konferencji w Monachium wiceprezydent Joe Biden mówił o dwóch elementach amerykańskiej polityki. Pierwszy z nich, wybity na czołówki również w polskiej prasie – o „zresetowaniu” stosunków m.in. z Rosją. Wspomniał również o drugim elemencie, o którym już nie informowano. Brzmiało to mniej więcej następująco: tam, gdzie jest to możliwe – mówił Biden – będziemy działać wspólnie z sojusznikami, tam, gdzie jest konieczne, będziemy działać sami. Jest to zasada, która leżała u podstaw m.in. działań Busha. Ale zanim pojawił się Bush, to samo mówił również Clinton. Ten element polityki zagranicznej USA nie zniknie, będzie również obowiązywał w czasach administracji Baracka Obamy. Oczywiście, gama stylów, w jakich może być realizowany, jest ogromna. – Zbigniew Brzeziński tak pisał o Bushu: Niestety, prezydent zaczął prowadzić politykę unilateralną, kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam. Demagogiczną, opartą na strachu. Wykorzystującą slogan: jesteśmy narodem w stanie wojny. Doprowadziła ona Amerykę ostatecznie do samotnie toczonej wojny. W roli światowego przywódcy młody Bush okazał się człowiekiem nierozumiejącym swoich czasów i w ciągu zaledwie kilku lat niebezpiecznie podkopał pozycję Ameryki w świecie. – Cytat Brzezińskiego mówi bardzo wiele o stylu prowadzenia polityki przez Busha i jego administrację. Z pewnością administracja ta, zwłaszcza w czasie pierwszej kadencji, i zwłaszcza Pentagon, naruszyła proporcje między wielostronnymi i jednostronnymi działaniami. Ale przecież to nie ona odkryła, że istnieją różne płaszczyzny działania takiego mocarstwa jak USA. Ta zasada, co przypomniał w Monachium Biden, nie zmienia się. – Jak w związku z tym wygląda przywództwo Ameryki? – Był okres, że było ono nie tyle jednostronne, ile totalne. Myślę zwłaszcza o latach 50. Stany Zjednoczone były wówczas mocarstwem militarnym, były mocarstwem gospodarczym, kulturalnym, ideowym itd. Kiedy skończyła się II wojna światowa, wytwarzały ponad 50% całej światowej produkcji przemysłowej. Dzisiaj 50% wytwarzają Stany Zjednoczone i Unia Europejska – razem. Jest to rewolucyjna wręcz zmiana, jeśli chodzi o wymiar gospodarczy, i ponadto nieodwracalna. Co do wymiaru ideowego, jest kwestią do odrębnej dyskusji, w jakim stopniu wartości proponowane przez Amerykę nadal mogą być traktowane jako uniwersalne. – A trzeci wymiar – militarny? – Tu przewaga jest ogromna, dzisiaj prawdopodobnie znacznie większa niż kiedykolwiek. Warto pamiętać, że na przełomie lat 70. i 80., jeszcze w czasach Breżniewa, można było mówić prawie o parytecie. Dzisiaj różnica w militarnych potencjałach Stanów Zjednoczonymi i Rosji to niebo a ziemia. Budżet militarny USA wynosił w ubiegłym roku tyle, ile cały plan ratunkowy amerykańskiej gospodarki, czyli dobrze ponad 700 mld dol. W tym wymiarze przywództwo amerykańskie jest przytłaczające. Takich różnic w historii świata chyba jeszcze nie było (wyjątkiem jest, prawdopodobnie, imperium rzymskie). Wojny Busha, wojny Obamy – Rodzi to pokusę… – U jednych rodzi to pokusę, u drugich rodzi obawy idące w parze z poczuciem coraz większej odpowiedzialności. Zwłaszcza jeśli chodzi o sposoby użycia tej wojennej maszyny. Doświadczenie prezydentury Busha było o tyle złe, że on sam i jego administracja m.in. wprowadzili do stosunków międzynarodowych ogromne poczucie niepewności. Ameryka stała się do pewnego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 26/2009

Kategorie: Wywiady