Duda pod Cecorą

Duda pod Cecorą

Prezydent Władimir Putin pogadał sobie o Polsce (do meritum jego wypowiedzi ustosunkowałem się w PRZEGLĄDZIE nr 4/2020 i wszystko podtrzymuję). Andrzeja Dudy nie było akurat w Warszawie, miał więc wyjątkową okazję, żeby się zamknąć. „Ej, gadajta, co chcecie”, pisał Kazimierz Laskowski, a znudzona radczyni w „Weselu” wytyka samemu panu młodemu: „Ach, pan gada, gada, gada”. Wiadomo – pogada człek i przestanie. Wmieszała się w to jednak tzw. opinia publiczna, z PO tym razem na czele. Odpowiedź trzeba dać! Kłamstwa wytknąć! Antypolonizm obnażyć! No i Duda dał głos. Namiętny i jednostronny, fakty traktujący jak przedtem Putin, tylko na odwyrtkę. Świat słuchał tej rosyjsko-polskiej pyskówki i albo jej nie rozumiał, albo udawał, że nie rozumie. I wszystko byłoby przyschło, gdyby nie kontekst, a konkretnie rocznica wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz przez oddziały Armii Czerwonej. Czcić ją miano w Polsce i w Izraelu. Na obchody w Oświęcimiu polskie władze Putina nie zaprosiły, co go właśnie tak zdenerwowało, a co było, poza wszelką dyskusją, idiotycznym skandalem połączonym z próbą zmanipulowania historii. Nieobecny Putin nie mógł się wypowiedzieć w Polsce, postanowił więc nadać szczególną rangę przemówieniu w Izraelu, gdzie z kolei wystąpienie Dudy nie było przewidziane. Polacy jednak nie umieją się zadowolić remisem (społecznym podziałem pracy): Duda tu, Putin tam. Oświadczyły

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 06/2020, 2020

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma